Chmielogłowi na baroszwędaniu piją kraftowe jednochmiele w wielokranach

Jak zapewne wiecie, ostatnimi czasy polskie piwowarstwo rozwija się bardzo dynamicznie, garściami czerpiąc ze wzorców zachodnich, głównie amerykańskich. Dotyczy to w równej mierze samych piw, filozofii warzenia, jak i „piwnego” języka.

Odkąd przez kraj zaczęła przetaczać się piwna rewolucja, w naszym słowniku pojawiło się wiele nowych, obcobrzmiących określeń, takich jak np. multitap, pub-crawl, hop-head, czy single-hop. Tłumaczył ich nie będę, bo myślę, że wszystkim są one doskonale znane.

Istnieje jednak grupa osób, uważających się za językowych patriotów i purystów, która w imię czystości języka polskiego uparcie lansuje sztucznie stworzone przez siebie (lub znajomych) polskojęzyczne odpowiedniki angielskich określeń.

W efekcie, zamiast zaśmiecać język polski plugawymi słowami obcymi, w dobrej wierze zaśmieca go często jeszcze gorszymi, dziwacznymi neologizmami, które w rzeczywistości są niczym innym, jak pokraczną kalką tegoż właśnie znienawidzonego, próbującego zawłaszczyć ostatnie resztki naszej polskości, języka angielskiego.

I oczywiście nie byłoby w tym niczego złego, gdyby była to luźna, twórcza zabawa naszym bardzo plastycznym językiem. Niestety, coraz częściej odnoszę jednak wrażenie, że niektóre osoby traktują te dziwne słowa bardzo serio i gdyby mogły, najchętniej od razu umieściły by je w słowniku języka polskiego, najlepiej wraz z przypisaniem autorstwa.

W tym miejscu chciałbym zaapelować o zdrowy rozsądek i nieco mniej megalomanii. Uważam, iż tam, gdzie angielskie słowo można zastąpić polskim, należy to robić. Dlatego też m.in. znacznie częściej, niż anglicyzmu „lacing” (lejsing), używam słowa „koronka”. Natomiast nie widzę niczego złego w użyciu angielskiego słowa, kiedy nie posiada ono polskiego odpowiednika. Oczywiście wszystko z umiarem.

Jeśli więc miałbym wybierać, między wypowiedzią, będącą tytułem tego wpisu, a stwierdzeniem, że „Hophedzi podczas pubcrawlingu piją craftowe singlehopy w multitapie”, bez mrugnięcia okiem wybrałbym to drugie. Nie dlatego, że mi się bardzo podoba, ale dlatego, że przynajmniej brzmi znacznie mniej pretensjonalnie.

Na szczęście, jak to zwykle bywa, poza dwoma skrajnymi, istnieje jeszcze jedno wyjście. Gdybym chciał po polsku przekazać informację zawartą w tytule tego wpisu, rzekłbym po prostu, iż podczas wędrówek szlakiem knajp z dużym wyborem beczkowego piwa rzemieślniczego, miłośnicy goryczki piją piwa chmielone tylko jedną odmianą.

Ładnie? Ładnie. Po polsku? Po polsku. Za długo? Skoro nasz język jest taki piękny to chyba nie warto go skracać i upraszczać, prawda?

A więc da się!

Dlatego też uważam, że skoro już tak bardzo chcemy dbać o jakość języka polskiego, to róbmy to z głową, umiejętnie korzystając z jego aktualnego bogactwa i niesamowitego wręcz potencjału opisowego, zamiast zapożyczać, albo na bazie tychże zapożyczeń kaleczyć go, tworząc słowne koszmarki. A jeśli już chcemy tworzyć neologizmy, to róbmy to z pomysłem, aby nie były to najprostsze kalki językowe.

Znacie jakieś inne przykłady wkurzających zapożyczeń, albo jeszcze bardziej wkurzające przykłady koślawych neologizmów piwnych? 

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

7 comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *