Czy jesteś pewien, że Tyskie, które pijesz produkowane jest w Tychach, Żubr występuje tylko w białowieskiej puszczy, a Dionizos to Browar Zamkowy w Radomiu? No to zaraz się zdziwisz!
W sklepach jest mnóstwo piw, o których poza marką oraz nazwą i adresem centralnej siedziby spółki nie wiemy kompletnie nic. Dzieje się tak ponieważ w świetle polskiego prawa producenci nie mają obowiązku podawać miejsca produkcji piwa, które sprzedają. Jest to spory problem, z którego większość konsumentów nie zdaje sobie nawet sprawy, a który często wprowadza ich w błąd, co do produktu, na który przeznaczają swoje ciężko zarobione pieniądze. Przeanalizujmy zatem trzy grupy piw, w których problem ten występuje najczęściej.
1. Piwa koncernowe
Pierwszą, stosowaną na największą skalę praktyką dezinformacji dotyczącej miejsca produkcji danego piwa mogą „poszczycić” się wielkie koncerny, które w ramach zmniejszenia kosztów logistyki oraz zwiększenia produkcji zlecają ją swoim mniejszym bądź większym zakładom zamiejscowym.
I tym sposobem np. mieszkaniec północnej Polski kupując w swoim sklepie znane wszystkim piwo z Tychów o nazwie Tyskie Gronie, pije tak naprawdę piwo uwarzone nie w Tychach, lecz w Poznaniu lub Białymstoku, a z informacji zawartych na etykiecie może wyczytać jedynie, iż piwo wyprodukowane zostało przez Kompanię Piwowarską z główną siedzibą w Poznaniu. Analogicznie sprawa wygląda np. z Żubrem, który poza dawnymi Browarami Dojlidy, należącymi teraz do KP, powstaje także w Poznaniu i Tychach. Co ciekawe, Żubr Ciemnozłoty prawdopodobnie w ogóle nie widział puszczy, gdyż jedyne znane mi miejsca jego produkcji to Tychy i Poznań. (Nie mam informacji, jakoby Żubr Ciemnozłoty był produkowany w Białymstoku.)
W tym temacie grzeszki na swoim koncie ma nie tylko KP, podobnie działa Grupa Żywiec, czy Carlsberg Polska. I tak przykładowo, Żywiec Porter powstaje w Cieszynie (co akurat jest jego zaletą, ale nie zmienia to faktu, ze z etykiety piwa się tego nie dowiemy), a Okocim Pszeniczne w ogóle nie jest polskim piwem, bo powstaje poza granicami Polski, w bliżej nieznanym kraju UE, w jednym z browarów należących do Carlsberga. Podobnie było z dawnym Książęcym Pszenicznym z KP, który według niepotwierdzonych źródeł był odpowiednikiem (czyt. klonem) holenderskiego pszenicznego Grolscha. Modny, drogi i lanserski Desperados powstaje w Żywcu na francuskiej licencji. O tym, że Heineken i Carlsberg są robione w Polsce, chyba nie muszę wspominać. Jeszcze innym przykładem jest piwo Królewskie z browaru, który już dawno jest zrównany z ziemią, mimo to piwo o tej nazwie cały czas pojawia się w warszawskich sklepach, a logo browaru nawet na koszulkach jednej z drużyn piłkarskich. Cud!
Przykłady można mnożyć, ja podałem tylko te najbardziej znane. Oczywiście ciężko jest przedstawić konkretne i rzetelne źródła niektórych powyższych informacji, gdyż wynikają one jedynie ze żmudnej pracy piwoszy tropiących zakłady produkcyjne najczęściej po kodach partii produkcyjnych znajdujących się na opakowaniach. Innej możliwości nie ma, a informacje o miejscach produkcji poszczególnych marek nie są ujawniane i właśnie przez to również rodzą się przeróżne domysły i niepotwierdzone plotki, takie jak choćby ta o Tatrze w Desperadosie, czy Grolschu jako Książęcym Pszenicznym. Często szkodzą one samym producentom bardziej niżby szkodziła jawna informacja na temat miejsca produkcji i składu piwa. Osobiście uważam, że produkowanie jednej marki piwa w kilku różnych miejscach nie jest jakimś bardzo dużym grzechem koncernów, natomiast nieinformowanie o tym konsumenta, już owszem.
2. Piwa z pseudo-browarów
Tutaj sprawa jest znacznie bardziej perfidna, a miejsce produkcji trudniejsze do wytropienia. Generalnie sprawa polega na tym, że przedsiębiorca chcący zrobić łatwą kasę na piwie, zakłada sobie firmę, którą nazywa browarem, a piwa zamawia od prawdziwego browaru i sprzedaje je pod własną marką.
Koronnym przykładem jest tu „Browar Zamkowy Dionizos w Radomiu”, który jest de facto browarem domowym produkującym piwa na własny użytek, a sprzedającym pod tą samą nazwą piwa zakupione od innych browarów. Oczywiście oficjalnie nikt nie wie, które to są browary. Dionizos ich nie wymienia na etykietach, a one same też nie bardzo kwapią się do afiszowania się tą wątpliwą moralnie współpracą.
To jest zupełnie tak, jakbym ja założył teraz firmę o nazwie „Browar Demon”, na swojej stronie napisał o historii browaru, jego nawiązaniu do odgrzebanych w ogródku średniowiecznych receptur moich praprzodków zamieszkujących te ziemie pięćset lat temu, pasji, tradycji i innych takich pierdołach, po czym dodał, że tego piwa nie da się kupić, bo to piwo domowe, ale możecie pod tą samą nazwą kupić w sklepach klony piw z innych browarów zaprawione przeróżnymi smakowymi sokami, syropami i innymi badziewiami. Zresztą, co ja Wam będę gadał. Wejdźcie na ich stronę i pośmiejcie się sami. Widzicie teraz jak cwana i perfidna jest to zagrywka. Nie dajcie się oszukać. Przestrzegam Was przed tym tworem i innymi mu podobnymi, takimi jak Łebski Browar, który piwa z Witnicy sprzedaje pod markami Łebskie, Międzyzdrojowe, Sopociak, a na swojej stronie pisze, że „w pradolinie plantacja chmielu warzy to, co najlepsze”, poza tym podając tylko numer konta i dane do zamówienia. Od razu widać co w tym „browarze” liczy się najbardziej oraz jaki poziom reprezentują jego „twórcy”.
Najnowszym tworem wyczerpującym znamiona tej grupy jest piwo Wielickie – przedsięwzięcie pewnego piwnego sklepu z Wieliczki, które tak naprawdę produkowane jest w browarze Południe w Wąsoszu. Nie byłoby w tym nic szczególnie zdrożnego, gdyż wiele sklepów i lokali zaopatruje się w browarach w „swoje” markowe piwo, gdyby nie fakt, że na stronie piszą o browarze w Wieliczce i o zgrozo! – piwie rzemieślniczym, a to już jest jawne wprowadzanie konsumentów w błąd. Obecnie strona jest w remoncie, więc być może właściciele marki wyciągnęli odpowiednie wnioski po serii krytycznych komentarzy. Miejmy nadzieję.
3. Piwa marketowe
Trzecia grupa to piwa marketowe, gdzie dodatkowo występuje spory problem z tak zwanymi klonami. Wygląda to mniej więcej tak. Duży browar przyjmuje zlecenie od sieci sklepów, na wyprodukowanie dajmy na to trzech rodzajów piwa pod marką, na którą dany sklep będzie miał wyłączność. Najczęściej jest to zestaw Jasne, Mocne i Super Mocne spięte jedną wspólną nazwą. I teraz, kiedy taki browar dostanie takie zamówienie od 5 dużych sieci handlowych, bo każda z nich zechce mieć „własne” piwo, to nie będzie przecież dla każdej z nich opracowywał nowych receptur, tylko uwarzy dużą ilość trzech rodzajów, a będąc precyzyjnym, jeden rodzaj piwa o trzech różnych gęstościach brzeczki i rozleje to samo piwo do 5 różnych wzorów puszek, pod 5 różnymi nazwami. Proste?
To byłoby jeszcze pół biedy, gdyby na każdej puszce widniała nazwa browaru, który to piwo wyprodukował. Niestety najczęściej podana jest jedynie nazwa spółki oraz adres siedziby głównej. Ale to i tak jeszcze nie jest najgorzej, bo częstokroć zdarza się, że na opakowaniu nie ma ani słowa nawet o producencie, a jedynie napis „Wyprodukowano dla…”
Na koniec warto się zastanowić dlaczego browary tak bardzo boją się ujawniać prawdziwe miejsca produkcji swych piw.
W przypadku koncernów sprawa jest prosta. Jeśli piwo nazywa się Tyskie, to fakt produkowania go np. w Białymstoku jest trochę niewygodny. Tak samo wizerunek Żubra, powstającego w zaciszu Białowieskiego Parku Narodowego gryzłby się nieco z ogromem Tyskich Browarów Książęcych. W reklamach, Żywiec od lat pochodzi tylko z Żywca, a tu jednak porter jest z Cieszyna, trochę nie halo.
Co do pseudo-browarów, sprawa jest nieco inna. Myślę, że samym „producentom” nie sprawiłoby problemu napisanie, że to i to piwo pochodzi z tego i tego browaru. Wydaje mi się, że tutaj to właśnie te browary, które sprzedają swoje piwo podmiotowi udającemu browar dbają o to, aby miejsce jego produkcji nie było powszechnie znane. Zdają sobie najwyraźniej sprawę, że te piwa są, jakie są.
Tak samo wygląda sytuacja w przypadku trzeciej grupy – piw marketowych, na których nie ma żadnych informacji o producencie. Zastanawiająca jest natomiast sytuacja, gdzie na opakowaniu jest podana nazwa spółki, ale nie ma nazwy konkretnego zakładu. Tu z kolei sprawa może się obijać o najzwyklejsze w świecie lenistwo i cięcie kosztów, bo jeśli dajmy na to spółka ma kilka browarów i w każdym z nich produkuje dane piwo na określony obszar Polski, musiałaby przygotować kilka wzorów opakowań, do każdego browaru inne, a tak sprawa jest prostsza. Po co inwestować dodatkowe środki w dyskontowe piwo? Przecież nie dla połechtania samopoczucia grupki piwnych sekciarzy.
Jak widać problem jest głęboki, a rozwiązać go można jedynie drogą legislacyjną, czyli zmianą prawa. Na to niestety jesteśmy za słabi, więc póki co jedynym orężem jakie posiadamy jest nagłaśnianie problemu, rozpowszechnianie informacji, i uczulanie konsumentów, aby zwracali uwagę na to, gdzie zostało wyprodukowane piwo, które piją.
Spodobał Ci się ten wpis? Odwiedź mnie na Facebooku, tam znajdziesz jeszcze więcej! – Małe Piwko Blog
Jest jeszcze czwarta grupa, najmniej liczna ilościowo ale najbardziej perfidna. Jest to piwo serwowane w browarach restauracyjnych, a pochodzące z zewnątrz. Niekiedy w lokalu otwarcie mówią skąd pochodzi piwo i to jest w porządku, ale w wielu przypadkach obsługa wmawia klientom, że piwo zostało uwarzone o w tym oto pięknym browarku który państwo widzą za ladą. I to jest dramat. Bywa że restauracyjne posiłkują się piwem z zewnątrz w przypadku chwilowego braku, ale wiem że są też tacy, którzy robią to permanentnie.
Zgadza się, jest to jednak tak marginalna grupa, że o niej nie wspomniałem.
Ilościowo marginalna, ale dla piwnych sekciarzy i czytelników piwnej blogosfery znacznie ważniejsza niż marki marketowe, czyż nie? A nabywcy piw marketowych raczej blogów piwnych nie czytają.
Ale akcja jest wymierzona nie w sekciarzy, którzy doskonale o tym wszystkim wiedzą, ale właśnie w osoby zainteresowane piwem, ale jeszcze nie do końca zorientowane w temacie.
Z browarów restauracyjnych, które serwują nie swoje piwa non stop znam chyba tylko jeden, a i tak podobno czasem leją swoje. Potrafiłbyś wymienić 10 minibrowarów które stale leją nie swoje? Ilość poniżej tej liczby to margines marginesów. Oczywiście nie liczymy tych, które serwowały pożyczone piwo zanim nie było gotowe ich własne.
No właśnie, takie osoby zainteresowane piwem pójdą do browaru restauracyjnego i padną ofiarą oszustwa, z którym ta akcja miałaby się rozprawić. Swego czasu na browar.biz w temacie BrowArmii był taki, który zachwycał się serwowanym tamże pilsem i był bardzo niepocieszony kiedy dowiedział się o jego pochodzeniu.
A skąd ta liczba 10? Łącznie naliczyłem w Polsce 36 browarów restauracyjnych, czyli wszystko poniżej 28% to margines marginesów? Wspominałeś kiedyś na blogu, że matematyka nie jest Twoją ulubioną nauką, ale bez przesady 😉
wszystko poniżej 28% z 0,5% z 5% ze 100%. To nie margines?
Ehem, a piwo Wielickie to niby co, mejnstrim? 😛
Piwo Wielickie podałem w celu pokazania przykładu nowego trendu wypuszczania „piw rzemieślniczych”. Marcin, opisałem trzy grupy w których problem jest najbardziej widoczny. Problemu browarów restauracyjnych nie opisałem bo sam osobiście się z nim nigdy nie spotkałem, znam go tylko z opowiadań, nie mam dowodów i uważam go za marginalny. Temat nie jest zamknięty, ani też wyczerpany. Zostawiam pole do popisu dla innych, mogą te grupy rozszerzać, zmieniać, rozdzielać, łączyć, dodawać nowe, tworzyć swoje własne zupełnie inne, polemizować ze mną, drążyć temat, cokolwiek. Nie jestem chyba jedynym blogerem piwnym w Polsce, tak? Zostawmy to już.
„Ten Pan ma rację”
imponująca wiedza, gdzie rozlane? a nie jak smakuje?
Nie wiem jak ty, ale ja wolę wiedzieć, czy jajko które jem pochodzi od kurki hasającej sobie wolno po wybiegu na wsi, czy od takiej zamkniętej całe życie w klatce metr na metr razem z 50 innymi.
A smak sam za tym bardzo szybko pójdzie.
Z tego co słyszałem, to Dionizos to hurtownia alkoholi dla której piwo produkuje (a przynajmniej produkował) Browar Krajan z Nakła. Na pewno wszystkie Bernardy były produkowane w Nakle – to akurat wiem od Dyrektora Produkcji z Krajana.
Nie wszystkie. Niektóre były też robione w Browarze na Jurze, Gościszewie, Jagiełło czy Zodiaku. Być może obecnie jest to tylko Krajan (na pewno w bardzo dużej części tak), ale czy całkowicie to przejął, tego już nie wiem, bo mnie to nie interesuje.
Czy Czarną Szmatę robią jeszcze w Elblągu?
Robią, ale z tego co wiem część jest też robiona w Warce. Bodaj Specjal Niepasteryzowany.
No bydgoski Kujawiak też stoi na półce nie wiadomo skąd lany bo browar w gruzach….
Warka lub Elbląg.
Z tego co wiem robia go w Warce
Źle się wyraziłem, powinno być „Warka i Elbląg” 😉
Taka sama sytuacja jak z królewskim jest z Piastem, który się mieni wrocławskim. Co prawda browar jeszcze po części stoi, ale wykupiony przez jakiegoś developera.
Masz może jakąś ściąge do partii typu 1-Tychy, 2-Poznań itd. ?
Zamierzam coś takiego opracować w najbliższym czasie. Te informacje można znaleźć na browar.biz, choć są dość rozproszone.
A z Piastem jest tak jak piszesz, obecnie robiony jest w Brzesku.
Taka ściąga jest na facebooku, jeśli takowy posiadasz 😉
https://www.facebook.com/pages/Piwny-informator/352803964824252
Łomża, Perła? Wiadomo coś o tych browarach?
Łomża warzy u siebie, choć na etykietach podaje chyba adres siedziby Royal Unibrew w Warszawie, ale już o ile dobrze pamiętam, np. na takim Argusie Niefiltrowanym z Lidla nie jest napisane, że warzony jest w Łomży. (i jest de facto jej klonem)
Perła też warzy u siebie, i nie wiem co podaje na etach, bo dawno nie miałem w ręku. Chyba adres Browarów Lubelskich.
Co ciekawe Lomża wazy tez piwo Fasberg z biedronki w butelkach i o etykietach w kształcie identycznym jak oryginalna Lomża (miejsce produkcji opisane na etykiecie).Jednakbiedronkowy Fasberg w puszce produkowany jest już przez jakiś inny browar.
Coś słyszałem, ale nie widziałem. Puszkowe Fasbergi są robione przez Browary Łódzkie, Głubczyce i Van Pur, w zależności w jakiej części kraju się kupuje, ale to na szczęście jest bardzo ładnie na każdej puszce napisane.
Gdzie dane piwo jest warzone jest podane w kodzie (jako litera) na butelce albo na puszce. Nie pamiętam wszystkich literek, ale S oznacza Leżajsk, K oznacza Warkę, a H chyba Białystok. Co więcej piwo warzone w miejscu pochodzenia będzie inne niż kupione w sklepie oddalonym od tego miejsca. (Jak znajomi z Żywca przywozili żywca z browaru bezpośrednio, to było co innego, co można było wtedy dostać).
Hmm, tak w kwestii lenistwa i konieczności przygotowywania różnych opakowań dla różnych regionów – skoro i tak miejsce produkcji jest ukryte w numerze serii, to czemu nie drukować ściągawki na etykiecie? Tak, jak jest z soczkami dla dzieci, gdzie część jest słodzona cukrem, część słodzikiem, część i jednym i drugim, a na etykiecie jest po protu opisane, jak rozszyfrować numer serii. 🙂
Pingback: Browary Łódzkie – Sarmackie Mocne | Małe Piwko Blog
Na marginesie Wielickiego… znam obecnego wlasciciela browaru Poludnie i osobe ktora odpowiada tam za marketing – sa w stanie rozlozyc kazdy biznes – tak wiec testujcie ich piwa poki jeszcze istnieja 😉
Ja też wolałbym Tyskie z Tychów, ale czy stać nas na piwo komercyjne w cenie 5-6 zł. wole płacić 3 zł i pić Tyskie z Białegostoku.
dodam jeszcze jeden przykład koncerniaka, którego jak widzę to serce mi się kraja, a co dopiero starsi wrocławianie, którzy chodzili jeszcze do przybrowarowego baru. Piast Wrocławski widzi Wrocław dopiero z perspektywy puszki/butelki.
ja tam wole wóde z kiełbasą i ogórem!
Żyje człowiek tyle czasu na tym świecie, a liczba i metody cwaniaków i oszustów ciągle zaskakują…