Na początku chcę powiedzieć, że cieszę się, iż spodobał się Wam mój ostatni film. Świadczy to o tym, że priorytety w życiu macie poukładane na właściwym miejscu.
Jednak, jak to zwykle bywa, nie udało mi się uniknąć kilku komentarzy „mądrych głów” naiwnie próbujących zagonić mnie do narożnika pytaniem: „A czemuż to, skoro tak kochasz shakera, nie degustujesz z niego podczas nagrań swoich filmów?”. Niestety dla nich, odpowiedź jest bardzo prosta.
Nie kocham shakera.
Kochać to ja mogę moją narzeczoną, mamę, albo małe słodkie pandy. Rzeczywiście częściej degustuję piwo w kieliszkach, bo tak lubię, tak mi jest wygodniej, tak mi się bardziej podoba. Nie jestem wielkim miłośnikiem shakera (choć parę filmów z nim nagrałem), przy czym pragnę zaznaczyć drobną różnicę pomiędzy nie byciem miłośnikiem czegoś, a byciem tego czegoś hejterem. Szkło do piwa nie jest dla mnie sprawą życia i śmierci. Nie jest tak, że muszę go albo kochać, albo nienawidzić. Mogę je lubić albo nie lubić, mogę też, jak mawiał Skiba, mieć do niego stosunek przerywany. Mogę je raz lubić bardziej, raz mniej. Mogę lubić z jednym piwem, a nie lubić z innym. Mogę lubić na wiosnę, a nie lubić zimą. Być może niektórym trudno będzie pojąć, że danego szkła mogę nie lubić wcale, jednocześnie mając ochotę wypić z niego piwo. Bo każde szkło ma swoje miejsce, czas i piwo.
Dlatego też, rzadko, bo rzadko, ale zdarza mi się z własnej nieprzymuszonej woli wlać sobie dobrego stouta, albo pale ale do shakera. A że akurat wtedy zwykle nie nagrywam… cóż, tak się jakoś utarło, że shaker kojarzy mi się z piciem dla przyjemności i najczęściej wybieram go wtedy, gdy moim jedynym planem na resztę wieczoru jest ułożenie tyłka na mojej wygodnej kanapie. Albo na stołku przy barze. W dobrych knajpach, gdzie mnie znają i tak wiedzą w czym mi podać piwo, ale nie tupię nóżką, jeśli akurat mają tylko shakera.
Nie kocham shakera. Nawet nie zawsze go lubię. Nie będę go bronił osłaniając nagą piersią, ani wysyłał jego krytykantów na wycieczkę do Stanów. Może nawet kiedyś zdarzyło mi się napisać, że jest chujowy do degustacji, bo umówmy się, nie jest to najlepsze szkło wymyślone przez ludzkość. Ale oburzanie się na widok piwa w shakerze, odsądzanie go od czci i wiary, i twierdzenie, że „nic z niego nie czuć”, bawi mnie przeokrutnie.
Jestem tego samego zdania. W domu wolę snifter czy inne fikuśne szkło ale na wyjazdach bardziej praktyczny wydaje mi się właśnie ten nieszczęsny shaker. Jak piwo jest dobre to w shakerze się obroni. Jak jest chujowe to szkło degustacyjne tylko wyciągnie wady. A na festiwal jadę po to żeby dobrze się bawić a nie martwić się o to czy już zbiłem swoje te-ku, sniftera czy inne ipa glass czy jeszcze nie.
No i o to właśnie chodzi. Fajnie, że ktoś mnie rozumie.
Bartek Nowak – jak zwykle głos rozsądku piwnej blogosfery. Za to lubię ten blog. Spokojnie, ciekawie, rzeczowo, bez darcia mordy i łacha.
Pozdrawiam!
Łacha czasem podrę. Ale i tak dzięki. 😉
Napisałem to, zanim zobaczyłem film nawiązujący do shakergate 😀
Za to darcie łacha dałbym nominację do oscara.
Każde szkło ma swój czas i miejsce… Czasem bardziej niż szkło liczy się miejsce i atmosfera „degustacji”. A tak na marginesie to na wrocławskim festiwalu chyba jednym ze szkieł był kufel a w Łebie plastikowa szklanka i takiej afery nie było… A jak komuś nie gra szkło festowalowe to niech weźmie swoje lub na stoisku dowolnego browaru kupi sobie inne… Więcej luzu
Chciałbym widzieć real ale nalane w IPA glass. Połowa byłaby na podłodze (ociekaczu – czyli dla następnego klienta) Jak ktoś nie wie, po co jest shaker, niech nie gada głupot. Mnie się z shakera fajnie pije moje własne wysłodziny, bo po pierwsze – cała flaszka mi wchodzi bez osadu, a po drugie – z pianą i bez tego mam problemy 😉
PS Buxton i z musztardówki jest genialny!