Jaka jest pierwsza myśl, która nasuwa nam się na dźwięk hasła „napój piwny”? Zazwyczaj nasze skojarzenie biegnie drogą wiodącą do radlerów lub smakowych piw owocowych czy miodowych, czasem do, nazywanych tak przez niektórych, piw koncernowych. Mało kto jednak skojarzy napój piwny z czymś, co do złudzenia przypomina…tanie wino.
Do napisania dzisiejszego artykułu zainspirował mnie prezent, jaki moja dziewczyna dostała pewien czas temu od koleżanki w ramach podziękowania za przysługę. Była nim niemal litrowa butelka taniego wina Sento, które jak się szybko okazało z winem nie ma zbyt wiele wspólnego, za to może wzbudzić pewien rodzaj zainteresowania w oczach miłośnika piwa.
Być może dzisiejszym tekstem narażę się ortodoksyjnym wielbicielom piwa, mam jednak nadzieję, że ich do siebie nie zrażę. Tematyka jest dość ciężka i niezbyt przyjemna, ale chcąc nie chcąc, związana z trunkiem, który tak uwielbiamy. Sam podchodziłem do napisania tego tekstu jak pies do jeża, stąd też tak duży poślizg w jego publikacji, jednak uznałem, że warto napisać co nieco o tym nienowym, lecz szerzej nieznanym zjawisku.
O piwnych jabolach pierwszy raz przeczytałem jakiś rok temu na browar.bizie, kiedy to w temacie nowych piw na rynku zgłoszono kilka nowości z browaru Sulimar budzących spore kontrowersje w kwestii klasyfikacji gatunkowej 🙂 Pamiętam, że pod zgłoszeniem rozpętała się gorąca dyskusja i wielostronny spór o to, czy zgłoszone napoje można uznać za piwo.
Trzeba przyznać, że na pierwszy rzut oka powyższym trunkom bliżej do tanich jaboli, jakie znamy z dolnych półek sklepów monopolowych, niż do napojów w jakikolwiek sposób związanych z piwem. Jednak przy bliższym zapoznaniu się z etykietą doznajemy szoku, że właśnie oto trzymamy w rękach napój piwny, w którym piwo jest głównym składnikiem! To jednak nie wszystko, co dział winiarski firmy Sulimar ma w swojej ofercie. Jeszcze rok temu na stronie internetowej firmy można było znaleźć coś takiego:
Możecie wierzyć, lub nie – to również jest napój piwny, będący na dodatek bezczelną podróbką za jednym zamachem dwóch znanych marek: pewnej popularnej marki win z Californii, oraz znanej firmy obuwniczej. Nie dziwi zatem fakt, że obecnie na głównych stronach Sulimaru już o tych napojach się nie wspomina. Czy są one jeszcze w sprzedaży? Nie wiadomo. Jest za to na pewno kolejny ciekawy twór, czyli stylizowane na wermut Santorini, które również jest napojem piwnym, tym razem o smaku ziołowym.
Niestety, obecnie strona Sulimaru nieco zubożała i flagowe produkty winiarskie są wymienione jedynie z nazwy, bez odnośników do zdjęć. Mamy zatem: Killera, Poziomkę, Maxa 18, Antałek, Tajemnice Mnicha, Sento, Winmar Wiśniowe, Tropicana, Angello, Salvadore, Senioritę, U.S.A. i inne…. Dociekliwi znajdą jednak zdjęcia niektórych z nich. Wystarczy nieco poszperać i w zakładce „Materiały dla prasy” można znaleźć kilka fotografii produktów z portfolio Sulimaru. Ze strony możemy również dowiedzieć się, że: „Winiarnia Winmar to prawdziwy bukiet winiarskich smaków wytwarzanych we własnej fermentowni i rozlewni – od popularnych win owocowych i jabłkowych, rozlewanych do butelek, po wina szlachetne (vermuth) i owocowe w opakowaniach kartonowych. Od początku istnienia winiarni dążyliśmy do wyprodukowania win białych i czerwonych o wysokiej jakości i atrakcyjnych cenach. Na efekty nie trzeba było długo czekać – wiele naszych win znalazło uznanie wśród naszych klientów i konsumentów.”
Przed napisaniem tego artykułu udało mi się skontaktować z technologiem produkcji firmy Sulimar, a właściwie jednego z działów – Winiarni Winmar. Gwoli wyjaśnienia warto wspomnieć, że według strony internetowej Sulimar Sp. z o.o. to przedsiębiorstwo podzielone na trzy podstawowe działy: znany nam wszystkim browar Cornelius, winiarnię Winmar oraz dział napojów bezalkoholowych energetyzujących. Napoje piwne, wbrew swojej nazwie, a zgodnie ze swoim wyglądem wywodzą się z Winiarni Winmar, która o dziwo produkuje też wina aromatyzowane i napoje winopodobne. Zdziwiło mnie jednak, że na stronie, pod długim peanem zachwalającym wspaniałość win z Winmaru, wymienione są takie napoje jak Antałek, Killer i Sento, o których wiem na pewno, iż są napojami piwnymi i poza wyglądem nic wspólnego z winem nie mają. Na moje pytanie dlaczego tak jest, pan technolog odpowiedział, że każdy napój produkowany jest w dwóch wersjach. Jedna jest wytwarzana na bazie piwa, a druga jest winem aromatyzowanym lub napojem winopodobnym, a tak w ogóle to na stronie są błędy i nie należy się nią sugerować…Trochę to wszystko dziwne, tajemnicze, zagmatwane i niewiarygodne, ale cóż…wypada wierzyć panu technologowi na słowo, bo chyba faktycznie jest tak, jak mówi – tutaj można znaleźć etykiety tych samych produktów, tym razem występujących jako wina aromatyzowane lub napoje winopodobne. (Kto chce, może sobie porównać np. Sento czerwone z wersją zamieszczoną w moim wpisie poniżej.)
Najbardziej nurtującą mnie kwestią było to, w jaki sposób piwo bierze udział w procesie produkcji tychże napojów. W składzie na etykiecie wymieniono chmiel, więc na pewno bazą jest brzeczka już po nachmieleniu. Zapytałem zatem, czy bazą jest gotowe piwo, czy sama brzeczka, która dopiero po zmieszaniu z innymi dodatkami jest poddawana fermentacji. W odpowiedzi usłyszałem, że bazą napoju jest gotowe piwo, mieszane następnie z bezalkoholowym napojem owocowym, kwaskiem cytrynowym, cukrem, słodzikami (i innymi badziewiami – przyp. red.), w wyniku czego całość traci nasycenie CO2. Zdziwiłem się zatem, skąd tak wysoka zawartość alkoholu (9-10%), na co pan technolog odpowiedział, iż piwo bazowe jest bardzo głęboko odfermentowane, przez co na tyle mocne, że po zmieszaniu z napojem daje tyle procent ile daje. Dość trudno w to uwierzyć, tym bardziej, że (uprzedzając nieco fakty) w moim egzemplarzu tego napoju piwa kompletnie nie czuć. Nie udało mi się zdobyć informacji jaka jest procentowa zawartość piwa w napoju, ani jakie to jest piwo, ale biorąc pod uwagę czysto sensoryczne odczucia strzelam, że nie stanowi ono więcej niż 60% całości składu. Łatwo zatem policzyć, że piwo bazowe musiałoby mieć co najmniej 16-18% alkoholu. Mniemam, że producent osiągnął ten efekt poprzez dodanie syropu glukozowego do brzeczki przed fermentacją, co znacząco podwyższyło jej ekstrakt, a w efekcie znacznie podniosło moc piwa w trakcie fermentacji.
Ważną rzeczą, wymagającą zaznaczenia jest fakt, że nie tylko Sulimar produkuje, bądź produkował podobne wynalazki. W dzisiejszym wpisie padło akurat na niego, gdyż tylko z jego produktami z tej kategorii spotkałem się osobiście. Wiadomo jednak, że kilka innych polskich browarów również ma lub miało w swoim portfolio takie dziwolągi na bazie piwa. Znane mi są przypadki m.in. z Jabłonowa i Kormorana, ale nie wiem, czy nadal takie rzeczy produkują. Jeśli tak, to w przeciwieństwie do Sulimaru nie chwalą się nimi na stronie internetowej.
Skoro już tak się składa, że mam w domu tę nieszczęsną butelczynę wino-piwa Sento, to dla dobra nauki i potomności (chociaż z tym po takiej delicji może być podobno różnie), z kronikarskiego obowiązku postanowiłem zaryzykować zdrowiem i spróbować tego czegoś. Mam tylko nadzieję, że mi nie zasmakuje 🙂
Pierwszy rzut oka na skład: piwo (woda, syrop glukozowy, słód jęczmienny, chmiel), napój bezalkoholowy (woda, kwas cytrynowy – regulator kwasowości, substancje słodzące: aspartam, acesulfam K, sacharynian sodu, E-124, E-150 d – barwniki, aromaty, E-202, E-211, E-223 – konserwanty. – Mendelejew byłby dumny 😉
Napój piwny aromatyzowany, zawiera źródło fenyloalaniny i siarczyny. Zawartość alkoholu: 9% obj.
Kolor widoczny przez butelkę z białego szkła, zabarwiony na mocną czerwień, ale rozrzedzony, wodnisty, prześwitujący od razu kojarzy się z tanim winem i sztucznymi barwnikami. Po otwarciu butelki stało się coś, czego się nie spodziewałem. To może dziwnie zabrzmieć, ale przeniosłem się w czasie do lat dziecięcych. Pomieszczenie wypełnił zapach białych landrynek i gumy do żucia Hubba Bubba :). Nie jest to pozytywne zjawisko w kontekście oceny piwa, czy wina, ale wspomnienia odżyły i to jest niewątpliwy plus. Poza wymienionymi aromatami mamy do czynienia z typowym zapachem siarkofruta. Teraz czas na najgorsze – smak. Wziąłem łyk. Dla zachowania cenzuralności wypowiedzi napiszę tylko, że piwa nie czuję. Resztę dopowiedzcie sobie sami…
Na szczęście wziąłem tylko mały łyczek tego gówna, ale i tak w najbliższą niedzielę na wszelki wypadek zmówię 10 zdrowasiek w intencji mojej wątroby. Ocenę wystawiam pro forma, na wszelki wypadek, jakby komuś nie chciało się czytać całego wpisu. Nie muszę chyba dodawać, że należy trzymać się jak najdalej od tego napoju i jemu podobnych. No chyba, że ktoś bardzo nie lubi swojego organizmu, lub chce koniecznie zniechęcić się do Sulimaru i jego, bądź co bądź, niezłych produktów z serii Cornelius.
No i jak? Skusicie się? 😀
A może znacie jakieś inne browary, które tworzą takie cuda?
Nie dzięki, chyba odpuszczę sobie temat:) Nie zgadza mi się jedna rzecz: na zdjęciu widzę banderolę na zakrętce co sugerowałoby, że jest to quasi-nalewka. Przecież gdyby osiagneli woltaż na samym piwie to nie musieliby nic naklejać Akcyzę płaciliby jak za piwo.
To nie jest banderola, tylko zwykła naklejka, na której jest logo Sulimaru i napis „najwyższa jakość”. Oni płacą akcyzę jak za piwo, bo w myśl polskich przepisów to jest piwo…
Pingback: Noteckie Wyborne z Łomży, czyli moje spojrzenie na “aferę etykietową”. | Małe Piwko Blog
Pingback: Halloween po polsku, czyli 15 najbardziej przerażających polskich piw | Małe Piwko Blog