Beczkowe na wynos – profanacja, czy udogodnienie?

Niedawno zapanowała dziwna moda. Coraz więcej specjalistycznych sklepów z piwem oraz, co już jest dla mnie niepojęte, pubów, wprowadza do sprzedaży piwo beczkowe – lane „na wynos” do plastikowych butelek PET. Z tym procederem spotkałem się osobiście kilkukrotnie, ale nie wzbudził on we mnie jakichś szczególnych emocji i nie pobudził mnie do żadnych głębszych refleksji – ot zwykła próba wzbogacenia oferty i wyróżnienia się na rynku – pomyślałem. I pewnie zlewałbym ten temat dalej, gdybym nie dowiedział się co sądzą o tym sami producenci, których piwa są serwowane w ten sposób.

Inspiracją do tego tekstu była dla mnie dyskusja na prywatnym profilu jednego z przedstawicieli polskiego piwowarstwa rzemieślniczego, którą zapoczątkował zdjęciem zrobionym w jednym z warszawskich pubów i dość ostrym, wymownym komentarzem.

1237046_10202038775639338_1807650911_n

Z tego co widać, na zdjęciu mamy piwo beczkowe uwarzone w jakimś browarze, przelane do butelek PET z etykietką zawierającą logo i adres pubu. No dobra, ale co w tym złego?

Oddajcie sklepowi, co sklepikarskie, a pubowi, co pubowe.

Powyższa parafraza znanego biblijnego powiedzenia jasno pokazuje, że gdzieś tu się coś komuś poplątało. Tak jak w pubie z reguły nie zamawia się piwa butelkowego na wynos, tak do sklepu z piwem nie powinno się przychodzić po piwo z beczki, chyba, że sklep oferuje możliwość spożycia takiego piwa na miejscu (ale wtedy już chyba nie jest sklepem, hę?). Takie podejście ma swoje uzasadnienia nie tylko w tradycji, ale przede wszystkim w zwykłej logice. Czy aby na pewno?

Do pubu przychodzimy po to, aby w nim posiedzieć przy piwie. Właśnie dlatego piwa w pubach są droższe. Płaci się nie tylko za samo piwo, ale też za możliwość spożycia go na miejscu, świeżego, prosto z beczki. Czy znacie kogoś, kto chodzi do pubu na zakupy? Kto prosi barmana o kilka butelek, za każdą płaci po 10 złotych, a następnie pakuje je do torby i wychodzi opróżnić je w domu? Nikt o zdrowych zmysłach tak nie robi, bo za rogiem ma sklep, w którym te piwa kupi o połowę taniej. Bo nie do tego pub służy. To tak, jakby ktoś kupił sobie wejściówkę na finał Ligi Mistrzów, a potem zamiast iść na stadion, obejrzał transmisję w telewizji.

O ile sprzedawanie beczkowego piwa na wynos w pubie jest dla mnie niepojętą abstrakcją, o tyle robienie tego samego w sklepie ma dla mnie pewne uzasadnienie, choć i tu daleki jestem od pochwał. Wiele powstałych niedawno browarów rzemieślniczych, z powodu niewielkich mocy produkcyjnych znacznie ogranicza sprzedaż swoich piw butelkowych na rzecz beczek. Dla mnie ta sytuacja jest jak najbardziej zrozumiała, piwa jest mało, a beczka jest i zawsze powinna być priorytetem. Są jednak piwosze, najczęściej ci mieszkający poza dużymi miastami, którzy uważają, że łatwiej im będzie wyskoczyć do miasta raz na jakiś czas po większe zakupy, niż za każdym razem przyjeżdżać na premierę nowego piwa w pubie. Ten argument mnie nie przekonuje, gdyż piwo znika tak samo szybko ze sklepów jak i z pubów, a przechowywać go za długo nie można, więc nawet znajomości w sklepie na niewiele się zdadzą – chcąc spróbować wszystkiego i tak trzeba będzie przyjechać kilka razy. Drugim argumentem jest to, że czymś do tego miasta trzeba dojechać, a najczęściej oczywiście jest to samochód. W efekcie kierowca nie może napić się piwa na miejscu, tylko chce je sobie zabrać do domu. Nie można też przemilczeć chyba podstawowego argumentu sklepów, które faktycznie mogą czuć się przez producentów nieco dyskryminowane, bo przecież im też zależy na tym, aby nowe piwa, o które pytają ich klienci były u nich dostępne. Skoro producent nie dawał im takiej możliwości, ktoś wpadł na pomysł i w ten sposób zapewne zrodziła się moda na sprzedawanie piw w PET-ach. A skoro jest zbyt, kto zabroni?

Problem w tym, że piwo nalane z beczki do butelki tradycyjną barową metodą, a tak jest to czynione najczęściej, bardzo szybko się rozgazowuje i utlenia, znacznie tracąc na jakości. Sam kilka razy prosiłem znajomego, kiedy nie mogłem zjawić się na premierze, aby odlał mi na spróbowanie trochę premierowego piwa.  Po ostatnim piwie zaprzestałem tej praktyki. Fakt – piwa udało mi się spróbować, mam je zaliczone. Ale co mi z tego, skoro nie mogę go ocenić i wyrobić sobie o nim żadnej opinii, bo wiem, że to nie było pełnowartościowe piwo. Doszedłem do wniosku, że w takim wypadku lepiej sobie odpuścić. Nie wierzycie? Zróbcie prosty test. Kupcie sobie dwa identyczne, dobre piwa rzemieślnicze (z tej samej partii, z tego samego sklepu, z tego samego kartonu, stojące obok siebie na półce). Wróćcie do domu, wrzućcie je do lodówki na jakiś czas, a następnie jedno z nich wyjmijcie, otwórzcie i przelejcie do plastiku, czy czegokolwiek. Zamknijcie i wrzućcie z powrotem do lodówki. Zostawcie na jakiś czas – kilka godzin, dzień, dwa, trzy, a potem otwórzcie i porównajcie. Wygląd, pianę, wysycenie, aromat i smak. Daję sobie uciąć na miesiąc dostęp do mojej piwniczki, jeśli przelane piwo nie będzie wyraźnie gorsze. Pewnym rozwiązaniem jest zastosowanie nalewarki przeciwciśnieniowej, często stosowanej w browarach. Taka nalewarka minimalizuje ryzyko infekcji, choć jej nie wyklucza. Póki co jest ona jednak rzadkim widokiem w miejscach oferujących sprzedaż tego typu.

Jaki w takim razie jest sens spalać paliwo, przemierzać kilometry i płacić spore pieniądze za piwo, które i tak po transporcie do domu będzie niepełnowartościowe? Czy nie lepiej już kupić sobie bilet na PKS, PKP, albo poprosić żonę, matkę, kochankę o podwózkę, iść sobie do pubu i w spokoju, wygodnie wypić świeże, smaczne piwo prosto z KEG-a?

A wizerunek marki to co?

Na sprawę trzeba spojrzeć też ze strony producenta – finalna postać gotowego produktu jakim jest piwo, to zakapslowana butelka lub szczelnie zamknięta beczka z piwem. Stamtąd powinno ono trafić już tylko bezpośrednio do kufla. Tylko do tego momentu producent ma obowiązek dopilnować, by do klienta trafił produkt pełnowartościowy i tylko do tego momentu producent może za swój produkt odpowiadać. Co się jednak dzieje, w przypadku, gdy beczka zostaje otwarta, dobre piwo zostaje przelane np. do niedomytego PET-a i wdaje się infekcja? Klient przetrzymuje to piwo parę dni, otwiera i bum – kwas. Kogo wtedy obsmaruje na forum? Sklep/pub czy producenta?

Druga sprawa to oprawa, że tak sobie zrymuję. Jeżeli producent wkłada dużo pracy w wizualną oprawę piwa, wymyśla oryginalne nazwy, projektuje etykiety, na kontretykietach podaje pełne informacje i swoje dane, to jakim prawem ktoś przelewa to piwo do swoich butelek i sprzedaje je ze swoimi etykietami, swoim logo i adresem? Wcale nie dziwię się, że na takie praktyki producenci reagują zrywaniem współpracy. W moim odczuciu to i tak zbyt łagodny wymiar kary. Sam jestem piwowarem domowym, od czasu do czasu warzę też w browarze i jeśli ktoś potraktowałby moje piwo w ten sposób, to bym się naprawdę porządnie wkurwił.

Efekt? 

Układ, na którym każda strona traci:

1. Konsument, bo kupuje i spożywa niepełnowartościowy produkt. (tak jakby kupował w sklepie otwartą paczkę chipsów).

2. Producent, bo nie ma wpływu na to, co dzieje się z jego piwem po sprzedaży, a w razie wpadki najpewniej to on będzie postrzegany jako winny.

3. Pub, bo traci klienta, który kupuje i wychodzi, a w innym wypadku być może by został nieco dłużej.

4. Sklep/pub, bo w efekcie najprawdopodobniej straci możliwość współpracy z danym producentem.

I po co to komu? 

A rozwiązanie przecież jest proste – WIĘCEJ PIWA DLA LUDU! 🙂

Masz inne zdanie, inne argumenty za? A może się zgadzasz? Wysłów się!

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

41 comments

  1. Rozumiem nalewanie piwa do plastikowych (chociaż dlaczego nie szklanych?) butelek tylko i wyłącznie w przypadku, gdy piwo to robione jest na miejscu. Nie wiem jak w innych browarach restauracyjnych, ale chociażby we wrocławskim Spiżu można kupić ichniejsze piwo „na wynos” i nie widzę w tym nic złego.

    Ale takie akcje jak opisywane tutaj? Trochę żenujące.

    • Materiał, z którego zrobiona jest butelka nie ma tak dużego znaczenia (chociaż faktem jest, że w plastiku piwo utlenia się szybciej niż w szkle, ale nie są to różnice zauważalne w krótkim czasie).

      Co do browarów restauracyjnych, wiadomo, że sprawa jest inna. Duże znaczenie ma metoda rozlewu. Ja jednak jestem zdania, że browary po to są restauracyjne, żeby je odwiedzać i pić piwa na miejscu. Te piwa także tracą bardzo wiele po przelaniu.

  2. Tekst ogólnie ok-ale nie do końca.
    Co prawda nie kupowałem w pubie-aczkolwiek w Toruniu „U Olbrachta” sami sprzedają w butelce-ale w Rzeszowie w sklepie z piwem-mają 4 krany i leją różne piwa do petów. Moje zdanie-niestety trzymać się w Pecie nie da długo-to sa piwa niepasteryzowane. Jednak kupowałem kilkukrotnie po 1l piwa (pety nówki 1,5l maja w sklepie) i przewoziłem do siebie (200km)-w domku do lodówki-i do 3 -5 dni było w lodówce. Jak na razie byłem bardzo zadowolony. Grybów niefiltrowany, Zawiercie Amberowe (genialne z kega) czy kilka rodzajów czeskich piw-były niesamowicie pijalne. Po tych kilku dniach nie zauważałem żadnych oznak zepsucia. Nie twierdze że go nie było-ale ja nie zauważyłem. Amberowe z butelki mi słabo smakowało-a to z PETA -debeściak.
    Kolejna sprawa- jeśli bym jechał a byłby lokal z piwem-zawsze w Aucie mam 1,5l 2 butelki z wodą -z biedroneczki. Wodę wylewam-do butelki świeżej-nalewam Piwka-tak robię zawsze jak jestem przejazdem w Grybowie. do 5 dni nie miałem problemów-a piwko od nich z kija niefiltrowane-jest niesamowite.
    Co do samego kupowania w Pubie- sądzę że bym coś takiego robił. Jeśli bym miał gdzieś niedaleko pub z Atakiem chmielu-kupowałbym tylko z kija-butelkowy jest cienki-z kija genialny. Cena jest w tym wypadku drugorzędna. Nie robiłbym tego często.
    I jesli tylko sklep ma obrót-niech pomyśli o instalacji-naprawdę w Rzeszowie jest to genialne rozwiązanie.

    • Może w Rzeszowie leją przeciwciśnieniowo, wtedy mniejsza bieda. W większości przypadków jest to jednak tradycyjne nalewanie grawitacyjne. Zapomniałem wspomnieć o tym w tekście, a to ważne. Zaraz uzupełnię.

      • Musiałem sprawdzić co to jest lanie przeciwciśnieniowe 🙂
        Nie leją tak-leja normalnie z kija. Pani podstawia butelkę pod nalewak i nalewa piwo. Tak samo w Grybowie pod browarem. I ja nie mam nic przeciwko temu-nie ma z tym zadnych problemów. Na pewno wziałem tak już z 50 butelek PET. Jak poczytałem skąd się wzięło całe zamieszanie-to rozumiem problem. Taki Artezan -którego w okolicy nie mogę nigdzie dostać -bo ma z kimś umowę – może czuć się źle-że jakaś knajpa leje jego piwo do PET i sprzedaje przez internet. Tu sprzeciw całkowity. Ja nie wiem co się z tym piwem w transporcie dzieje. Ale gdy ja sam pójde do knajpki i poproszę o piwo na wynos-dając im butelkę PET -oczekuję że naleją mi. Po co ja mam dostawać piwo do kufla-i potem sam przelewać do PETa. Ja niestety często jestem tylko przejazdem-więc PET (o ile knajpka nie posiada własnego szkła) jest dobrym rozwiazaniem.

  3. Ni składu ni ładu w tym artykule.
    1. Piwo w takim sklepie z nalewakami nalewane jest przeciwciśnieniowo, wiec nie można tego porównywać do przelewania z butelki do butelki. Nie można, a ktoś to tu zrobił.
    2. Producent nie ma wpływu także na to czy piwo jest w lodówce czy na półce. Są maks 4 lodówki koncernowe w sklepie i spróbuj wstawić 5. Życzę powodzenia. To samo w pubie np z starą datą piwa w kegu. Póki jest w miarę to się sprzedaje, bo nikt nie chce stracić to jest logiczne i nie ma co kogoś winić.
    3. W tym procederze nie ma stratnych, piwo jest odpowiednio wycenione.
    4. Jeśli chodzi o kwestie wizerunku marki to biorąc pod uwagę jak wspomniał autor, że piwo jest mniej wartościowe (zakładając, że tak jest) to producent nawet wolałby, żeby nie było te mało wartościowe piwo sprzedawane pod jego logiem.
    Osobiście widzę spore możliwosci własnie browarów rzemieslniczych, które często nie są wyposażone w rozlewnie do butelek. Może nawet nie musiały się wyposażać w takową linię, a jedynie do kegów dorzucić ładnych etykiet. Niech sobie sklepikarz sam naklei na miejscu (to dodatkowa atrakcja). Taki sklep daje mozliwość spróbowania piwa, dostepnego tylko w kegach.
    Dlaczego nie w szklane kolega Krzysztof wspomniał. Ano dlatego, że szklane duzo miejsca zajmują, trzeba je przepłukać. Temat szklanych jest duzo bardziej skomplikowany z punktu widzenia sanepidu.
    Moim zdaniem bardzo dobra moda w zacofanym kraju. Daj boże się rozwinie i daj boże żeby każdy z tych sklepów ruszył z produkcją na miejscu.
    Tu chyba błąd: „ogranicza sprzedaż swoich piw butelkowych kosztem beczek” czy nie powinno być „na rzecz beczek”?
    Fajnie Panie Bartku, że porusza Pan tak ważne dla kraju tematy, jednakże ów temat nie został wyczerpany należycie. Rozumiem, że jesteśmy ograniczani liczbą wyrazów, ale zamiast pisać pod publiczkę o kochankach, można było przytoczyć jakieś liczby najlepiej w hl sprzedanego piwa oraz jego rodzaju. Jeszcze nie widziałem np koncernówek tak dystrybuowanych. Zatem jesteśmy na dobrej drodze. Ta szklanka już jest w połowie pełna.
    Ja zauważam jedną wadę, sporo piwa się zwyczajnie marnuje, ale tak to właśnie jest z niepasteryzowanymi, nieutrwalonymi itp. Są droższe, bo ich dystrybucja jest bardzo problematyczna.

    • Ad.1. Problem jest właśnie w tym, że w większości sklepów nie jest. Pominąłem to we wpisie, ale już uzupełniłem, bo to ważne.
      Nie da się wyczerpać tematu całkowicie. Gdybym to zrobił nie byłoby tych komentarzy i żadnych innych, czasem warto zostawić pole do dyskusji. 🙂 Danych przytaczać nie zamierzam,bo to jest felieton, a nie sprawozdanie GUS-u 😉
      Sytuacja z punktu 4 jest dla mnie niewyobrażalna.

  4. Ad) „Czy znacie kogoś, kto chodzi do pubu na zakupy? Kto prosi barmana o kilka butelek, za każdą płaci po 10 złotych, a następnie pakuje je do torby i wychodzi opróżnić je w domu”

    Ja tak robię regularnie, bo nie robię potężnych zapasów piwa w sklepach specjalistycznych z następujących powodów
    -pub mam pod nosem, sklepy daleko
    -pub działa do 23/24 ja kończę robotę zwykle ok 18 więc już pewnie są pozamykane
    -nie chce mi się z plecakiem jeździć daleko żeby zrobić duży zapas
    -nie mam możliwości składowania dużego zapasu w odpowiednich warunkach
    więc wolę kupić na wynos butelkę lub dwie (która zwykle jest tańsza o 2,-pln na wynos niż w lokalu) lub nawet PETa – które sobie na bieżąco wypije po przyjściu do mieszkania.

    A co do PETów to niezaprzeczalnie zgadzam się z tym, że Browar powinien móc sobie zastrzec, żeby sklep/knajpa nie lali jego piwa do PETów, albo sklep/knajpa nie dostanie jego piwa w ogóle.

    Zgodzę się również, że nie ma sensu brania piwa w PETcie, jeżeli jest dostępne to samo piwo w butelce.

    Natomiast widzę następujące zalety PETów (zakładam, że piwo jest nalane do butelki z gazem, a nie po prostu „przelane” – bo to jednak co innego.
    – zwiększenie dostępności piw normalnie niedostępnych w butelce,
    – koszt butelkowania przeniesiony na knajpę 🙂
    – możliwość wzięcia piwa na imprezę i/lub pod chmurkę

    Poza tym nie wydaje mi się by piwo po przelaniu do PET-a i wypite potem w ciągu kilku godzin, aż tak wiele traciło, czy to gazu czy to smaku. Więc w powyższe zdjęcie też nie do końca mnie przekonuje bo nie wynika z niego co to za piwo, ile stało pokalu(???) zanim piana opadła, a już zupełnie ile stało w PETcie i w jakich warunkach.

    W skrócie, tego przydługiego posta 🙂
    – PET tak, jeżeli nie ma alternatyw
    – piwo z PET-a wypijać szybko po zakupie i trzymać w lodówce to nie będzie problemu.

  5. Przez całą komunę chodziło się do knajpy po piwo z kanką na mleko. Nikt w tym nic złego nie widział. Wielu chce powrotu czasu PRL, bo wtedy to panie były piwa, że ho ho. 😀

    Czy znacie kogoś, kto chodzi do pubu na zakupy? Kto prosi barmana o kilka butelek, za każdą płaci po 10 złotych, a następnie pakuje je do torby i wychodzi opróżnić je w domu?

    Tak znamy, normalne zachowanie u nas. Jeżeli w sklepie się skończyło to idzie się po butelkowe do knajpy. I nie po 10zł tylko po 7,50zł (Pinta, AB) Po za tym w knajpie jest schłodzone a w sklepie nie. Cena tu czy tu podobna.

  6. jak dla mnie rowing jack lany z beczki na wynos wypada lepiej niż swój swój odpowiednik w butelce, jest bardziej intensywny i aromatyczny. w ogóle wiele piw wypada lepiej w takiej formie. a często kupuję piwo w obu wersjach, do porównania. nie rozumiem problemu z utlenianiem, mnie to chyba nie spotkało, przy azocie stosowanym do wyszynku piwa i tak jest ono mniej nagazowane… może Twój kolega nie dokręcał porządnie butelek? albo za długo zwlekałeś z ich otwarciem? przecież piwa sprzedawanego w ten sposób nie kupuje się po to, żeby je leżakować 🙂

    ciężko mi zrozumieć tę wrzawę i nową aferę w piwnym światku. nigdy nie wpadłabym na to, że to jakiś niemile widziany proceder. czesi od dawien dawna funkcjonują w ten sposób, kiedy mieszkałam w pradze, do pubu na dole od rana schodzili się ludzie z kankami, butelkami, dzbankami i nie wiem czym jeszcze. w bardziej winiarskich krajach, wino na litry też jest raczej popularnym dobrem. myślałam, że to dobrze, że ta „moda” do nas dotarła. a tu klops. szykują się bojkoty i zrywanie kontraktów, wojny i wojenki. piwna rewolucja po polsku, nie ma co 😉

    • Nie wiem co się szykuje. Ja do bojkotu nikogo nie wzywam, na wojnę też się nie wybieram. Przedstawiłem jak ja to widzę. Są argumenty za, są też te przeciw. Póki co bardziej przekonują mnie te drugie, ale może to się zmieni, kto wie. 🙂
      Sprawa jest ciekawa i warto o niej podyskutować. Nie ma w tym nic złego.

      • no ok, Ty do bojkotu nie namawiasz, ale Bartek Napieraj, który jest niejako „prowodyrem” całego zamieszania już tropi na facebooku sklepy, w których był lany AleBrowar. zresztą, jego prawo. zaskakuje mnie tylko to, że skoro Bartek wyraził swoje zdanie na temat lania piw na wynos, to w sklepach nadal sprzedawano je w ten sposób. patrzę na stronę AleBrowaru i widzę 8 hurtowni, zakładam, że to zaufani hurtownicy do których też zwracał się w tej sprawie – nie mogli wozić beczek jedynie do pubów? w którym momencie producent traci panowanie nad swoim produktem? dziwna sprawa.

        i cały czas zastanawiam się nad tym niepełnowartościowym produktem. może coś jest nie tak z moim smakiem, bo baaardzo często trafiałam w ten sposób na produkt, który wyceniałam bardziej niż butelkę. chociaż nie pierwszy raz lubię wszystko na opak. muszę przeprowadzić dzisiaj wieczorem testy

  7. Z tego co wiem (widziałem na własne oczy) w taki właśnie sposób trafiają do butelek piwa z Hausta, co nie przeszkadza środowisku wychwalaniu tych piw. Jedyna różnica jest taka ze leją do szkła a nie peta.

  8. Tylko Bartku tym się różnimy żem ja miłośnik ale nie sensoryk. Ja w Prometeuszu masła nie wyczułem-a podobno zabija cały urok.
    Ostatnio jak w Rzeszowie kupiłem 2 1,5l butelki Bursztynowego -nifiltrowanegoi niepasteryzowanego (polecam-prawdziwie genialne piwo z wyraźną goryczka i cudnym aromatem) leżało w lodówce 3 dni -czekało na weekend. Pite w weekend-zachwyciło wszystkich. Nie wiem jak by wyglądało porównując do świeżego z beczki-ale na pewno było o niebo lepsze niż cokolwiek koncernowego. A cena podobna.

    • Wszystko się zgadza, bo problemem nie jest to, że to piwo jest niepijalne, czy niedobre, ale po prostu gorsze od wersji pierwotnej. Trzeba też pamiętać, że każde piwo reaguje inaczej. Jedno straci dużo, drugie mało. Ja jednak uważam, że traci zawsze w porównaniu do świeżego prosto z kranu.

    • Jacer – złamałeś mi serce – byłem na wakacjach 6 km od Milicza – i pijałem wyłącznie piwa butelkowe :((((. Co do tematu – nie każdy ma lokale z niszowymi piwami w takim zasięgu że może się do nich dostac na nogach – ja mam tylko w zasięgu „samochodowym”. W takiej sytuacji PET to jedyna opcja.

  9. Ja kupuję i spożywam od czasu do czasu gdy coś ciekawego się trafi – z zasadą że max 1 dzień leży u mnie w lodówce. Napełniane za pomocą specjalnych kranów w nowe PETy. Nie mogę złego słowa powiedzieć. Nie wiem jakby smakowało po dłuższym czasie oraz nalewane w zwykły sposób (pewnie bym takiego nie kupił).

    • Regularnie biorę z naszego sklepu piwo nalewane w PETa i nie zawsze otwieram je tego samego dnia. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że dobrze nalane i przechowywane trzyma jakość do trzech dni. Po pięciu jeszcze od biedy jest pijalne. Potem już coraz gorzej, dlatego klientów instruuję, żeby wypili w ciągu trzech dni, a maksymalnie pięciu 😀

  10. PET zawsze bedzie wygladal nieswojo dla mnie w zestawieniu z piwem i niewazne czy to Sarmackie z Biedry czy cos z gornej polki przelane w sklepie/pubie. Sam pomysl wynoszenia piwa z kranu na chate bardziej mi sie kojarzy wlasnie z br. restauracyjnymi. Raz w moje lapki wpadla np litrowa butla chorwackiego browaru Pivnica Medvedgrad. Kolega przywiozl mi Gricka Vjestice (mocne mętne piwo) samolotem z Zagrzebia i po kilku dniach mi wreczyl. Fakt ze nie wiem jak piwo smakuje na miejscu świeże, ale bynajmniej to nie okazywalo zmeczenia podroza. Zaskoczony bylem cholernie bo bylo swietne ….
    Jednak butelka byla… szklana malowana z logo browaru! i zamykana bardzo eleganckim zamknieciem pałąkowym. I to jak najbardziej popieram. Szklana butelka w dodatku dedykowana! ale gdyby to przyjechało w plastiku…. to juz nie wiem czy popadlbym w zachwyt. Dobre opakowanie to jak dobra reklama. dlatego piwo w PET – „nie”, ale juz takie wyjscie jak wyzej opisane (wiem ze drogie i malo mozliwe dla kazdego piwa) – jak najbardziej. Jedynym rozwiazaniem abym przychylil sie do idei rozlewu w PETy jest moment kiedy napelniam dajmy na to 2 litrowa butle np. Jackiem i jade nad jezioro gdzie rozlewam momentalnie 2 litry miedzy czterech podwykonawcow 😀 wtedy przezyje ten fakt;P pozdrawiam

  11. W knajpach warszawskich czasem oferują oryginalne piwa niepolskie, których normalnie nie można dostać w sklepie. Kilka razy udało mi się upolować takie nietypowe piwka i nie widziałam problemu, żeby poprosić kelnera o sprzedaż piwka na wynos. Np. jest problem, żeby kupić rosyjską Bałtikę nawet w dużym markecie, a bez problemu można kupić w rosyjskich restauracjach – degustacja na miejscu, a potem poprawka w domu 🙂

  12. Pingback: Aktivist rzuca pawiem. Paw rzuca błotem. | Małe Piwko Blog

  13. Pingback: Aktivist rzuca pawiem. Paw rzuca kpiną. | Małe Piwko Blog

  14. Mnie bawi najbardziej to, że butelek PET czepia się producent którego piwa przyjeżdżają do knajpy w kegu z takiego samego plastiku. Gdyby nie petainery Rowing Jacka nie napiłbyś się „z beczki” nigdy. Chodzi im głównie o wizerunek, ale to zwykłe bicie piany, po RJ nie przychodzi ktoś kto nie zna jego twórców. Kolekcjonerzy etykiet też PETa nie kupią 😛

  15. Tak się składa, że pracuję w sklepie firmy, która już jakiś czas temu – o ile się orientuję, jeszcze przed masowym pojawianiem się multitapów – prowadziła sprzedaż beczkowego piwa do butelek. Stosujemy nalewaki kontrciśnieniowe, w związku z czym piwo nie jest rozgazowane i mdłe. Jasne, robi się takie, jeśli ktoś je odkręci po zakupie „na spróbowanie”, a potem naleje sobie w domu – ale to już nie nasza wina. Spodziewałem się argumentu „niedomytego PETa”, bo to nagminne, ale sami mamy ścisłą zasadę, że butelki są jednorazowe – brane wyłącznie prosto z naszej półki, zwrotu naszych butelek nie przyjmujemy, butelek z niewiadomego źródła tym bardziej. Może to „nieekologiczne”, ale przynajmniej nie odbija się negatywnie na jakości piwa ani zdrowiu klientów.
    Co do tego, że na butelkach ląduje nasze logo, a nie browaru – cóż, butelki mają wytłoczone nasze logo, ale mamy naklejki z informacją o piwie i jego producencie. O czasie i sposobie przechowywania. I o tym, jak szybko trzeba spożyć po otwarciu.

    Wszystko jest tylko kwestią rzetelności. Ubolewam nad tym, że z powodu bardzo subiektywnych zasad nie doczekamy się u nas np. piw AleBrowaru, właśnie przez to, że lejemy w plastik. Klienci pytają, a my ich musimy odsyłać z kwitkiem, podczas gdy Pintę lejemy bez większych problemów, a klienci twierdzą, że „nasza” beczkowa jest lepsza od butelkowej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *