Zapewne na którymś z etapów wgłębiania się w piwną kulturę zdarzało Ci się głosić tezę zawartą w tytule. Myślę, że każdy z nas, odkrywając piwny świat, musiał lub musi przejść przez fazę bezrefleksyjnego dzielenia piw na syfiaste „koncerniaki” i wspaniałe „piwa regionalne”. Jest to najpewniej efekt pierwszego doświadczenia, że jednak to, co piliśmy do tej pory nie było tym, czym myśleliśmy, że jest, oraz związanej z tym nagłej potrzeby dzielenia się ze światem tą wspaniałą nowiną.
Niestety. Takie stawianie sprawy jest równie trafne, co twierdzenie, że wszystkie Niemki są brzydkie, a w Polsce mamy same piękności.
Owszem, koncerniaki w dużej większości są piwami nieciekawymi i pozbawionymi walorów smakowych. Główną ideą producentów szeroko pojętych piw koncernowych, choć wolę bardziej precyzyjne określenie: „międzynarodowych lagerów” (international lager beer), jest stworzenie piwa jak najmniej wyrazistego w smaku, takiego, które przypadnie do gustu większości. Albo innymi słowy: takiego, które nikogo nie odrzuci. Piwa bez aromatu, piwa bez goryczki, piwa bez smaku, ale także co za tym idzie, a o czym się często zapomina, piwa bez wad.
Czy zatem nijakość jest wystarczającym powodem, by te piwa nazywać chemią, sikami, syfem, i odsądzać je od czci i wiary?
Dlaczego według wielu, w zestawieniu z jałowym, ale czystym w smaku koncerniakiem, wadliwe piwo regionalne walące kapustą, selerem, zjełczałym masłem, starymi skarpetami, czy rozpuszczalnikiem, powinno być uważane za coś lepszego? Tylko dlatego, że jest regionalne? A co jeśli browar regionalny oferuje nam takiego samego international lagera, jak koncern? (Co już w wielu przypadkach ma przecież miejsce.)
Jednym z najistotniejszych elementów piwnej kultury jest według mnie świadome picie piwa, a trudno takim nazwać zachwycanie się wadliwym, czy nijakim piwem regionalnym, tylko dlatego, że nie zostało ono wyprodukowane w browarze należącym do dużego koncernu. Wybór, czy też ocena piwa dokonana za pomocą kategorii: piwo koncernowe – piwo regionalne, nie jest wyborem, czy oceną świadomą.
Rozmaitych kategorii, selekcji i klasyfikacji piwa jest wiele. Jednak najprostszym i najsprawiedliwszym z nich jest podział na piwo dobre i niedobre. Oczywiście nie ma nic złego w tym, jeśli wadliwe piwo będzie Ci smakować. Nie każdy przecież musi być obiektywnym sędzią. Dopóki piwo daje przyjemność Tobie, jest, subiektywnie, dobrym piwem. Ważne jest jednak to, aby oceniać je nie kierując się aktualną modą, ideologią, czy też tym, co mówią inni, ale poprzez pryzmat własnych doznań sensorycznych.
Ja zawsze powtarzam, że szukając piwa wybitnego prędzej znajdziemy je w małym browarze, niż w wielkim, ale to również w małym browarze jest większa szansa trafienia na piwo zepsute, wadliwe, czy wręcz niepijalne. Gdy pomyślę sobie o najgorszych piwach, jakie piłem w życiu, to na myśl nie przychodzą mi koncerniaki, a właśnie niemal wyłącznie piwa z małych, regionalnych browarów. Taka generalna zasada, że małe jest piękne, a duże jest be, nie istnieje, bo świat nie jest czarno – biały. Wśród browarów małych, rzemieślniczych czy regionalnych (jak zwał, tak zwał), obok świetnych, czy wybitnych, istnieje gro takich, które mają za uszami jeszcze więcej, niż koncernowe fabryki. Tak samo, jak i wśród piw koncernowych spokojnie można znaleźć kilka smacznych, czy choćby przyzwoitych pozycji.
Bo prawda jest taka, że nawet w Niemczech rodzą się czasem panny wybitnej urody, a i nie wszystkie Polki, choć tak urocze i tak ochoczo adorowane, nadają się na Miss Świata. 😉
EDI! 😛
może nie syf zaraz, ale polskie koncerniaki wzorem Monty Pythona są jak „sex in a canoe – too fucking close to water”. Chociaż piłem gorsze piwo niż żywskie: bud light.
A do EDI’ego dołożę KOREB, kwasiżury od nich podważają wiarę w browary regionalne…
i spaliłem, miało być „fucking too close to water”
Świetnym przykładem potwierdzającym Twoją tezę jest miejscowa moda na picie lagerów z Raciborza. O ile mi żelazo w piwie nie przeszkadza, tam jest na tyle solidne, że nie jestem w stanie tego przełknąć… A ludzie wolą wypić to, niż sprawdzonego koncerniaka w podobnej cenie.
Należy też zaznaczyć, że koncerny coraz częściej zaczynają wchodzić w rynek piw „wartościowych”, na ten moment raczej są to badania, ale to tylko pokazuje, że jeżeli koncerny uznają rynek „craft” za opłacalny, to będą w stanie „robić robotę” na przyzwoitym poziomie 😉
A, no i grilla też trzeba czymś podlać, a barley wine byłoby mi szkoda 🙂
Coś w tym jest- gdy kupuję klasycznego Żywca to wiem, że to piwo wcale mnie nie porwie oraz nie dostarczy wielkich wrażeń degustacyjnych. Lecz gdy szukałem jakiejś mniej obciążającej portfel i sumienie alternatywy dla nienajtańszych wypustów browarów craft, na przykład lagera z browaru „regionalnego” trafiałem na ordynarny DMS ( czy inną nutę, która nawet jeśli nie była dmsem, a czymś co za owy straszny związek uważam), który sprawiał, że piwo dopiłem na siłę, by nie mieć wrażenia utopionych pieniędzy. Nie przeczę, że „regionalne” browary są w stanie zrobić świetne piwo ( czyli prawie wszystkie portery bałtycke/ciechan IPA/lagery w których nie ma poważnych wad) lecz jeśli chodzi o zwykłe dostarczenie % do mózgu wolałbym postawić na lagera, który tak jak to ująłeś- jedyną zaletą jest brak wyraźnych wad, niż ryzykować obecność trzech powodujących koszmary liter, lub wydać parę PLN więcej na porządny porter/piwo rzemieślnicze( mam nadzieję że uda mi się dorwać Czarcią Krew Twojej receptury :D)
No wiesz, nie każdy ma potrzebę dostarczenia alkoholu do mózgu, lub jak to mawia Kopyr – czochrania sobie beretu. Ja uważam, ze piwo powinno się pić dla smaku i aromatu, więc nie widzę sensu zamęczania się jakimiś koncerniakami. Jak chcę się napić czegoś co smakuje jak woda, to wybieram wodę ;D
Natomiast zgadzam się z Bartkiem w kwestii picia często wadliwych piw regionalnych tylko dlatego, że są regionalne. Trzeba wiedzieć mniej więcej co kupować, żeby nie wydawać kasy w błoto.
Bartek, to, że piwa z małych browarów często są kiepskie wcale nie oznacza, że koncerniaki to nie jest syf. Koncerniaki to syf z innych powodów – HGB, fermentacja w przepływie, stosowanie enzymów zewnętrznych, wyciskanie jak największej ilości alkoholu z jak najniższego ekstraktu przy pomocy zastosowania dodatków niesłodowanych. Po koncerniakach głowa boli jak po wódzie. Piszę oczywiście o piwach z wielkich fabryk, a nie o każdym browarze należącym do koncernu, bo w niektórych warzą normalnie.
Jasna sprawa, tyle, że ten tekst nie ma za zadanie bronić koncerniaków i udowadniać, że są super, tylko pokazać, że nie ma takiej zasady, że piwo regionalne jest lepsze z założenia – zawsze i wszędzie. I, że mimo grzechów koncernów, czasem można spotkać lepsze piwo od nich, niż z tzw. browaru regionalnego.
Mnie głowa boli po alkoholu generalnie. Dzielenie alkoholu na ten „z dobrego piwa” a ten z „niedobrego koncerniaka” to jak mówienie, że po Grey Goose kaca nie ma, a po Absolwencie jest.
Jednak nie wszyscy przechodza przez etap o ktorym mowa w artykule. Mnie on jakos ominal. Nadal chetnie napilbym sie zwyklego zimnego Zubra, w goracy, parny dzien i juz nie moge doczekac sie chwili kiedy po dwoch latach picia amerykanskiego craftu w koncu to nastapi. Moze niektorzy czuja sie oszukani ze doplacali do piw premium (lech premium itp) te pare groszy zamiast pic tanie eurolagery 😀
Zastanawia mnie dlaczego w artykule operujesz ciagle sformulowaniem „browary regionalne”, przeciez polski craft w dziedzinie dostarczania syfu tez nie ma sie czego wstydzic (zreszta amerykanski tez, ale to juz inna para kaloszy).
Ok, prawie wszyscy.
Sformułowania „Browary regionalne” używam, bo:
1. To właśnie one według wielu ludzi są wspaniałym lekiem na piwa koncernowe, to one są otaczane niezrozumiałą bezkrytyczną czcią, a nie rzemieślnicze.
2. Jest to pojęcie szersze, niż craft i w świadomości ludzi obejmuje wszystkie browary średnie i małe, a nawet czasem duże.
Ciekaw jestem jakich to syfiastych amerykanskich craftow kolega Anonimowy_Gal mial okazje sprobowac?
Fakt najgorsze piwo jakie piłem było z tzw regionalnego browaru Jagiełło, nazywało się dzielnie „Magnus – piwo ciemne uwarzone z czterech gatunków słodu”. Nie wiem co to było i ile to miało wad, ale po 100 ml miałem odruch wymiotny i nie dopiłem tego syfu. Brudna ściera po myciu podłogi była chyba milsza w zapachu, smak był mocno nijaki plus to samo co w smaku – szmata, chmiel nie istniał, ciemne i słodowe. Wbrew wszystkiemu to mi niektóre Raciborskie nie przeszkadzały, ale tylko niektóre (a w zasadzie to jeden rodzaj piłem). Co do koncerniaków, hmmm piłem a co jak każdy ;-).
Co prawda mam też bardzo dobre doświadczenia z regionalnymi browarami i ich wyrobami. Kiedyś był dostępny „Jurand” wytwarzał go browar w Szczytnie. Piwo było naprawdę doskonałe, jednak się zepsuło… no a na dodatek browar obecnie nie produkuje piwa (przynajmniej na stan mojej wiedzy).