Trzy świąteczne premiery w Piwotece Narodowej

W minioną sobotę w Piwotece Narodowej w Łodzi miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Do lokalu zaprzęgiem Reniferów przybył Dziadek Mróz wraz z niezupełnie świętym Mikołajem. Jak się potem okazało, nie był to koniec piwnych niespodzianek.

560855_508363149188159_1925307576_n

Zdjęcia dzięki uprzejmości: Piwoteki Narodowej oraz Peter Spy Photography

8 grudnia 2012 już jest dla polskiego piwowarstwa datą wręcz historyczną. Tego dnia premierę miało pierwsze polskie komercyjnie uwarzone piwo w stylu Russian Imperial Stout, zwanym wymiennie Stoutem Cesarskim. Piwo to, adekwatnie do pory roku oraz nazwy stylu ochrzczono Dziadkiem Mrozem (Дед Мороз). Jest to dzieło pierwszego polskiego browaru rzemieślniczego Artezan, powstałe z inicjatywy Piwoteki. Nie była to jedyna piwna premiera tego wieczoru, swój debiut miał również również Saint No More z AleBrowaru oraz Renifer z Widawy. Każdemu z tych piw poświęcę jeszcze przed świętami osobną szczegółową notkę, dziś natomiast chciałbym skupić się na samym evencie, choć o głównych bohaterach również będzie co nieco.

Brama do raju :)

Brama do raju 🙂

Do Piwoteki dotarliśmy około 17. Moimi towarzyszami podróży z Torunia byli Marcin i Teodor ze Sklepu Piwnego, których serdecznie pozdrawiam. Po wejściu od razu dostrzegłem kilka znajomych twarzy innych piwnych blogerów: Marcina z portery.pl, Docenta z polskieminibrowary.pl, Michała z piwnygaraz.pl i Adelę z gotowenapiwo.pl. Powitała nas także obsługa lokalu przyozdobiona w srebrzyste lodowe brody oraz ruskie papachy. Efekt możecie zobaczyć poniżej:

484314_521116561246151_495690788_n

Po krótkim przywitaniu nadszedł czas na pierwszą degustację. Lekko zmarznięty, po wejściu do ciepłego lokalu miałem ogromną ochotę na Dziadka Mroza, ale chcąc przestrzegać zasady degustowania piw od najlżejszych do najcięższych, postanowiłem zacząć od Saint No More z AleBrowaru. Zważywszy, że owo „najlżejsze” piwo miało 16% ekstraktu oraz 6,2% alkoholu, zapowiadał się dość ciężki wieczór… Niegrzeczny Mikołaj okazał się być bardzo smacznym, ciemnym i dość mocnym, ale łagodnym i słodkawym w smaku ejlem. Piwo bardzo mi zasmakowało i dość szybko zorientowałem się, że w szklance przebłyskuje dno. Akurat wtedy Marcin Chmielarz szykował się do wygłoszenia prelekcji na temat Russian Imperial Stoutu, więc stwierdziłem, że warto odejść nieco od wcześniej założonego schematu, odłożyć planowanego w drugiej kolejce Renifera na boczny tor i wysłuchać wykładu wraz z Dziadkiem Mrozem. Prelekcja była interesująca, przerywana czasem pytaniami dociekliwych słuchaczy. Szczególnie burzliwa dyskusja dotyczyła nomenklatury i klasyfikacji stylu, ja jednak nie należę do, jak to w rozmowie określono: „faszystów BJCP” i uważam, że przypisywanie piwa na siłę do konkretnej szuflady jest zupełnie niepotrzebne i kojarzy mi się ze śmiesznym i swego czasu modnym szufladkowaniem zespołów metalowych (new-age black pagan necromantic depressive massacre metal). Klasyfikacja jest ważna dla sędziów, aby mogli oceniać piwo pod kątem pewnych cech charakterystycznych dla danego stylu. Ja póki co sędzią nie jestem, więc mam to gdzieś. Wiadomo, że jak ktoś da mi piwo pszeniczne, które smakuje jak zwykły niefiltrowany lager to się wkurzę. Ale jeśli na piwie napisano, iż jest to Russian Imperial Stout, to nie będę się wykłócał, że nie, bo to jest English Imperial Stout, Imperial Porter, czy Foreign Extra Bóg wie co jeszcze Stout. Wiadomo, że są pewne różnice, ale tak drobne, że najczęściej niewyczuwalne, tym bardziej przy tak wysokiej ekstraktywności.

Marcin się wymandrza :)

Marcin się wymandrza 🙂

Wracając do meritum, Dziadek bardzo przypadł mi do gustu. Gęsty i ciemny jak smoła, drobno wysycony z niezbyt bujną i średniotrwałą pianą, przy swojej mocy 10% alkoholu sprawiał wrażenie bardzo pijalnego. Nie trącał alkoholem, choć mocno rozgrzewał i, co najgorsze, zdradliwie dawał się we znaki z lekkim opóźnieniem. Zakupiłem sobie na wynos dwie buteleczki, więc jedną wkrótce zdegustuję sobie znacznie dokładniej na spokojnie, druga powędruje na jakiś czas do piwnicy.

Po Dziadku Mrozie przyszedł czas na Renifera i od razu dotarło do mnie jak dużym błędem mimo wszystko była zmiana kolejności degustacji. W Reniferze wyczułem jedynie  jakieś korzenne, przyprawowe nuty i smak karmelowy obijający się o Coca-Colę. Generalnie pustka (pomimo 16% ekstraktu, kupy przypraw i waniliowych chipsów dębowych). Niestety picie tego piwa bezpośrednio po RISie było praktycznie równoznaczne z wylaniem go w kanał i wyrzuceniem pieniędzy w błoto. Na szczęście jedną butelkę Renifera również przywiozłem do domu, więc będę miał okazję spróbować i ocenić go „na czczo”. Na pewno wtedy będę mógł dokonać prawidłowej oceny jego walorów smakowych.

Po trzech ciemnych, mocnych, intensywnych piwach nadszedł czas na lekkie orzeźwienie. Za namową Docenta postanowiłem spróbować świeżo podłączonej…ČIPY, czyli Czeskiej IPY – piwa Karel z czeskiego browaru wędrownego Nomad. Piwo było wyśmienite i, co najciekawsze, pachniało jak rasowa AIPA, przy czym chmielone było tylko i wyłącznie czeskim chmielem! Można? To po cholerę było czekać pół roku na chmiele z Ameryki?

foto: http://peterspy.wordpress.com/

foto: http://peterspy.wordpress.com/

Oczywiście nazwa czeskiego specjału jeszcze długo po opróżnieniu szklanki była głównym tematem rozmów, żartów i językowych łamańców. W trakcie dalszej biesiady, czas płynął bardzo szybko w rytm wesołych i ciekawych rozmów i stukających szkieł, ale niestety wszystko co dobre, zwykle szybko się kończy… Czas nas naglił, bo już po godzinie 22 mieliśmy pociąg powrotny do Torunia. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze na szybko sklep Piwoteki, gdzie uzupełniliśmy zapasy na drogę powrotną i czym prędzej, lekko chwiejnym krokiem udaliśmy się w stronę dworca…

Potem nastała ciemność.

😀

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

14 comments

  1. Ciemność widzę 😀 A tak prawdę mówiąc z utęsknieniem czekam na listonosza i moje 3 buteleczki . Jak dostane , to na 10 % podzielę się wrażeniami .

      • No i się doczekałem mojego Дед Мороз.
        Pierwszy drobny zawód to to że butelki bez etykiet . Ale z drugiej strony są 3 .
        A i wysycenie jest wysokie , po piwo ucieka zaraz po otwarciu butelki .
        Kolor : pod światło , nieprzenikniona czerń , która nawet przy podświetlaniu latarką rowerową , się nie zmienia .
        Smak : Delikatnie palony , kawa , gdzieś tam przewija się karmel, śliwka , rodzynka . Zbilansowana goryczka .
        W sumie udane piwo , tylko ciut za młode . Jeszcze kilka miesięcy leżakowani , uszlachetniło by te piwo . Znaczy to że pozostałe 2 buteleczki lądują w piwnicy . Przynajmniej na 6 miesięcy .

  2. Zdrowe podejście: wiedzieć na czym polega różnica, ale nie spinać pośladów, gdy ktoś pomyli melodic death z thrashem;) Ja sobie zrobiłem w weekend premierę dwóch z trzech Komesów z zestawu. Teraz pojadę chyba po jeszcze jeden, coby sobie poleżakował (a poza tym, ten pokal…).

  3. Pingback: Świąteczne szaleństwo – Moja klasyfikacja świąteczno – zimowej oferty polskich browarów | Małe Piwko Blog

  4. Pingback: “Piwne gwiazdy i czarne dziury 2012″, czyli mój jednoosobowy plebiscyt podsumowujący miniony rok. | Małe Piwko Blog

  5. Pingback: Piwne święta z małym piwkiem | Małe Piwko Blog

  6. Pingback: Szybki test: Artezan – Czerwony Kapturek | Małe Piwko Blog

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *