Najpowszechniejsze i najdurniejsze polskie mity na temat piwa.

Dzisiaj postanowiłem zebrać w jednym miejscu i obalić kilka najpopularniejszych, typowo polskich piwnych mitów. Niektóre są wyjątkowo głupie i absurdalne, inne mają w sobie ziarno prawdy. Przy każdym z nich starałem się podać solidne kontrargumenty oraz przedstawić jak sprawa wygląda w rzeczywistości. Postanowiłem też dorzucić kilka grafik w postaci memów i demotów, aby pokazać jak omawiane mity funkcjonują w Internecie.

Z racji tego, że tekst ma charakter edukacyjny, a jego zadaniem jest obalenie zakorzenionych i szkodliwych mitów oraz teorii spiskowych, proszę o dzielenie się nim ze znajomymi i nieznajomymi, linkowanie, sharowanie, lajkowanie, komentowanie, czy co tam jeszcze.

1. Piwo to zupa chmielowa – robi się je z chmielu.

Potoczne nazywanie piwa „zupą chmielową” to jeden z podstawowych, najczęściej powtarzanych i upowszechnionych w świadomości Polaków błędów związanych z piwem. Każdy, kto choć raz przeczytał o piwie coś więcej niż tylko napisy na etykiecie, czy puszce powinien wiedzieć, że piwo tworzy się głównie z wody i słodu, a chmiel jest jedynie przyprawą, która wagowo stanowi niewielki procent (a właściwie nawet promil) udziału w produkcji piwa. W dużym uogólnieniu, ale bardziej obrazowo, proporcje chmielu w piwie można przyrównać do ilości np. pietruszki w rosole. (Nie dotyczy Sharka z Widawy;))

2. W tym piwie nie ma chmielu! To nie jest piwo!

To w pewnym sensie pochodna mitu z punktu pierwszego. Większość producentów piwa, w szczególności tyczy się to koncernów, nie podaje na etykiecie jego pełnego składu, a jedynie informuje, iż piwo „zawiera słód jęczmienny”. Proces powstania mitu jest prosty: „skoro piwo robi się z chmielu, a tu o chmielu nic nie napisali, tylko o jakimś słodzie, to znaczy, że coś tu śmierdzi. To musi być jakieś oszustwo, udawane pseudopiwo.” Prawda jest jednak taka, że obecnie producent nie ma obowiązku zamieszczania informacji o składzie piwa, musi natomiast poinformować o zawartych w nim alergenach. Do takich alergenów należy m.in. jęczmień, więc informacja o jego obecności musi być na opakowaniu zamieszczona. Inne informacje dotyczące składu nie są wymagane, więc producenci ich z reguły nie zamieszczają, gdyż musieliby wtedy podać pełny skład, a to nie zawsze byłoby im na rękę.

Skoro więc nie ma chmielu, a piwo wciąż jest gorzkie, powstaje kolejny idiotyczny mit:

3. Żółć bydlęca.

Rzekomo dodawana przez producentów w celu zwiększenia goryczki i poprawienia koloru piwa niższym kosztem, aniżeli przy użyciu metod naturalnych. Jest to wierutna bzdura, nad którą nawet nie warto się pochylać i jeden z najdurniejszych polskich mitów na temat piwa. Rozdmuchany został dwa lata temu, właściwie przez jeden artykuł w pewnym znanym portalu internetowym i powtarzany jest z uporem maniaka do dziś, przez zwolenników teorii spiskowych, w tym również niestety przez niektórych blogerów.

(edit: 22.11:) Zagorzałych zwolenników tej teorii odsyłam do jednego z komentarzy pod niniejszym tekstem.

4. Piwa w zielonych butelkach pachną bardziej chmielowo.

To prawda, że piwa przechowywane w zielonych butelkach mają inny zapach, niż piwa z puszek, czy butelek brązowych. To prawda, że ma to związek z chmielem, ale nie z jego ilością, czy intensywnością, lecz z działaniem świata, któremu związki chmielu w piwie są poddawane. Zielone butelki przepuszczają promienie światła, które rozbijają zawarte w nim, pochodzące z chmielu izoalfakwasy, co w efekcie prowadzi do wytrącenia się siarkowego związku przypominającego swym zapachem wydzielinę skunksa. Przy profesjonalnej ocenie piwa jest to uznawane za dużą wadę, natomiast wśród konsumentów, jest wielu takich, którzy ten zapach w piwie lubią i uważają go za aromat chmielu lub często marihuany. Dlatego też zielone butelki są w Polsce dosyć powszechnie stosowane.

5. Mocne, tanie piwa zaprawiane są spirytusem.

Kolejna bzdura, powstała na bazie często spotykanego w tanich mocnych piwach, alkoholowego, spirytusowego posmaku. Ten mit jest niezwykle łatwy do obalenia. Jeśli browar dolewałby do swych piw spirytusu, to taki napój automatycznie wszedłby w wyższy próg akcyzy, jako napój spirytusowy (nalewka), co oczywiście zwiększyłoby koszty produkcji i było dla browaru całkowicie nieopłacalne, nie mówiąc już o kosztach samego spirytusu.
Tak naprawdę, posmak spirytusowy w tanich, mocnych piwach bierze się z bardzo wysokiego odfermentowania cukrów (często pochodzących z dodatków niesłodowych) zawartych w brzeczce, w celu maksymalnego zwiększenia mocy piwa.

6. Łomża i Perła to piwa z małych regionalnych browarów.

To mit podsycany przez same browary, szczególnie w reklamach telewizyjnych. Jak widzę reklamę Łomży, momentalnie dostaję piany na ustach, bo wiem, że zaraz gdzieś w internecie znajdę kolejny mem albo demot o tym, jakie to piwo koncernowe jest be, a jakie piwo regionalne z Łomży, czy Perły jest cacy. Na szczęście ostatnio rzadziej widuję takie obrazki z wyżej wymienionymi, a to znaczy, że ludzie powoli zaczynają dostrzegać ściemę. Pamiętajcie, jeśli jakiś browar, kiedyś niszowy i rzadko spotykany, zaczyna pojawiać się w niemal każdym markecie i każdym sklepie osiedlowym, a na dodatek stać go na spoty reklamowe w wiodących stacjach telewizyjnych, to jest pierwszy sygnał, że coś się dzieje. Zarówno Perła, jak i Łomża to duże browary z kapitałem jednego z wielkich zagranicznych koncernów – Royal Unibrew.

Podobnie sprawa ma się z innymi „regionalnymi” piwami, takimi jak m.in.: Kasztelan, Specjal, Leżajsk, Królewskie (browar dawno zrównany z ziemią), które w rzeczywistości należą do dużych polskich koncernów (Carlsberg Polska,Kompania Piwowarska, Grupa Żywiec), które to z kolei należą do wielkich zagranicznych koncernów (Carlsberg, SAB Miller, Heineken). Małym wyjątkiem jest Browar Zamkowy w Cieszynie, warzący m.in. Brackie i Żywiec Porter, który co prawda należy do Grupy Żywiec, ale zachował pewną autonomię i regionalny charakter.

7. Piwa niepasteryzowane są lepsze.

Moda na piwa niepasteryzowane pojawiła się kilka lat temu za sprawą regionalnych browarów, które właśnie w nich upatrzyły sobie niszę niezagospodarowaną przez duże koncerny. Te jednak szybko przyszły z odsieczą produkując swoje marki także w wersji niepasteryzowanej. Więc jak to z tą niepasteryzacją jest? Okazuje się, że niepasteryzacja niepasteryzacji nierówna, bo mimo, że piwa koncernowe takie jak np. Kasztelan Niepasteryzowany nie są poddawane tradycyjnej pasteryzacji, mają równie długą datę przydatności do spożycia, co ich pasteryzowane odpowiedniki. Dzieje się tak dlatego, że są one utrwalane w inny sposób, mianowicie poprzez proces zwany mikrofiltracją, która w rzeczywistości daje znacznie gorszy efekt niż pasteryzacja, gdyż wyjaławia piwo z praktycznie wszelkich wartościowych składników odżywczych, a co za tym idzie również i  smaku. Nie oznacza to oczywiście, że wszystkie piwa niepasteryzowane są mikrofiltrowane. Aby to określić, najlepiej spojrzeć na termin przydatności do spożycia. Jeżeli jest on dłuższy niż miesiąc, można być pewnym, że piwo było mikrofiltrowane lub utrwalane w inny sposób.

Konkluzja jest taka, że filtrowanie piwa ma większy, negatywny wpływ na jego smak, niż prawidłowo przeprowadzona pasteryzacja. Nie dajmy się zatem zwieść sloganom, pijmy po prostu piwa dobre i smaczne, a nie patrzmy na to czy są one pasteryzowane, czy niepasteryzowane. Z reguły lepsze powinno być piwo niefiltrowane poddane pasteryzacji, niż filtrowane i niepasteryzowane.

8. Piwo regionalne jest zawsze lepsze, niż piwo z koncernu.

Nie jest to do końca prawda, aczkolwiek ten mit jest dość pożyteczny, więc nie będę się jakoś specjalnie silił na jego obalenie. Na pewno w zdecydowanej większości przypadków piwa regionalne są lepsze od koncernowych. Jest jednak kilka przykładów małych browarów, które produkują piwa fatalne i znacznie gorsze nawet od koncernowych.

Inna sprawa, że ten mit jest wykorzystywany przez same koncerny – patrz punkt 6.

9. Piwo to złocisty napój, a każde ciemne piwo to „słodkie piwo dla bab”.

Mit wynikający, jak większość zresztą, przede wszystkim z niewiedzy, w tym przypadku z nieznajomości gatunków i stylów piwa i zbyt małej różnorodności piw dostępnych na polskim rynku. Upowszechniony został, tak mi się wydaje, przez piwo Karmi oraz wiele ciemnych, słodkich piw smakowych z browarów regionalnych. Także lekko ciemniejsza i słodsza Warka Strong, czy wcześniej Dog in the Fog były nazywane piwami dla kobiet, przez co upowszechnił się pogląd, że im piwo ciemniejsze, tym słodsze, czytaj: babskie.

10. Piwo lane z beczek jest najczęściej chrzczone, rozwodnione.

Typowo polski mit. Nie wiem skąd się wywodzi i dlaczego wiedzie prym akurat w naszym kraju. Strzelam, że być może wiąże się to z często zbyt niską temperaturą serwowanego piwa, która negatywnie wpływa na pianę, zapach i smak, więc może dawać złudzenie wodnistości. Czasem, jeśli piwo z beczki nie zostanie sprzedane w ciągu trzech dni, traci na świeżości, co również może wpływać na utrwalenie tego mitu. Z technicznego punktu widzenia nie ma takiej możliwości, aby do beczki z piwem dolać wody, czy czegokolwiek innego.

W kilku internetowych artykułach spotkałem rożnego rodzaju zwierzenia barmanów, jak to lekko zawianym klientom nalewa się piwo do szklanki częściowo wypełnionej wodą, zasłaniając przy tym jej dolą część, lub serwuje się zlewki z niedopitych piw z poprzedniego dnia zmieszane ze świeżym piwem. Do takich publikacji należy jednak podchodzić z dużą dozą ostrożności, gdyż według mnie głównym ich celem jest wzbudzenie sensacji i podbicie liczby odsłon strony. Jest to zupełnie niepotrzebne utrwalanie niepotrzebnych stereotypów, które prowadzą do dezinformacji ludzi, rozsiewania niepotrzebnych plotek i przyczyniają się do hamowania rozwoju piwnej kultury w Polsce.

Jeśli ktoś dalej ma wątpliwości co do jakości piwa beczkowego, niech odwiedza tylko pewne, sprawdzone lokale z dobrym piwem i profesjonalną obsługą, a w razie stwierdzenia jakichkolwiek uchybień niech domaga się w barze zwrotu kosztów za piwo, a reklamację zgłasza bezpośrednio do producenta, czyli browaru. (edit: 21.11.)

11. Piwo z puszki smakuje metalem, dlatego lepsze jest piwo z butelki.

Nie ma żadnych dowodów na to, że piwo nalane do szklanki z puszki ma inny/gorszy smak, niż to samo piwo nalane z butelki. A wszystkim „znafcom”, którzy twierdzą inaczej proponuję zmierzenie się z mitem w „ślepym teście”.

Inaczej sprawa ma się w przypadku picia bezpośrednio z danego opakowania, ale zakładam, że osoba pijąca piwo w taki sposób, ma jego smak w głębokim poważaniu, więc nie ma sensu się nad tym rozwodzić.

12. Od piwa rośnie brzuch.

Choć ja może niekoniecznie jestem dobrym przykładem na zaprzeczenie prawdziwości tego mitu, to jednak mimo wszystko jest to teza nieprawdziwa. Nie znaczy to jednak, że nie zawiera w sobie ziarna prawdy. Piwo, jak każdy alkohol jest kaloryczne, jednak za tycie odpowiada raczej w sposób pośredni. Zawarte w nim związki pochodne od chmielu pobudzają soki żołądkowe, co wzmaga apetyt. Nie tyje się zatem od samego piwa, lecz od przekąsek spożywanych w trakcie i po spożyciu piwa. Ponadto piwo spowalnia metabolizm, przez co wolniej trawimy i więcej nam się odkłada. Najlepiej zatem spożywać posiłek w odstępie nie mniejszym, niż godzina przed lub po wypiciu piwa, a jeśli już musimy, to lepiej wypić piwo po posiłku, niż przed lub w jego trakcie.

13. Zagraniczne piwa importowane przez Piwiarnię Żywiecką są tak naprawdę robione i rozlewane w Żywcu.

Ostatni mit, to najnowsza i totalnie absurdalna teoria spisku, z którą spotkałem się niedawno kilkukrotnie przy różnych okazjach, z różnych źródeł, w różnych środowiskach w krótkim odstępie czasu. Nie ukrywam, że to ona właśnie zainspirowała mnie do napisania tego artykułu.

Piwiarnia Żywiecka jest oficjalnym pubem Żywca, należącym do Grupy Żywiec. Poza tym jest to hurtownia piwa i importer piw zagranicznych m.in. z Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Importer, podkreślmy – nie producent, nie rozlewnia. Importer. Inni ludzie, inna działalność, praktycznie niezwiązana z działalnością Grupy Żywiec.

Mówienie, że piwa np. Flying Doga z naklejką Piwiarni Żywieckiej są robione i rozlewane w Żywcu, to mniej więcej tak, jakby powiedzieć, że Browar PINTA też należy do Grupy Żywiec, tylko dlatego, że założyli go dwaj goście z Piwiarni Żywieckiej.

To tyle mitów na razie. Na pewno jest ich więcej i na pewno wkrótce powstaną kolejne, równie dziwaczne i absurdalne. Mi przyszło do głowy, akurat 13 powyższych, ale może Wy znacie jakieś, o których ja nie wiem, albo zapomniałem napisać? Zapraszam do komentowania, może uzbiera się materiał na drugą część? 😉

Zapraszam na fanpage Małe Piwko Blog na facebooku !

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

169 comments

  1. Witaj !
    A więc włączę się do dyskusji. Po pierwsze pisząc artykuł o żółci – korzystałem z informacji osoby która pracuje w pewnym browarze już kilka lat, i niestety o żółci powiedziała. Więc czy to bzdura – zdania są podzielone. A jeśli nawet jest to bzdurą należy pamiętać że skądś to się bierze, i raczej nikt z palca tego nie wyssał.

    Co do Twojego kolejnego bzdurnego tematu, zapewniam że nie wiesz o czym mówisz. Przez długi okres mój kolejny kolega był przedstawicielem pewnej firmy dostarczającej piwo beczkowe do barów itd. Opowiadał ile to ludzi straciło zdrowie lub życie – próbując dobrać się do beczki (otworzyć ją) – fakt trzeba być idiotą by to robić, bo każdy normalny człowiek wie że w takiej beczce jest ciśnienie, a odkręcenie kapsla – sprawi że dostaniemy nim w głowę – na ogół kończy się to śmiercią.

    Technologicznie jednak sporo knajp dolewa wodę. W jaki sposób ? Teoretycznie najprostsze rozwiązanie. W nalewakach do beczki podpinany jest gaz, to wszystko doprowadzane wężami do beczki, pod ciśnieniem piwo idzie do góry kiedy zwolnimy zawór. Ludzie załatwiają sobie „beczkę” do której wlewają wodę, wszystko odpowiednio montują, i w momencie puszczenia „nalewaka” – z jednej beczki leci piwko – z drugiej woda.

    I niestety nie jest to mitem.

    Co do żółci – ogarnę temat ponownie, zrobię sobie mały wywiad, i jeśli faktycznie masz rację, artykuł zostanie odpowiednio zmodyfikowany, a czytelników przeproszę za wprowadzenie w błąd.

    Tym samym dziękuję za cenne wskazówki dotyczące piwa 😉
    I życzę wytrwałości w prowadzeniu bloga – bo mało który blog mnie zachęca do czytania – na Twoim spędziłem nieco ponad godzinę – także gratuluję.

    • Dzięki, że włączyłeś się do dyskusji, bo dwa dni czekałem na Twoją odpowiedź pod moim komentarzem na Twoim blogu :). Sorry za to, że był taki ostry, ale tak zwykle reaguję, kiedy widzę jak ktoś powiela takie idiotyczne teorie jak ta o żółci bydlęcej. Żeby nie strzępić języka, odsyłam Cię do raportu IJHARS dotyczącego wyników kontroli jakości piwa przeprowadzonej w 2010 roku, od której historia z żółcią się prawdopodobnie zaczęła i na którą powołał się autor wspomnianego przeze mnie artykułu na wp; http://www.ijhar-s.gov.pl/news/items/komunikat-ijhars.360.html Jak widać o żółci nie ma w nim ani słowa.

      Co do chrzczenia piwa, przyznam, że nie znam się na technologii podłączania beczki do nalewaka, bo nigdy nie pracowałem za barem, może znajdzie się tu ktoś, kto się na tym zna i się wypowie. Ja opieram się na informacjach, które zdobyłem w kilku różnych źródłach, i które mówiły, że chrzczenie piwa na odcinku beczka – kran jest niemożliwe i tym źródłom zawierzyłem.

      Z całym szacunkiem, są to dla mnie bardziej wiarygodne źródła, niż jakiś Twój znajomy gdzieś tam pracujący…

      Cieszę się, że mój blog Ci się podoba, i mam nadzieję, że pomimo dość nieprzyjemnego początku znajomości, będziesz na niego czasem zaglądał 😉

      Pozdrawiam.

      • Tzn – mój znajomy gdzieś tam pracujący – dokładnie w browarze, jest dla mnie wiarygodnym źródłem, i z tego co wiem – sam pija piwa mniej znane, z innych browarów, a to dla mnie wystarczający argument. Z drugiej strony zawsze trzeba brać pod uwagę okrutny świat i „pieniądze” które są wyznacznikiem wszystkiego.

        Pozostaje jeszcze trzecia strona – wchodzi na rynek nowe piwo – jest smaczne, po kilku miesiącach kampanii robi się coraz gorsze, i gorsze, i gorsze – dlaczego ?

        I fajnie by było gdyby trafił ktoś kto przy produkcji piwa pracuje i powie jak to faktycznie wygląda. Osobiście najbardziej mi smakują najmniej znane piwa, z tych znanych – preferuję Żywca – odpowiednia ilość gazu 😉

        Co do nalewaków – ja pracowałem przy nalewaku – i tak – da się chrzcić.
        Jednak smakosze – mają dużo racji, a dlaczego ?
        Istnieją piwa – bardzo tanie, również beczkowane.

        Jednym z takich wynalazków jest Grunengold – piwo dobre w smaku, jednak bez odpowiedniej reklamy. Swego czasu w wielu miejscach, zamiast piwa Tyskie, był lany Grunengold – powód – beczka była 2x tańsza, to też coś w rodzaju chrzczenia. Podrobić głowicę – do beczki, to żaden problem, mało tego, przedstawiciele browaru Belgia – sami dostarczali głowicę – byle tylko lać ich piwo.
        Tak więc chrzczenie piwa można różnie rozumieć, i nie dziwię się że są opinie że „tu czy tam jest chrzczone” – nie musi być, wystarczy że zamiast żywca, leci jakiś sikacz, a złe wieści – szybko się roznoszą.

    • Jak do beczki doprowadzony jest gaz? Widziałeś taką instalację? Możęsz nagrać filmik i poikazać jak to działa? Instalacja do wyszynku piwa jest serwisowana przez serwisanta, który co tydzień przybywa do lokalu na jej mycie i dezynfekcję. Owy człek najczęściej pracuje dla koncernu z którym knajpa ma umowę na wyłączność i od którego otrzymała szkło, krany, podstawki i inne materiały promocyjne. Owy pan serwisant przyjeżdża i widzi te domniemane modyfikacje i co dalej? Przypominam, że kegi również są zwrotne, one wracają na tej samej zasadzie co zwrotne butelki. Jak knajpiarze radzą sobie z tą sytuacją? Możesz rzucić trochę światła?

      Pisanie artykułu na podstawie „kolega zna szwagra, co jego tata powiedział, że Marcin…” to trochę słabe źródło informacji prawda? Browary są regularnie kontrolowane przez sanepid i JIHARS, mimo to żądna kontrola nie wykazała żądnej żółci w historii III RP. Na jakiej więc podstawie formułowane są takowe wnioski?

      • Gaz idzie rureczkami z butli gazowej, butlę kupujesz sobie osobiście, lub wypożyczasz. Wszystko było połączone na szybkozłączki. Nie mam jak zrobić fotek bo pub prowadziłem kupę lat temu – a jak wiadomo, nalewak jest własnością browaru.

        Instalacja do wyszynku piwa jest serwisowana przez serwisanta, który co tydzień przybywa do lokalu na jej mycie i dezynfekcję.

        i to niestety jest bzdura, po pierwsze, serwisant powinien przyjeżdżać co tydzień, ale tak się nie dzieje, jak się pojawi raz na 3 miechy – jest dobrze.

        Czy serwisant sprawdza co się leje, a więc podkreślam że nie wiem jak to jest teraz, ale kilka lat temu sytuacja wyglądała tak:
        Serwisant daje ci na punkt – parasole, nalewak(i), ławki, i pokale, i jeszcze kupę innych pierdółek zbędnych. W zależności „jaki masz lokal” tyle dostajesz, no i jak szybko ustawisz się w kolejce.

        I teraz tak – tu liczą się Twoje umiejętności , czyli rozmawiacie o ilościach – jestem w stanie w tym punkcie sprzedać 15 beczek tygodniowo. Przedstawiciel albo jest zadowolony albo nie. Jeśli jest wystarczy że sprzedasz 20 beczek, i jego na dobrą sprawę nie obchodzi czy faktycznie kupisz tych beczek 50 czy 100, dla niego liczy się 20 – on ma mieć wynik aby nikt mu dupy nie truł, z drugiej strony nie chce palić mostów , bo dziś pracuje dla Żywca, a jutro dla Kampanii, tak było kilka lat temu i to moje własne doświadczenia. Czy coś się zmieniło – nie wiem.

        Wiem jednak że poza takimi wałkami – wśród przedstawicieli i serwisantów, istnieje handel – parasolami, ławkami, i nalewakami, które po prostu można „na lewo kupić” – a być może ktoś z was spotkał się właśnie z takimi gadżetami u kogoś znajomego – jedno jest pewne – nie kupił tego legalnie w browarze.

        Co do piwa – owszem, po 3-4 dniach w zależności od temperatury panującej w lokalu piwo się psuje. Jednak nie czuć wtedy wody, czy małego kopniaka – a czuć kwas, robi się zwyczajnie kwaśne. Kiedy dostanie się kwaskowe piwo – należy się upomnieć o butelkowe, i wymianę bo jest to piwo zwyczajnie popsute.
        Jedyne piwo które się nie psuje szybko w beczkach – to porter, z tego co pamiętam beczka może być otwarta nawet miesiąc, no i ciemniejsze piwa też raczej nie powinny się zepsuć w 3 dni a mogą stać około tygodnia.

        A co do reszty – opierałem się na ludziach którzy raczej nie mieliby powodu by mnie okłamywać.

          • Nie chrzciłem piwa – w ten sposób nie zarobisz, ale w miejscowości turystycznej gdzie miałem knajpę – wiele ludzi to robiło. Być może dlatego zawsze miałem pełne ławki, bo piwo było dobre – poza tym sam to piłem, a wody nie lubię.

        • Głupiec nie mówi nieprawdy dlatego że chce Cię okłamać, tylko dlatego że jest głupi. I na tej zasadzie powstają piwne mity. Serwisant nic nikomu nic nie daje, od tego jest przedstawiciel handlowy – serwisant to człowiek od tzw pomocy technicznej, ktoś kto zjawia się raz na jakiś zcas tylko z jednego powodu – dbanie o instalację. I nie odpoiwedziałeś mi na moje pytanie: jak ten facet dba o przerobioną aparaturę? Pracuje np dla GŻ i jaki interes ma żeby trzymać sztamę z Tobą a nie swoim pracodawcą który płaci mu co miesiąc? Nie rozumiem.

          Skoro twój znajomy pracuje w browarze i wie na 100% że dodawana jest tam zółć to mam dla Ciebie propozycję – zadzwoń do sanepidu i powiedz, że w browarze X dodaje się do piwa produkty pochodzenia zwierzęcego bez wyszczególnienia ich na etykiecie, co stoi w sprzeczności z ustawą o oznakowaniu opakowań spożywczych. Kontrola potwierdzi twoje przypuszczcenia i zostaniesz bohaterem – udowodnisz że się wszyscy mylimy i żółć jest. Co Ty na to? Możęmy na Ciebie liczyć?

          • Aparatura jest na szybkozłączkach i niestety, serwisant na ogół dzwonił że będzie, i dopytywał, czy wszystko jest ok – bo będzie np w piątek rano, a że samochodziki mają malutkie (jakieś couriery) to wystarczy że włoży 2 nalewaki i nie ma miejsca na resztę sprzętu. A skoro aparatura na szybkozłączkach (takie były oryginalne kiedyś), to rozmontować taki bajer, to 3 minuty roboty. Z drugiej strony, dlaczego serwisant ma trzymać z tobą nie z kampanią która daje mu kasę ?

            To proste – masz bar w miejscowości turystycznej, przyjeżdża po pracy z lahonem, jje darmowy obiadek, pije darmowe piwko (butelkowe o dziwo), a jak wie że masz kilka wolnych pokoi nad barem, to grzecznie pyta czy mógłby jeden zająć na weekend – czy to nie wystarczające argumenty, dla mnie bardzo prawdziwe.

            Co do żółci – tak jak napisałem, ruszę temat ponownie, bo nie chcę wyjść na kogoś kto głosi nie prawdę, tym bardziej że mój blog jest obecnie moją pracą i źródłem utrzymania. Tak więc – bez nerwów i spokojnie, sprawę doprowadzę do końca. A że jestem tylko człowiekiem, mam prawo się mylić, tym bardziej że art o żółci pisałem na początku, wtedy weryfikacja nie była tak dokładna jak przy dzisiejszych artach.

            • Ale jak wygląda ten przerobiony sprzęt, to mnie interesuje. W normalnym kegu mam dwa przewody: jeden na piwo, drugi z CO2, by wypchnąć zawartość beczki. I Ty potrafisz podpiąć trzeci przewód z wodą? To ja mam jesczcze jedno pytanie: Skoro CO2 wypycha piwo ze środka na zasadzie podciśnienia to w jaki sposób jesteś w stanie dostarczyć tam wodę? Że nie zostaje ona wypchnięta? Bo nie wiem czy sobie zdajesz, z tego sprawę ale zaginasz prawa fizyki…

            • Jak już napisałem – nie lałem wody, więc do końca nie wiem. Po prostu podpina się tak jakby drugą beczkę z wodą, na tej samej zasadzie co beczkę z piwem, później się to łączy w jednego węża. W momencie zwolnienia kranu – gaz wypycha i wodę i piwo i to się miksuje – jakoś tak – trzeba spytać kogoś kto to robił.

              Natomiast wiem jak nalewa się wody do beczki.
              Wystarczy zakupić od ów serwisanta głowicę, obcina się przewód zapina się na kega, i przez ten wężyk – leje się wodę, po zdjęciu głowicy mamy pełną beczkę wody. Gdyby ją podpiąć normalnie do aparatury gaz będzie pchał wodę.

              Co ciekawe – ten sposób na lewe piwo, sprzedali serwisanci podobno.
              Co ciekawe 2 – raz zdarzyło mi się widzieć „beczkę serwisową” w której jest normalne wieko otwierane, do takiej beczki można nalać wodę i piwo i po prostu lać z nalewaka, to najprostsza technologia na chrzczone piwo. A gdyby zjawił się ktoś – po prostu odpinamy i podpinamy zwykłego kega.

              Sposobów zapewne jest więcej – trzeba pytać specjalistów.

            • To brzmi troszkę jak s-f. A kto dokonuje tych modyfikacji? Łączenie dwóch przewodów w jeden itd? Kto się tym zajmuje? Bo to brzmi dla mnie jak niezła powieść. Może daj mi namiary na ludzi którzy zajmują się przerabianiem instalacji co? Bo chciałbym podrążyć temat. Ach tak, nie znasz ich, to było dawno, wiele się pozmieniało…

            • Najprostsze rozwiązanie, zamiast szczuć na mnie i wymyślać że to SF, po prostu może kup nalewak i sam go przerób – jak już zobaczysz że się da, wtedy może nie będzie to SF.

              No i fakt, jak połączenie kilku rurek, gotowymi złączkami których na rynku jest pełno to SF to gratuluje.

              Nawijam temat bo uważam że z takim dziadostwem powinno się walczyć i tyle.
              Skoro płacę za piwo – chcę pełnowartościowe piwo. A dopóki będziemy karmić ludzi że nie da się chrzcić, dotąd piwo będzie chrzczone bo każdy będzie miał w dupie. Dla potwierdzenia moich słów – idź w kilka miejsc i spytaj „co ile jest serwisant” bardzo szybko obalisz swój własny mit – że jest raz w tygodniu.

              Poza tym co do SF
              Widziałeś kiedyś głowicę ?
              Do głowicy wchodzą dwa wężyki – jeden który wprowadza gaz, drugi którym wychodzi „ciecz” – więc teraz przemyśl te dwa wężyki z którego wychodzi ciecz – z dwóch beczek jednocześnie łączysz z tym wężykiem który idzie do kranu. Czy nadal to jest SF ? Niemożliwe ?

              A może po prostu trafiłem na hejtera 😉 Oby nie.

            • To może zrobimy tak:skoro to takie proste stwórz taką instalację i zademontruj – jak zadziałą zwrócę Ci wszystkie koszty z nawiążką, ok? A moze nawet nobel z dziedziny fizyki się trafi, bo coś mi się wydaję, że twierdzenia aerodynamiki to ostro zakrzywisz.

            • Czyli do końca nie wiesz, a głosisz to jako prawdy objawione. To może najpierw się dowiedz, a potem zaprzeczaj. Wszystkie Twoje argumenty opierają się na tajemniczych znajomych, dawnych czasach, kiedy ktoś coś robił, ale nie wiesz do końca co i jak…Trochę to wszystko mało przekonujące i lekko naciągane.

            • Może dlatego że fanatykiem nie jestem, naciągane jest też pisanie że „JEST TO NIEMOŻLIWE” – skoro jest to możliwe. A tym bardziej boli że smakosz tak ciekawego trunku woli wierzyć w coś czego do końca nie zbadał, i zezwalać na to aby nieuczciwi sprzedawcy browaru, nadal robili kasę „na wodzie”.

            • „CO2 wypycha piwo ze środka na zasadzie” nad ciśnienia. Montuję właśnie instalację i moim zdaniem jest tak: W kegu jest rurka, aż do dna i nią wylatuje piwo, a od góry do kega doprowadzany jest dwutlenek i tworzy nadciśnienie. Wodę jakby się ktoś uparł trzeba podać tą samą drogą co gaz, zatem np przez tank serwisowy, lub przez przerobiony keg (wspawany zawór do wlewania wody). Pewnie jakby wymieszac 30 litrów piwa z 5 litrami wody to mialoby to sens.

            • Jak Cie Piotrek czytam, to mnie skreca. A na jakiej zasadzie czysci sie instalacje? Masz specjalny keg (szczelnie zamykany), do ktorego wlewasz wode i podpinasz go zamiast keg’a z piwem. Jak cos takiego podłączysz na szybkozlaczce do przewodu z piwem, to FIZYKA Ci wyciagnie troche wody, troche piwa i mieszanke, wspolnym przewodem wyrzuci do nalewaka. Zaworkiem mozna regulowac proporcje mieszaniny. Nie wiem jakim trzeba byc debilem, lub jak podly bar trzeba prowadzic, zeby robic takie rzeczy, ale jest to mozliwe do zrobienia. Pozdrawiam.

        • Witam wszystkich amatorów”zupki chmielowej”.Kilka słów w temacie powolnego psucia portera.Niejaki browar Witnica i jego porter Potrafił się „zepsuć”po 24 h w czasie wysokiej letniej temperatury.właściciel brał piwo prosto z linii produkcyjnej.Wiem to z autopsji ,będąc na wakacjach w okolicach Mrzeżyna poznałem zajefajnych właścicieli nieistniejącej knajpki w porcie.Tam byliśmy częstymi bywalcami i konsumentami tego trunku.Pozdrawiam.

      • Hahaha! Instalacja jest serwisowana i dezynfekowana, dobre (przepraszam ale naprawdę się uśmiałem). Pracowałem w zeszłym roku w pewnej pizzerii w jednym z największych nadmorskich kurortów i nigdy czegoś takiego nie widziałem, najczęściej sam wymieniałem taką beczkę; z tyłu lokalu były pełne, puste wynosiłem z powrotem. Przedstawiciel koncernu (dużego), od którego szef brał piwo tylko przywoził beczki z piwem i zabierał puste, to wszystko. Do beczki podłączany był swego rodzaju uchwyt gdzie z jednej strony doprowadzany był gaz a z drugiej szedł wąż do kija. Jakby komuś chciało się troszkę pokombinować to spokojnie można by było chrzcić to piwo wodą. Całe szczęście mój szef był uczciwy i tego nie robił 😉

        • Nie, nie można było. Po prostu jak czytam te opisy to szlag mnie trafia. Sam pracowałem w knajpie na 4 nalewaki, gdzie po każdej beczce instalacja była płukana (tak, takie knajpy też istnieją). Widział ktoś z Was kiedyś klasycznego kega z flanszą (szybkozłączką)? Doprowadzenia gazy do takiego kega nie da się rozdzielić na dwa, bo jest to przewód w przewodzie. Jest jedna flansza, którą jest dostarczany gaz a odprowadzane piwo. Więc jak to, jeden z drugim inżynierem rozpracujecie?
          Wyjątkiem są kegi np corneliusa, które mają szybkozłączki rozdzielone – teoretycznie się da, ale powtarzam teoretycznie. Dlaczego? Bo przy takim wyszynku piwa z wodą spieniłoby się ono niepomiernie. I nie, nie na takiej zasadzie jak widzicie czasem spienienie w knajpie – tam piwo by praktycznie nie leciało.
          I jeszcze jedno: przepływ w takim wypadku wynosiłby 50/50. Każdemu polecam zrobić sobie w domu piwo 50/50 z wodą. Takie chrzczenie wychwyci nawet obszczymurek.
          Piwo w knajpach jest chrzczone, ale nie przez knajpy – po prostu knajpy kupują tańsze kegi, albo podpinają inne piwo, czasem nawet z tego samego koncernu.
          Myślcie, ludzie, myślcie, bo szkoda czytać takie wypociny na temat doprowadzania wody do instalacji.
          Dalej, co do samego mycia – są różne knajpy, różne umowy na nalewaki i różne podejścia. Owszem, do knajpie w Zadupiu górnym serwisant zagląda bardzo rzadko. Ale jeśli knajpa ma spory przerób piwa, na dodatek ma nad nią „patronat” jeden browar (koncern), to serwisant się wbrew pozorom pojawia. I tak, sprawdza instalację.
          Natomiast to rozdzielanie podwójnego przewodu na dwa kegi i mieszanie z wodą… a, że tak zapytam: to jak knajpa nabijała tegoż kega wodą? Bo to też ciekawy technicznie temat 🙂

          • A ok, nie wziąłem pod uwagę, że nasza instalacja była dość specyficzna, a taka nie występuje w większości knajp.
            Tymniemniej, nawet w najprostszej instalacji trzeba się chwilę napocić, żeby to zrobić, a i tak zawsze jest ryzyko.

  2. A i jeszcze dorzucę swoje małe conieco na temat memów które wstawiasz – dzisiejsza publika łyknie wszystko, kwestia jest tylko jedna – czy zdaje ona sobie sprawę że takie memy – robi konkurencja po to by zniechęcić czytelników do produktu ? I tak powstają plotki, ale z tego co widać nawet po tych memach które wstawiłeś – każde piwo jest hejtowane, to po prostu nowa forma marketingu 😉

    • Memy dodałem głównie dla rozluźnienia, aby dać czytelnikom chwilę oddechu podczas czytania dość długiego wpisu. Nie są one dla tekstu jakoś szczególnie istotne i należy je traktować z przymrużeniem oka. Nie zmienia to faktu, że często powielają one mity, o których piszę, niezależnie od tego kto je tworzy.

  3. Zbadać do końca, tzn tak jak Ty temat byczej żółci?

    Tyle że ja napisałem jasno – było to kawałek temu, i do końca tego nie badałem. I to zrobię, jeśli się pomyliłem przeproszę. Każdy ma prawo się mylić.

    Co do chrzczenia piwa – jestem w 100% pewny że da się.

    • A tym bardziej boli że smakosz tak ciekawego trunku woli wierzyć w coś czego do końca nie zbadał,

      Jako smakosz piwa ubolewam nad tym, że przez takie brednie rozpowszechniane przez takie osoby, jak Ty, kultura piwna w Polsce nie istnieje, a spożycie piwa beczkowego stanowi 5% całkowitej sprzedaży. W każdym normalnym kraju chodzi się do knajpy na pyszne, świeże piwo z beczki, tylko nie w Polsce, u nas „na wszelki wypadek” zamawia się piwo butelkowe. I to jest chore.

      • Stary – chcesz mi wrzucać że przez takie osoby jak ja. Czyli rozumiem – że skoro problem istnieje, lepiej o nim nie mówić, i mówić „pijcie”. Uważam że taka postawa do niczego nie prowadzi.

        Możemy sobie tutaj wrzucać – przez takie jak ja, przez takie jak TY.
        Tylko pomyśl czy to na celu ma ta rozmowa.

        Czy całkiem sensowniejsze będzie uczenie ludzi, co mogą zrobić kiedy czują że piwo jest złe, mogą poprosić o pokazanie beczki – czy jest oryginalna itd. Czym więcej nacisku będzie kładzione na oryginalność piwa, tym szybciej w Polsce nie będzie szarej strefy która dorabia kilkaset złotych, a niestety traci na tym browar, często dobry browar.

        Poza tym – czy Tobie jako smakoszowi, nigdy nie zdarzyło się, kupić piwa beczkowego które miało dziwny smak ?

        • Jest wiele sposobów na to jak rozpoznać dobre i dobrze zaserwowane piwo i o tym planuję wkrótce napisać. Oczywiście, że zdarzyło mi się dostać niedobre piwo, ale wynikało to ze złego serwowania, złego przechowywania, brudnej instalacji, brudnego naczynia, zbyt niskiej temperatury, starej beczki lub po prostu tego, że piwo było zwyczajnie słabe. Nie mówię, żeby chłonąć niedobre piwo i siedzieć cicho. Ja mówię: Pijcie! A jeśli macie wątpliwości, zgłaszajcie swoje uwagi do browarów, niech przyjadą i sprawdzą. Mówię też: chrzczone piwo to bzdura! I jeżeli nie masz przekonujących dowodów, że to nieprawda, proszę o zakończenie tej dyskusji, w tym momencie bo mnie nie przekonasz i będziemy się kręcić w kółko.

      • No zaraz zaraz, dlaczego w pubach więcej sprzedaje sie piwa w butelce niż z beczki to osobna kwestia. Gdyby był wolny rynek sytuacja byłaby zgoła inna, ale powoli, koncerny sie wycofują do supermarketów, bo tam jest ich miejsce. Kiepskie piwo w sklepie „mydło i powidło”.

  4. Widzę że opracowanie wywołało spory ferment w komentarzach – i dobrze. Jako amator piwnych eksperymentów mam nadzieję że wreszcie rozpełznie się po sieci porządne opracowanie tematu. O dodatkowej zachęcie z mojego podwórka w postaci użycia memów nie muszę nawet pisać 😉

    • Szczerze, to liczyłem na pewien ferment i byłem pewien, że nastąpi i bardzo dobrze. Temat jest jak najbardziej rozwojowy i z czasem pewnie pojawią się kolejne wpisy z nim związane. Jakbyś trafił gdzieś na podobne memy w tym temacie, to możesz mi podesłać. P.S. mem z marihunaen jest mój. Dobry? 😀

  5. Fajna notka, uświadomi pare osób, ale do zwolenników teorii spiskowych nie trafi, oni zawsze wiedzą swoje.
    Apropos kegów, to sam też wolę piwo prosto z beczki, ale mam prostą zasadę w lokalach w których od razu widać że wiedza o piwie jest limitowana (widać chociażby po sposobie lania piwa, zbieraniu zlewek itp) od razu pytam kiedy był podpięty keg i wybieram najświeższy (oczywiście nie starszy niż 3 dni) bo co do marki to jak w tym dowcipie:
    – piwo proszę
    – jakie? Tyskie, Lech czy Żywiec
    – a co za różnica…
    Chciałbym w części drugiej wyjaśniania mitów prosić o temat piwa warzonego na konkursy przez duże koncerny. Sam w pewnym wywiadzie z przedstawicielem bodajże Tyskiego przeczytałem że piwo na konkursy jest ważone wg tej samej receptury co piwo koncernowe ale w tradycyjny sposób (nie HGB). Co prowadzi do drugiej kwestii, jak to jest w końcu z tym HGB? Czy rzeczywiście robią z tej samej skoncentrowanej brzeczki różne rodzaje piwa? No i czy konserwowanie kwasem askorbinowym pogarsza smak?

    • Ciekawe kwestie poruszyłeś, warto będzie przyjrzeć im się bliżej 🙂
      Na jedną mogę już teraz odpowiedzieć, bo jestem niemal pewien, że przy HGB z jednej brzeczki powstaje kilka różnych piw. Ale żeby nie tworzyć kolejnych mitów, postaram się na wszelki wypadek wkrótce potwierdzić tę informację w 100%.

      • Kwas askorbinowy (E300) to nic innego jak witamina C, czyli przeciwutleniacz. NIkt jak dotąd nie stwierdził by w jakikolwiek sposób wpływała na smak, z resztą testy każdy moze wykonać sam w domu, wit C nie ejst na receptę. jako przeciwutleniacz jest stosowana przez bardzo wiele róznych browarów, nie tylko w Polsce (Ciechan na przykład) ale też w Czechach (Rahozec, Klaster, Krakonos, Konrad, Cerna Hora…). Co do konkursów to te inne warki to mit, jeżeli dziwi Cię wysoka pozycja piwa Tyskie czy Żywca w jakimś międzynarodowym konkursie to najlepiej przeczytaj jego kryteria. Był kiedyś taki konkurs w Lizbonie z którego każdy koncern przywoził medal. Jak to się działo? Ano tam dawali medal każdemu, po prostu brano przysłane piwo i porównywano je z zadeklarowanymi parametrami – ekstrakt się zgadza, alkohol też, klarowność bez zarzutu, styl – eurolager jest, wady zapachowe – brak, wady smakowe – brak, dajemy złoto. Ekstrakt się nie zgadza, alkoholu mniej o 0,4% – dajemy srebro. Piwo kwaśne, mętne i octowe – brąz. Po prostu każde piwo było oceniane trzystopniową skalą tak, by później można się było chełpić wynikiem z Lizbony. warunek uczestnictwa – pokaźne wpisowe.

  6. Co do piwa puszkowego, to jednak może i ma prawo smakować trochę inaczej. Inny jest wpływ światła i temperatury na to opakowanie. Gdzieś chyba czytałem, że inny jest także sposób pasteryzacji. Kiedyś popełniłem „prawie ślepy” test. Być może to autosugestia, może po prostu inna partia piwa. Tak czy inaczej wyczułem znaczną różnicę pomiędzy tym samym piwem w różnych opakowaniach.
    http://bimbelt.wordpress.com/2010/03/24/bosmany-trzy-test-prawie-slepy/

    W sumie można by się na wzajem wywołać do tablicy i zrobić prawdziwe ślepe testy, by obalić ten mit.

    • Nie jestem zagorzałym obrońcą piwa puszkowego, sam takiego nie pijam (a przynajmniej nie często). Wpływ światła i temperatura istotnie działają inaczej na piwo puszkowe i na butelkowe, o czym nie wspomniałem (nie sposób napisać o wszystkim), skupiłem się jedynie na kwestii metalicznego posmaku, który może wynikać tylko i wyłącznie z autosugestii (chyba,że się pije prosto z puchy lub puszka jest od wewnątrz uszkodzona i piwo ma kontakt z metalem). Spróbuj zrobić całkiem ślepy test i najlepiej z kilkoma różnymi piwami, ze zbliżonych lub tych samych warek. Nie sądzę, aby z całą pewnością udało Ci się stwierdzić które jest puszkowe.

      Sam w najbliższym czasie również spróbuję zrobić taki test, a jego wyniki opublikuję na blogu 😉

    • no w przypadku zielonych butelek na 100% puszki nie będą miały zapachu skunksa i moim zdaniem stąd biorą się opowieści o „gorszym” a w rzeczywistości lepszym piwie. Inna sprawa to może być partia piwa, albo być może smarowanie maszyn do puszkowania, ale z tym smarem to tylko gdybam we względu na inżynierskie spojrzenie 🙂 bo na zdrowy rozsądek takie rzeczy są zazwyczaj przewidziane w procesie produkcyjnym.

      • Pamiętam, że miałem tak swego czasu z Perłą Chmielową, która była jedynym piwem, które bardziej smakowało mi z puszki niż z butelki. Różnica była ogromna. Nie wiem jak jest teraz, bo już dawno nie piłem żadnej. Ale tak to jest. Jeden lubi skunksa, a drugi uznaje go za wadę i nic się raczej na to nie poradzi. No, chyba, że pozna prawdziwy zapach i smak chmielu i sam dojdzie do wniosku, że skunks nie jest fajny.

    • A propos piwa puszkowego. Jakiś czas temu usłyszałem mit, że piwo w puszcze dłużej utrzymuje gaz, i po imprezie, kiedy w nocy zostawi się rano otwartą puszkę, można rano wstać i cieszyć się niewygazowanym piwem. Ma to się podobno wiązać z utrudnionym ulatnianiem się CO2 w środowisku zawierającym aluminium.

      • Moim zdaniem jest to kolejny mit. Z moich doświadczeń wynika zupełnie coś innego. Zawsze jak zdarza mi się pić piwo prosto z puszki (choć zdarza mi się to niezwykle rzadko), odnoszę wrażenie, że gaz ucieka szybciej niż z butli i końcówka jest już nie do wypicia. Jakkolwiek by jednak nie było, nie polecam porannego dopijania resztek z otwartych puszek, ani żadnych innych nośników 😀 Lepiej zrobić sobie krótki spacer do sklepu po świeże piwko. ;).

        • Mit, bo oznaczałoby, że aluminium w tym momencie ma bezpośredni kontakt z piwem (a więc się w nim rozpuszcza). Tymczasem puszka jest tak zabezpieczona, żeby aluminium nie przedostawało się ani do piwa ani do powietrza. Więc to „środowisko”, w którym przebywa piwo nie zawiera aluminium.
          A poza tym sprawdziłem to wielokrotnie w akademiku. Niechcący. Ale i tak nie działa.

  7. Witam 🙂 Dzięki za ten wpis – wiele z tych bzdur jest rzeczywiście często powtarzane do upadłego przez ludzi – nie wiadomo, czy się śmiać, czy wkurzać 😉 Jestem absolwentką technologii żywności ze specjalizacją związaną z produkcją napojów alkoholowych, więc co nieco na temat produkcji piwa wiem. Wprawdzie nigdy w tej branży nie pracowałam, ale odbywałam praktyki w jednym z dużych, znanych browarów koncernowych, sporo browarów też miałam okazję zwiedzić od strony produkcji.
    Odnośnie Pana, który pisał, że jego znajomy pracuje w browarze i potwierdza mit o żółci bydlęcej. Ja się pytam, na jakim stanowisku ten znajomy pracuje – czy on jest kierownikiem któregoś z działów produkcji? Pracuje w laboratorium? A może: a) stoi na rozlewni z ochronnymi nausznikami i okularami, obsługując taśmy, po których jadą butelki, b) jest przedstawicielem handlowym i żadnego etapu produkcji nigdy nie widział na oczy, c) jest magazynierem lub robi cokolwiek innego, przy czym w każdym z tych przypadków o żółci usłyszał od kolegi na stołówce, jednakowo dobrze poinformowanego. Piszę z przekąsem, bo mit o żółci uważam za numer jeden w rankingu najbardziej kretyńskich idiotyzmów, w które ludzie wierzą. Nie trzeba nawet pracować w jakimkolwiek browarze, wystarczy logicznie POMYŚLEĆ (z czym niestety wielu ludzi ma problem). Żółć to wydzielina wątroby, która gromadzi się w woreczku żółciowym. Woreczki te są w rzeźniach starannie oddzielane tak, by żółć nie wylała się z nich i nie zanieczyściła mięsa. No to teraz wyobraźmy sobie, że ktoś zbiera te woreczki i z każdego z nich zlewa żółć, aby ją sprzedać do browaru. Nietrudno domyśleć się, jak by to wyglądało od strony sanitarnej – towar wyjątkowo łatwo psujący się, zanieczyszczony białkiem zwierzęcym, konieczność przechowywania i transportu w obniżonej temperaturze, ewentualnie konieczność oczyszczenia i wyizolowania gorzkich kwasów żółciowych (budujemy linię technologiczną, rach ciach). Gdyby rzeczywiście wyobrazić sobie to jako produkcję dodatku do piwa, to śmiem sugerować, że byłby to dodatek droższy od ekstraktów chmielowych i bardziej kłopotliwy. Do tego oczywiście budzący kontrowersje prawne, o których było już wspomniane – wszystkie składniki pochodzenia zwierzęcego w produkcie muszą być zadeklarowane przez producenta, co więcej – producent musi posiadać dokumentację, na podstawie której da się dokładnie odtworzyć źródła pochodzenia takich dodatków (zwłaszcza jeśli chodzi o dodatki wołowe – przepisy zaostrzone po aferze z BSE).
    Cała historia jest niestety niezwykle żywą miejską legendą, jak widać czasem powielaną nawet w rzekomo „poważnych” artykułach. Skoro wierzy w nią tylu ludzi, wcale nie dziwi mnie, że wśród nich znajdą się nawet pracownicy browarów. Ale na pewno nie są to pracownicy bezpośrednio związany z kontrolą procesu produkcji i kontroli jakości, gdyż oni wiedzą dokładnie, jak się produkuje piwo. Duże browary to jednak potężne zakłady pracy, w których jest wiele stanowisk nie mających nawet styczności z działem produkcji, a zatrudnieni tam pracownicy nie muszą mieć o niej bladego pojęcia. Zatem żadnym autorytetem nie musi być człowiek, który „pracuje w browarze i mówi to czy tamto”, bo on może od 10 lat jeździ wózkiem widłowym z paletami i tyle ma pojęcia o produkcji piwa, co pracownik kopalni węgla.
    Pozdrawiam!

    • Bardzo dziękuję za ten komentarz, brakowało tu takiego rzeczowego, naukowo-technicznego spojrzenia na sprawę. Mam nadzieję, że wielu niedowiarkom i zwolennikom teorii spiskowych pozwoli on przejrzeć na oczy. Pozdrawiam serdecznie 😉

  8. Heh, rozbawił mnie ten demot z piwem w puszcze i moczem szczurów… Leptospiroza to nie wirus, a bakterie – owszem przenoszone przez szczury, ale nie zabija od tak na zajutrz ( nie wiem czy w ogóle zabija 😉 )

    • Niestety wiele osób czerpie wiedzę z takich źródeł jak demoty, a potem przekazuje te rewelacje, jako pewnik. Tak własnie powstają głupie ploty. Przynajmniej ten konkretny demot, pomimo swojej absurdalności głosi pozytywny przekaz – nie chlejcie z puchy, tylko przelewajcie piwo do szkła. Metoda może kontrowersyjna, ale cel szczytny 🙂 Nie zmienia to faktu, że jest to tworzenie kolejnej durnej miejskiej legendy.

  9. Jeździcie po Adrianie jak po łysej kobyle, a nikt się nie zastanowi, że w jednej kwestii ma rację. Owszem, nawalił masę mądrości ludowych:
    Bycza żółć – no nie, nigdy tego nie było.
    Serwisanci – jeżdżą zdecydowanie częściej, znam paru więc wiem. Przynajmniej Ci z koncernów, w mniejszych browarach pewnie jest inaczej.
    Keg serwisowy – owszem istnieje, ale tylko na roztwór do czyszczenia instalacji.

    Natomiast czemu jesteście tak zdziwieni, że instalacja z dwoma beczkami (z czego jedna z wodą) ma wszelkie prawo działać? Z beerpythona robi się trójnik, na obu kegach ustawia się dokładnie takie samo ciśnienie, dla pewności na obu liniach przed trójnikiem instaluje się zawory zwrotne. Piwowarowie domowi od dawna robią coś takiego w celu tworzenia blend dwóch piw, czy jednoczesnego wyszynku dwóch beczek jednocześnie z jednego nalewaka.

    Nie zmienia to faktu, że piwo rozwadnia się na etapie szkła, a nie beczki. Zbyt duże pieniądze wchodzą w grę przy większych graczach, więc gdyby serwisant coś takiego zauważył byłaby niezła chryja.

    • Jak już pisałem, specjalistą od wyszynku nie jestem, nigdy z tym nie miałem do czynienia od kuchni, ale czytałem i słyszałem w wielu źródłach, że chrzczenie piwa na odcinku beczka-kran jest niemożliwe, a jeśli nie niemożliwe to przynajmniej nieopłacalne i ryzykowne. Być może dałbym się przekonać, że jest inaczej, ale argumentacja Adriana nie była podparta żadnymi dowodami, a jedynie gdzieś zasłyszanymi historiami. Ostro natomiast zareagowałem na jego wpis na temat byczej żółci, bo powielanie takich historii zasługuje na ostrą reakcję.

  10. Nie włączając się do całej, w pewnym momencie stającej się bzdurną i debilną ze strony jednego z Panów(nie blogerów!), rzeknę tak. Piwo da się chrzcić, tak jak za czasów pradziadów. Oczywiście jest to argument w który fanatyk „piwa nie da się chrzcić”(ignorancja godna stereotypowego Polaka) nie uwierzy, ale od razu pojawił się przed moimi oczami tuż po przeczytaniu punktu dot. chrzczenia. Raz pewnego się zaprzyjaźniłem z ekipą barmanów, bo bar blisko był, a i menelnia nie siedziała, tylko sami młodzi. Dziwiłem się niską ceną piwa, będącą w dni promocji nawet o trzy złoty mniejszą niż w innych pubach czy barach. Normalnie cena była niższa o złotówkę bądź dwa(za okazaniem legitymacji studenciej). Piwo z początku wydało mi się wodniste, rozrzedzone, ale jako przeciętny konsument zwalałem to na powiedzenie „X X’owi nierówne”. Jednakże po dłuższym czasie poradzono mi, bym nie kupywał kuflowego i jako argument zaprowadzono za bar, gdzie pokazano sposób chrzczenia na dwie beczki, który został wymieniony w komentarzach.
    Oczywiście nie mówię, że jak piwo złe, to zawsze chrzczone. Mówię, że istnieje taka możłiwość. Z reguły zły smak piwa jest związany z nieprzeczyszczoną aparaturą(bzdura jakoby serwisanci pojawiali się regularnie-notabene mogą zarabiać dodatkowo u właścicieli za przymykanie oka, nikt tego nie sprawdzi), za długo trzymaną beczką, bądź też – możliwe, iż to mit – jakością kupowanego piwa. Ponoć właściciele mogą kupywać dobre piwo i zwykłe, a tej samej nazwy.
    Za moim ostatnim argumentem przemawia fakt, że wedle polskiego prawa liczba procentów nie musi być idealnie taka sama jak na etykietce, co pozwala na małe „manipulacje” piwem, jak i dochodzenie dwóch dziennikarzy bodajże onetu, w którym to podróżując po pubach z kamerą i zbierając próbki piwa(po kryjomu), okazało się, że piwo tej samej nazwy w jednym i w drugim pubie miało różnicę około pół procenta.

    Fajny artykuł! Stanowczo poczytam całego bloga.

    • Tylko, ze jak przebadasz piwo butelkowe to na takie odchyłki również możesz trafić. Według przepisów, piwo o zaw alkoholu 5,7% i wiecej może mieć granicę błęduuistawioną aż na 1% zwa. objętościowej. Ten test z Warszawy został przeprowadzony w pubach, restauracjach i modnych klubach młodzierzowych i jak się okazało nigdzie nie natrafiono na wynik nie mieszczący się w marginesie błędu. A teraz małe pytanie na logikę: knajpiarz przerabia instalację, ryzykuje utratę reputacji, korumpuje serwisanta piwem, obiadem , noclegiem i panienkami na telefon, a wszystko po to by…dodać kilka mililitrów wody? Dotąd zwolennicy mitu twierdzili, ze chrzczenie to oszczęność a mi tu wychodzi, że zainwestować trzeba sporo by wyjać kuriozalnie niewiele.

      Z chrzczeniem piwa jest jak z potworem z Loch Ness, Wielką Stopą, Yeti, Talibami co lądowali w Tworkach i trotylem na pokłądzie Tupolewa – są tacy co się pokroją za te teorie, ale niestety nikt (dosłownie nikt) nie może pochwalić się nawet ćwierć dowodem.

    • Odniosę się tylko do ostatniej części wypowiedzi. Czy wyznacznikiem „dobrego” piwa jest tylko i wyłącznie % alkoholu? Może dla niektórych tak, ale na pewno nie dla prawdziwych piwoszy. To tak na marginesie, a teraz przejdę do sedna sprawy.
      Otóż nawet w najbardziej zaawansowanych technologicznie browarach proces fermentacji jest tym, czym był od wieków: metabolizmem drożdży, czyli procesem mikrobiologicznym, a zatem obarczonym ZAWSZE pewnym marginesem niepewności co do uzyskanego wyniku. To nie czyste reakcje chemiczne, w których liczby moli zawsze są we właściwych proporcjach. Technolodzy robią wszystko, co w ich mocy, aby wystandaryzować warunki prowadzenia fermentacji tak, aby zawsze uzyskiwać tę samą pożądaną zawartość alkoholu, jednak da się zrobić to tylko do pewnej dokładności. W każdej specyfikacji zakładowej produktu zawartość alkoholu określa się jako zawartość docelową (target) oraz pewne dopuszczalne odchylenia (zazwyczaj do 0,5% w każdą stronę). Dlatego też prawo dopuszcza wahania zawartości alkoholu w poszczególnych partiach produktu w określonych granicach – tych wahań po prostu nie da się w żaden sposób uniknąć. Robienie z tego afery to jakiś absurd. Jeśli chcesz mieć w każdej butelce danego piwa zawartość alkoholu równą np. 5, 2500%, to proponuję, abyś przyszedł osobiście do działu fermentacji i porozmawiał z drożdżami.
      Pozdrawiam!

  11. Poszukaj sobie indeksu glikemicznego piwa…. Nasz organizm traktuje piwo jak cukier, wzrasta poziom insuliny i od tego tyjemy, bo jak organizm obniża poziom cukru to nie trawi niczego innego i od razu zamienia wszystko co jesz w tłuszcz

      • To nie chodzi o kalorie…. Tylko o traktowanie piwa jako substancji która zasladza krew, czyli jak pijesz piwo, to wszystko co po nim zjesz zamieni się w tłuszcz, bo organizm będzie zajęty redukcja cukru we krwi, a po tej redukcji bedziesz głodny bo organizm się zmeczyl regulowaniem poziomu cukru, a nic nie wziął z jedzenia to jest niedozywiony… Bo potrzebuje składników odżywczych a nie kalorii, a poza tym to alkohol wyplukuje wodę z mięśni i ciężej nam jest spalac tłuszcz…

        • No, ale chyba o tym napisałem, tylko nieco prostszym językiem. Nie należy łączyć piwa z jedzeniem, bo to wzmaga tycie. Samo piwo też oczywiście tuczy ale nie bardziej, niż wino, słodycze, czy słodkie napoje, a jednak to piwo się demonizuje, a brzuch piwnym się nazywa.

        • Czekałem aż ktoś wyjedzie z tym argumentem. Nie możesz się dziwić, że jak będziesz jadł 10 pączków dziennie to przytyjesz. Tak samo jest z piwem. We wszystkim trzeba mieć umiar. Piwo nie tuczy bardziej niż inne kaloryczne rzeczy, a jednak to z nim wiąże się skojarzenie z dużym brzuchem.

  12. Chociaż temat mnie zainteresował, to po pierwszym zdaniu przestałem czytać dalej, a mianowicie stwierdzeniu „kilka najpopularniejszych, typowo polskich piwnych mitów”.
    Autor jest widać tzw. „światowcem”, „obieżyświatem” (może sam jeszcze inaczej się tytułuje), skoro objechał świat wszerz i wzdłuż i wybrał tylko te „typowo polskie” mity :-). Nigdzie dalej oczywiście o tym nie wspomina, skąd doszedł do wniosku, że ten czy inny mit działa tylko w Polsce.
    Sam określiłbym to „typowo niedouczoną” postawą.

    • To wskaż proszę mity, które działają poza Polską i podaj ich zagraniczne przykłady. Bo ja z 13 mitów potrafię wyłowić tylko jeden „międzynarodowy”. No tak, ale ja przecież jestem niedouczony…

      • Z racji specyficznego zawodu trochę podróżuję służbowo. Bywałem w krajach gdzie piwo jest równie popularnym napojem jak w Polsce, w Niemczech, Czechach, Włoszech, dużo też rozmawiałem o piwie (przy piwie) z moimi współpracownikami z tych krajów. Pierwsze „typowo polskie” mity jakie rzuciły mi się w oczy we Włoszech to właśnie: „zamawiaj piwo tylko z butelki”, bo z puszki „śmierdzi aluminium”, a lane „jest z wodą”. Pytałem więc panów inżynierów (taka branża, że większość ma wykształcenie techniczne): „jak to Panowie możliwe, że piwo śmierdzi aluminium, skoro aluminium nie rozpuszcza się w wodzie, alkoholu, ani żadnym innym związku znanym z piwa?”. Wtedy padały głupawe miny i odpowiedzi typu „OK sprawdzę to, ALE it tak coś z tym smakiem jest nie tak!” To samo dotyczy „chrzczenia”, tłumaczyłem jak jest możliwe dolanie wody, skoro to wszystko spięte jest w jeden hydrauliczny układ? Wtedy pojawiały się odpowiedzi typu „wodę dolewają barmani do szklanki”. Te same historie w Niemczech, Włoszech, Czechach. Już nie wspomnę o „typowo polskich” mitach nt. Łomży, śmieszne by były międzynarodowe mity o polskiej marce :-). Ogólnie wrażenie mam jedno: Artykuł ma wzbudzić sensację bazując na głupawej modzie wyśmiewania wszystkiego, co polskie, bardzo popularnej ostatnio w internecie. Akurat piwo jest bardzo nietrafionym przykładem, bo polskie jest bardzo dobre i „uważane” na świecie.

        • Ok, być może tytuł nie jest adekwatny do każdego z punktów, ale do zdecydowanej większości z nich jest odpowiedni.
          Kompletnie nie rozumiem natomiast o co Ci chodzi z tym wyśmiewaniem? Owszem liczyłem na to, że artykuł wzbudzi pewną sensację i to się poniekąd udało, tym lepiej, bo dzięki temu dotrze do większej liczby osób, i być może wzbudzi w nich refleksję nad niektórymi bzdurnymi teoriami. Nikogo ani niczego nie zamierzałem wyśmiewać, poza opisanymi w tekście mitami. Nie wiem też, gdzie dopatrzyłeś się u mnie wyśmiewania polskiego piwa? Może jakbyś przejrzał tego bloga zobaczyłbyś, że opiera się on w większości na piwach polskich, bo takie pijam najczęściej. Tekst od początku do końca ma w założeniu charakter edukacyjny. Żaden inny.

  13. kłótnia się wywiązała i tyle…
    a ja uważam że piwo może być chrzczone,
    jeszcze 2 miesiące temu pracowałam za barem i szef osobiście za pomocą odpowiedniej głowicy wlewał do beczki po piwie coca cole z biedronki lub rozrobiona z jakiegos smiesznego proszku. wystarczyło założyć tą głowicę, przez jej otwór nalać colę (wielkość jak nakrętka) założyć oryginalną głowicę i puścić dużo co2. i nie było z tym więcej roboty niż pare minut. A reklama oryginalnej coca coli. Nikt się nie przyczepił bo facet z browaru był znajomym szefa- przeciez mysmy zapomnieli o akcyzie ale piwo bedziemy brac jak nam wznowia. przed jego przyjazdem sciagalo sie znaczek coli. cola byla szczesliwa ze ma darmowa reklame inie wnikali. a ze bar w malej miescince to rok czasu tak przeleciał…. duże nakłady?? gdzie??? mała oszczędność? jasne, 2l coli kupiono za 2zł a szklankę sprzedano za 3zł. To z piwem się tak nie da???

    • Jak już wspominałem nie znam się na barowych sprawach technicznych, ale chyba co innego jest dolewać czegoś do beczki po piwie, a dolewać wody do beczki, w której piwo jest „fabrycznie” nalane w browarze.

  14. W browarze Lecha w Poznaniu, aby przyjęli od rolnika jęczmień to jest bardzo rygorystycznie badany przed odbiorem, praktycznie nie wolno używać pestycydów

  15. „Okazuje się, że niepasteryzacja niepasteryzacji nierówna, bo mimo, że piwa koncernowe takie jak np. Kasztelan Niepasteryzowany nie są poddawane tradycyjnej pasteryzacji, mają równie długą datę przydatności do spożycia, co ich pasteryzowane odpowiedniki”

    Tutaj jest błąd. Piwa „niepasteryzowane” otrzymują nieznacznie mniejszą ilość tzw. jednostek pasteryzacji. Np. ustawowo piwo pasteryzowane musi dostać 10 jednostek (nieważne jakich), więc jak dostanie 9,8 – to już ustawowo nie jest pasteryzowane. Zgodnie z ustawą producent może napisać „niepasteryzowane”. Zazwyczaj polega to na tym, że pasteryzatorze przepływowym zamiast 62st. C stosuje się 61st. C. Tak jest [prawdopodobnie] w przypadku Kasztelana, bo nie ma różnicy między obydwiema wersjami (poza tym wyeksponowanym napisem). Ściema i oszustwo koncernów…

  16. Szanowni koledzy-piwosze, ja należę do pokolenia, które pamięta piwo z lat osiemdziesiątych. Wtedy na rynku głównie sprzedawano piwo niepasteryzowane, z naturalnym gazem, które miało obfitą, gęstą pianę, goryczkę w sam raz, a jego wypicie nie wiązało się z żadnymi dolegliwościami typu zgaga, niesmak w ustach po pewnym czasie, rozsadzanie żołądka nadmiarem gazu, miało niższą zawartość alkoholu (poniżej 5%). Sprzedawano także piwa pasteryzowane, ale znacznie różniły się one w smaku od tych dzisiejszych. Moja konkluzja jest taka. Dzisiaj nie da się kupić piwa, które chociaż częściowo mogłoby dorównać smakiem i jakością piwom z tamtych czasów. Jedynie piwo sprzedawane w knajpach, w których jest produkowane, w jakiś sposób nawiązuje smakiem i jakością do tamtego piwa. Na szczęście w moim mieście jest taki lokal.
    Piwo z beczek pompowano powietrzem, a CO2 zawarty w piwie był pochodzenia naturalnego. Można było przy zakupie beczki (100l) wypożyczyć pompkę. Niejedną taką imprezę przeżyłem (i przepiłem) i zaręczam wam, że smak, zapach, pianka (moneta położona na pianę utrzymywała się kilka minut) nawet pospolitego, taniego piwa były lepsze niż najlepszego piwa obecnie. Dzisiaj piwo jest po prostu niedobre, sztucznie smakuje, ma posmak alkoholowy, słaby aromat. Nie dziwię się autorowi bloga, że próbuje bronić współczesnego polskiego browarnictwa rozprawiając się z mitami, bo prawdopodobnie nie zna smaku piwa sprzed lat ze względu na wiek. Technologia produkcji piwa od tamtych czasów zmieniła się w znacznym stopniu. Proces jest szybszy, tańszy, oparty na półproduktach i syntetycznych dodatkach, co niestety odbija się na jakości i smaku. W zasadzie mógłbym stwierdzić, że dzisiejsze piwo, to napoje piwopodobne zaledwie, namiastka, a nie prawdziwe piwo.

    • Niższą zawartość alkoholu…ta, a portery bałtyckie to wymyślono 5 lat temu…poruszanie mitów w piwie przyciąga od razu taką rzeszę mitomanów, że dyskusja która miała z załozenia coś naprostować tylko zabrnie w rejony absordu. Produkcja insuliny która podwyższa poziomy cukru we krwi…no tu są magicy straszni, tylko jednego mi brak – odnośników do źródeł.

      • Nie piszę tu o porterach bałtyckich (w moim mieście i tak dawniej niedostępnych), tylko o jasnym, pełnym, powszechnie dostępnym w tamtych czasach. Piwo jasne niepasteryzowane miało bardzo krótki termin przydatności do spożycia (kilka dni) i zawartość alkoholu poniżej 5% (najczęściej 4,5%), pasteryzowane było mocniejsze, niewiele powyżej 5% alkoholu i miało dłuższy termin przydatności (powyżej 2 tygodni). Zresztą, to jest tak jakbyś chciał porównać mleko prosto od krowy z mlekiem UHT lub mlekiem w proszku. Niby to samo, a jednak… i nie jest to mit, tylko moje własne spostrzeżenia i wspomnienia.

  17. Dawniej polskie normy dotyczące jakości pożywienia i napojów były dużo surowsze niż obecnie, a przepisy były surowo egzekwowane. W dzisiejszych czasach nie dość, że w procesie produkcji stosowane są bardzo liberalne normy, to jeszcze istnieje rozdźwięk pomiędzy składem i jakością deklarowaną przez producentów, a stanem rzeczywistym i jest to rzeczą powszechną, kary za odstępstwa od norm są symboliczne. Zresztą, kto (oprócz producenta) dzisiaj kontroluje jakość żywności, w tym piwa? Jedynym weryfikatorem jest klient, a ten jest coraz mniej wymagający. Gówniarze (główny klient – od gimnazjalistów po studentów) piją te szczyny ze względu na niską cenę i zawartość alkoholu – ot i cała prawda. Ale co oni mogą wiedzieć o prawdziwym piwie?

      • http://www.ijhar-s.gov.pl/news/items/komunikat-ijhars.360.html
        http://piweczko.net/news-125-Jakość_handlowa_piwa
        Za „komuny” kontrole jakości były czymś powszechnym. Istniały państwowe laboratoria badające jakość żywności, a i SANEPID prowadził takie kontrole. Winowajcy byli karani i piętnowani w prasie, a niekiedy w tv. Normy dotyczące żywności obowiązujące w Europie Zach. w tym czasie były dużo mniej rygorystyczne, niż polskie. Nie można było stosować wielu dodatków z zakresu E-ileś tam. Dzisiaj mamy podobne normy, jak oni.
        Kiedyś nawet piwo pasteryzowane miało krótszy termin przydatności do spożycia (z tego co pamiętam, nie przekraczał on miesiąca – przeważnie 2 tygodnie). Dzisiaj piwo stoi miesiącami, dzięki dodatkom z grupy „E”. Pamiętam, jak w latach 90-tych pojawiły się informacje o zawartości kwasu askorbinowego w piwie, a potem już poszło gładko i tych E pojawiało się coraz więcej. Teraz chyba nie ma obowiązku podawania tych informacji.

    • Rozmowa z pokoleniem unijnych norm nie ma najmniejszego sensu. Ja pamiętam piwa z lat siedemdziesiątych. Potwierdzam Pańskie zdanie. Nikt, kto nie zna smaku kiełbasy zwyczajnej, salcesonu, piwa z lat polskiej normy nie wie o czym mówi. Dywagacje o tym czy sikacz w wytwórni A jest lepszy od sikacza z wytwórni B jest jałowym strzępieniem języka. Ale jak to się mawiało onegdaj: to se ne vrati. Już skazani jesteśmy na namiastki produktów, cieni dawno minionej przeszłości.

      • To może Panowie wyjedźcie z tego kraju na Kubę albo do Korei Północnej skoro Wam tak tęskno za komuną 🙂 Z całym szacunkiem, ale takie podejście do sprawy jest bezsensowne. Dzisiaj mamy wiele bardzo dobrych browarów, które robią piwo o niebo lepsze niż to, o którym piszecie. Wrzucanie wszystkich współczesnych browarów do jednego worka sikaczy i mówienie, że kiedyś to było, a teraz to wszystko jest beznadziejne zakrawa na śmieszność. I kolejny piwny mit…

  18. Jeszcze sprawa zawartości chmielu, który jest bardzo ważnym dodatkiem smakowym. Dawniej podawano na etykietach ilość ekstraktu chmielowego. Było to najczęściej od 10% do 12% ekstraktu. Dzisiaj nie widzę takich informacji. Podejrzenie chrzczenia piwa żółcią zwierzęcą zamiast ekstraktu chmielowego dla uzyskania goryczki, jest wg mnie uzasadnione.

    • Chyba myli Pan ekstrakt chmielowy z ekstraktem słodowym. Piwo mające w sobie 10-12% chmielu byłoby niepijalne i smakowałoby gorzej niż krople żołądkowe. Poza tym, przesadnie Pan generalizuje i przecenia smak piwa z dawnych lat. Ma Pan rację, że ja go nie znam, bo jestem za młody, ale słyszałem różne opinie na ten temat i nie tylko pochlebne. A już zupełnie niesprawiedliwe jest pisanie, że wszystkie produkowane dzisiaj piwa są sztucznymi szczynami. Są na rynku piwa wybitne, i choć nie piłem piwa jasnego pełnego sprzed lat, mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że jakością biją niektóre z nich na głowę.

      • Chodzi jednak o ekstrakt chmielowy, bo wspólnie z kolegami czytaliśmy te dane i wybieraliśmy te z największą zawartością ekstraktu. Widocznie ten ekstrakt nie miał takiej mocy, jak sugerujesz (przejdźmy na ty, mam „dopiero” 45 lat). Może i trochę przesadzam, ale dla mnie różnica jest ewidentna. Oczywiście zdarzało się kupić piwo przeterminowane, zdarzały się wadliwe partie, ale nie było to codziennością.
        „Są na rynku piwa wybitne, i choć nie piłem piwa jasnego pełnego sprzed lat, mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że jakością biją niektóre z nich na głowę.” Przekonanie możesz mieć, ale ja WIEM, bo próbowałem i jednego i drugiego. Choć moje zdanie jest na pewno subiektywne. Zależy to po prostu od tego, czego od piwa oczekujemy. Dawniej piwo było nieco „gęstsze”, miało gęstą (tłustą?) pianę, przypominającą bardziej piankę do golenia lub gaśnicę pianową niż pianę płynu do mycia naczyń, która pozostając na wardze dawała wrażenie tłustości, naturalny gaz, w dużo mniejszej ilości niż dzisiaj, aromat piwa czuć było w otoczeniu. Dzisiaj pijemy wodnistą lurę z pianką, która znika zaraz po nalaniu, a każdy łyk powoduje podrażnienie gardła przez stężenie CO2. Smaki są różne, ale zdecydowanie inne, niż te sprzed lat. Takie jest moje zdanie.

  19. Najlepsze jest to, że żółć bydlęca dotarła już do głównego obiegu – w tvnowskim wiesz co jesz pani prowadząca rzuciła tezę, czy to prawda, że zamiast chmielu dodaje się bydlęcą żółć w ramach oburzenia na wyniki kontroli i o ile pozostałe mity rozwiała to do tego nikt się nie odniósł. Efekt taki, że ludzie dalej w to wierzą.
    Fajnie, że na podlinkowanym blogu ktoś zadał sobie trud, żeby mit sprostować.
    Przy okazji – rozwala mnie fenomen tzw. piw regionalnych – dlaczego w tv, mediach, wszędzie z wyjątkiem blogów i imprez dla wtajemniczonych wszyscy, zamiast piw rzemieślniczych mówią o piwach regionalnych? ile w tym regionu?
    Polecam tekst, który temu nie dawno poświęciłem. http://www.blogprasa.pl/2012/10/co-to-jest-piwo-regionalne/

  20. Niestety, komentarze z linkami nie wchodzą. Chciałem zwrócić uwagę, że przenikanie aluminium z opakowań jest potwierdzone badaniami i podałem link.

  21. To i ja dorzucę swoje 3 grosze do tematu piwa w knajpach.
    1. Da się dolać wody do piwa w beczce, nie będę pisał jak, ale nie trzeba do tego specjalnych umiejętności. Jak się zakręci gaz to nic nikomu głowy nie urwie. Według mnie to jednak bez sensu i niewiele osób to robi. Parę złotych nie poprawi wyniku finansowego.
    2. Zły smak piwa w knajpach bierze się z brudu. Instalację trzeba codziennie czyścić, raz na kilka dni powinien przyjechać serwisant i wyczyścić ją chemią, zbadać temperaturę i jakieś tam chemiczne wskaźniki. Ergo – zły smak to brudna instalacja, jak się nawet kurka nie czyści to trudno nalać dobre piwo. A są i tacy barmani, którzy ten kurek uparcie moczą w piwie czy pianie.
    3. Szklanka. Źle umyta szklanka to dramat. Proponuję mały test – umyj szklankę i postaw ją do góry dnem na ręczniku. Po godzinie będzie cuchnęła jak śmietnik. A w ilu knajpach właśnie w ten sposób są trzymane szklanki?
    Pozdro

  22. Wynikałoby z tego, że skrót e.w. odnosi się do brzeczki (zawierającej chmiel), a nie do samego chmielu, chociaż jak dziś pamiętam napisy na niektórych piwach: ekstrakt chmielowy 12%

    • Ty byłeś kiedyś naocznym świadkiem warzenia? Albo warzysz swoje piwa w domu? 12% ekstraktu chmielowego to dobry żart:) Możęsz mi poiwedzieć ile kg słodu używa się (średnio) na 1hl piwa a ile chmielu?

      Najmocniej chmielonym poslkim piwem (według badań laboratoryjnych) był Shark z browaru Widawa – według twórcy był on chmielony 0,7 kg chmielu na 1hl. Pomyśl sobie jesczcze że większość poszła na aromat. Nie masz zielonego pojęcia o produkcji piwa a ciągle zabierasz głos. Doucz się najpierw.

      • Ty za to nie masz pojęcia o dobrych manierach i kulturalnej wypowiedzi i też zabierasz głos. Ja nie muszę mieć pojęcia o procesie produkcji, żeby ocenić jakość i smak piwa. Wiem natomiast, jak zmiany w procesie produkcji piwa wpłynęły na jego jakość i smak. Ty tego nie wiesz, bo nie pamiętasz tych czasów, więc rozmowa z tobą staje się bezprzedmiotowa.

        • Nie mam pojecia o dobrych manierach bo kazałem Ci się douczyć? Jak ktoś plecie bzdury to ja mu zwracam uwagę i nie ma się co tutaj obrażać tylko zakupić jakąś fachową litreraturę na temat warzenia piwa i się doszkolić. Bo twierdzenie, że na jakiejkolwiek polskiej etykiecie widniało stwierdzenie „ekstrakt chmielowy 12%” to bajkopisarstwo.

          I jeszccze jedno: teraz przyznajesz, ze wiedzy an temat procesu warzenia piwa nie posiadasz, a parę akapitów wcześniej stwierdziłeś, ze dodawanie żółci jest prawdopodobne – to skoro się nie znasz to na jakiej podstawie wysuwasz takie wnioski?

  23. od roku mieszkam w Nicei, południe francji. Najlepszym Piwkiem na mój gust jest FISCHER . Jedne info na butelce to francuski adres. Macie pojęsie z kąd to piwko pochodzi.>

    • Browar Fisher powstał w Alzacji w Strasbourgu, potem przeniesiony do miasta Schiltigheim. Od 1996 roku należy do koncernu Heineken. W roku 2009 Heineken zamknął browar i przeniósł produkcję do innego swojego browaru w tym samym mieście – l’Espérance, chociaż tak na prawdę nie wiadomo gdzie dokładnie powstaje obecnie Fischer. Niewykluczone, że produkuje się go w kilku różnych browarach, co jest częstą praktyką dużych koncernów. Skrótem – jest to kolejny browar zamordowany przez wielki koncern.

  24. A ja ostatnio natknąłem się na piwa z AleBrowaru – Sweet Cow i Naked Mummy, odpowiednio Milk Stout i Pumpkin Ale – dla mnie to zupełnie nowa jakość dobrego piwa, jakiego ciężko uświadczyć w piwach „komercyjnych”. I choć cena wyższa (ponad 7PLN za butelkę), to przecież w knajpie zapłaciłbym tyle za byle sikacza.

  25. „Ponadto piwo spowalnia metabolizm, przez co wolniej trawimy i więcej nam się odkłada.”
    To akurat jest… mit 🙂 Do tego pomieszanie z poplątaniem – tempo metabolizmu (metabolic rate) nie polega na tym, jak szybko coś trawimy (zresztą, jakby nie patrzeć, wolniejsze trawienie jedzenia powinno skutkować mniejszym przyswajaniem kalorii przed jego wydaleniem i chudnięciem, a nie tyciem), to minimalna ilość energii wydawana na samą egzystencję i nie zaobserwowane żadnego związku przyczynowego z masą ciała.
    http://theconversation.edu.au/mondays-medical-myth-my-slow-metabolism-makes-me-fat-4962
    http://www.mayoclinic.com/health/slow-metabolism/AN00618
    http://www.bbc.co.uk/health/treatments/healthy_living/your_weight/medical_myths.shtml

  26. eh to trochę mnie zafascynował ten artykuł ale jak doczytałem szczegóły to okazało się, że autor pisze nieprawdę np. o piwie produkowanym w żywcu, co nie jest produkowane a importowane co autor powie o piwe heineken ? albo o smaku piwa z puszki a z butelki normalnie śmiech na sali może nie warto było pisać czegokolwiek bo art. stał się w moich oczach niewiarygodny

  27. Pingback: Najpowszechniejsze i polskie mity na temat piwa | Czyzdrowe.pl

  28. Obalamy mity i wprowadzamy nowe!
    Może warto zapoznać się z technologią produkcji puszek i szklanych butelek zamiast robić ślepego testu? A wtedy będzie wiadomo dlaczego piwo ze szkła jest lepsze niż z puszki. Wiele puszek od wewnątrz pokrytych jest chemikaliami w różnych celach. Butelki raczej nie lub jeśli już to od zewnątrz.

    Mit dotyczący piwa beczkowego to kolejna bzdurka. Do beczki owszem nie da się dolać wody ale od czego jest instalacja którą czyści się wodą i nie tylko 🙂 A piwo często ma nie tylko posmak wodnisty z powodu zimna a posmak pienisty płynu do myca naczyń.

    Co do piw niefiltrowanych to akurat z browaru Łomża w latach 90 pochodziło piwo „kurpiowskie” które nie było filtrowane więc wyjaśnienia to bzdury. Miało przypominać piwo robione metodami gospodarskimi ale zwolenników miało niewielu. Znają te piwo wszyscy mieszkańcy okolic Łomży i wakacyjni bywalcy.
    Co do reklam w wypadku browaru Łomża to rzeczywiście jest to mały browar lokalny przejęty przez dużego gracza który uwypuklił jego zalety. A perła akurat chciała przejać go wcześniej nawet toczyła się batalia sądowa o laleczki.

    Jeśli ktoś gustuje w dobrych piwach to polecam piwa z browaru Amber Żywe oraz z Łomży wyborowe.
    Browar Kormoran czy dawne dojlidy nie polecam bo znam ludzi którzy mieli okzję pić z nich piwa na co dzień i narzekali.

    • Nie ma w Twoim komentarzu ani jednego solidnego argumentu, który potwierdziłby nieprawdziwość mojego wpisu, albo o którym nie było już dyskusji powyżej, więc albo podaj solidne argumenty/dowody, albo przeczytaj sobie dyskusję powyżej. No, chyba, że ten komentarz jest napisany na czyjeś zlecenie…Jeśli chcesz obalać moje „mity” to proszę o konkrety. Na półsłówka nie mam już siły odpowiadać.

    • Łomża jest małym browarem? A jakie ma roczne moce produkcyjne? I od ilu hl/rok według Ciebie kończy się „mały” a zaczyna „duży”?

  29. och nie przbrnalem przez ta mase komentarzy. wpis super, mam jednak pewna watpliwosc i pytanie w zwiazku z tym. czyz nie jest tak, ze wlasciwie zaden z korporacyjnych browarow nie stosuje chmielu jako takiego, tylko jego syntetyk? to sie tam nawet jakos nazywa.
    i druga rzecz, czysto ze tak sie wyraze organoleptyczna. dlaczego tyskie kupione w tajwanie czy zywiec w australii to zupelnie inne piwa? o fenomenalnym,pelnym smaku, smaku, ktory – zaryzykowalbym stwierdzenie – byl kiedys w polskich butelkach, w piwach kupionych w polsce. roznica jest ogromna, drastyczna po prostu. i prosze mi wierzyc – jestem na 100% przekonany, ze wszyscy tu z was te roznice byscie wychwycili w slepym, gluchym, niemym i kazdym innym tescie. licze na odpowiedz, pozdrawiam! bloga polecam na fb 🙂

    • Ten „syntetyk” to albo granulat chmielowy, czyli chmiel przetworzony mechanicznie (bez żadnych chemicznych dodatków) w celu łatwiejszego przechowywania i większej wydajności, albo ekstrakt chmielowy, czyli ciekły wyciąg olejków chmielowych i kwasów goryczkowych. Nie są to żadne tajne magiczne sztuczne syntetyki. Jest to po prostu chmiel w innej, łatwiejszej do przechowywania i stosowania formie niż szyszki. Co do smaku Tyskiego na Tajwanie i Żywca w Australii nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo nigdy tam nie byłem, ale jeśli kiedyś będę to już wiem, czego muszę koniecznie spróbować w pierwszej kolejności 😛 Pozdrawiam i dzięki za share’owanie 😉

    • Koncerny w 95% stosują ekstrakt chmielowy, czyli skondensowane alfa-kwasy które dpostarczają prosto do brzeczki. Ekstrakt nie brudzi sprzętów (jak granulat), jest łatwy w dozowaniu, srosunkowo tani i ma długą datę przydatności, co czyni go wyjątkowo atrakcyjnym z punktu widzenia dużych graczy.

      Co do doskonałości piw polskich zagranicą to nigdy w to nie uwierzę, koncerny nie warzą masowo dobrego piwa, tak samo jak komunizm wcale nie chciał propagować demokratycznych zachowań. Róznice mogą wynikać z miejsca warzenia – toć SabMiller nie warzy piwa TYskie w POlsce i nie transportuje go tysiaće kilometrów do Australii, tylko warzy je gdzieś bliżej, pewnie w jednym ze swoich azjatyckich oddziałów. Piwa na rynek brytyjski są warzone np w Holenderskim Enschede.

  30. W kwestii mitu nr 12 (od piwa rośnie brzuch) – rośnie dokładniej od chmielu, ponieważ zawiera dużo fitoestrogenów – roślinnych odpowiedników żeńskiego hormonu estrogenu przez co piwosze często obserwują u siebie łagodne formy feminizacji. Piwo zawiera alkohol, a ten PRZYŚPIESZA metabolizm, choć ciągle jest to zagadnienie nie do końca przebadane. Dla zainteresowanych metabolizmem piwa tutaj trzy główne błędy (obiegowe) razem z badaniami.

  31. Masz rację, że wody nie da się wlać do beczki z piwem, ale tak się nie robi, po prostu pod ten sam dystrybutor podpinasz drugą beczkę z wodą.

  32. Hej. Sorry, że nie przeczytam całej Waszej rozmowy, ale zwyczajnie nie mam czasu. Co do chrzczenia piwa i podłączania węży itp. Mój już śp. Stary swojego czasu zrobił sobie sam obejście przed licznikiem gazowym i zwyczajnie kradł gaz puszczając go szlauchem ogrodowym, nawet sąsiada podpiął. Jak przyszedł inkasent i mama zaprowadziła go, żeby spisał stan licznika (ona nie wiedziała co mój stary wyczyniał), ten zwyczajnie poprosił o łapówkę i proceder toczył się dalej, więc ja niekoniecznie kupuję, że są kontrole, które pilnują jakości piwa i nikt nie robi przekrętów. Piłem np. Żywca w dziesiątkach a może przeszło setce barów, pijałem też go za granicami naszego kraju i w różnych regionach Polski, smak okazuje się bardzo różny. Oczywiście sam potrafię znaleźć kilka powodów, które mogą to powodować jak data ważności, temperatura, sposób przechowywania a nawet różnice w produkcji (to jest jest tak, że zawsze produkt wychodzi dokładnie taki sam i dotyczy się to dosłownie wszystkiego). Ale do rzeczy, raz miałem okazję pić w barze gdzie za szklaneczkę Żywca policzono mnie 20zł, wiele razy miałem okazję pić Żywca w barze za 3zł (to historie sprzed lat). Ten żywiec za 20zł był przepyszny, ten za 3 zł był ścierwem. Pytanie mam takie!!!!!!: Czy możliwe, że ten sam browar sprzedaje pod jedną nazwą i marką piwa różnej jakości np. Żywiec klasa A – tylko do hotelów i drogich restauracji, Żywiec klasa B – na import np. do USA bo chcemy podbić rynek jakością, klasa C sklepy, klasa D rynsztoki gdzie ludzie po 4 browarku już i tak nie czują smaku. Ma ktoś wiedzę na ten temat? Może coś takiego jest właśnie powodem bardzo różnych smaków?

    • Jest to niemożliwe z punktu widzenia logistyki – jak niby rózne wersje Żywca byłyby oznaczane w magazynach? Ekstrakt i alkohol ten sam, to na czym przyciąć w przypadku piwa „gorszej” kategorii? To jest niewykonalne. Natomaist bardzo prawdopodobne jest podawanie piwainnego niż zadeklarowan. Na kranie niby Żywiec a tak naprawdę to jakaś tańsza marka, Specjal na przykład (choć wątpię by te piwa akurat mocno się różniły). Bywały też przypadki podawania zupełnie innych piw z innych browarów, w wątku ktoś podawał taki proceder z browarem w Kielcach, który trudnił się w udawaniu koncerniaków.

  33. Witam,

    Jakoś to się jednak dzieje że ludzie który mają jakiś przebieg już za sobą po wypiciu kilku piw z butelki typu Perła, Łomża, Ciechan, Górskie, Zubr Czarny, Czarnków itp czują się doskonale na drugi dzień.

    Natomiast po wypiciu browaru marki Żywiec lanego z pipy zarówno w lokalu gdzie jest ono dostępne za 9 zł jak i za 4,5 czują się ŹLE, najczęściej na drugi dzień.

    Przebadałem tak siebie i kilku kompanów o podobnym przebiegu.

    Pozdrawiam wszystkich którzy się znajo najlepiej na wszystkim!

  34. Jeśli chodzi o lanie wody do piwa to prawda. W wielu knajpach, a najczęściej tych, w których jest obsługa kelnerska, gdzie klient nie widzi jak piwo jest nalewane do kufla dolewa się 0,1 l wody gazowanej do 0,5l piwa. Nie chcę twierdzić, że jest tak wszędzie bo na pewno w wielu knajpach, pubach, restauracjach nie dochodzi do takich incydentów. Sam byłem kelnerem w jednej z popularnych Warszawskich restauracji (duża sieciówka) tam woda była dolewana regularnie. W weekendy piwo lało się strumieniami (mieliśmy mnóstwo promocji na browar) i może tylko raz usłyszałem od gościa, że te piwo jest z jakąś domieszką, wtedy zapewniałem, że do beczki nic się nie da dolać, a jednak… Na kilku beczkach zlanego piwa barman może zarobić sporo bo splusowane piwo sprzedawane było na lewo. Wszyscy wychodziliśmy na koniec dnia szczęśliwi;-)

    Taka moja rada: Nie pijcie piwa w knajpach gdzie barman nie leje go na naszych oczach;

    Pozdrawiam!

  35. 1.Mit z chrzczeniem piwa to nie mit,zarówno na poziomie beczki,jak i na poziomie pokala.Można na kilkadziesiąt różnych sposobów chrzcić piwo,co udowodnili poprzednicy.Sam widziałem wiele trików,nie mówiąc o tym,że znam kilku barmanów:)Skasuj go,bo inaczej jeszcze długo kultura piwna nie ruszy z miejsca.To nie mit,to smutny fakt.
    2.Co do mitu z innym smakiem piwa z puszki/butelki – nie bierzesz pod uwagę faktu,że każdy z nas jest inny.Dlaczego jest tak mało sommelierów,prawdziwych smakoszy(jako zawód),mistrzów kucharskich,perfumiarzy,czy kiperów? Bo mała część ludzkości ma lepszy zmysł smaku/węchu,niż większa cześć ludzkości – stąd nie wszystkim uda się rozpoznać smak puszki w piwie z puszki.A że jest wyraźny? Nie określaj czegoś jako mit,tylko dlatego,że nie jesteś w stanie przeprowadzić udanego ślepego testu(a fakt,że większość osób nie widzi różnicy,tylko potwierdza mój wywód).
    3.Różne klasy piwa – ktoś wyżej napisał,że to niemożliwe z punktu widzenia logistyki – więc może zamiast powielać kłamstwa,czas najwyższy przejść się do pierwszej lepszej hurtowni piwa? Zobaczyć kegi z klasą 2,czy 3,i porównać ceny(najczęściej kilkadziesiąt zł na kegu.Klasa eksport to wysokie progi,o ile w ogóle będzie dostępna). Od kilkunastu lat znam ten fakt:)
    4.Polskie piwo za granicą smakuje lepiej – kolejny fakt,sprawdzony w kilku krajach.Dlaczego tak jest? Patrz punkt 3.
    5.Piwo konkursowe – również patrz punkt 3.
    6.Brzuch,rosnący od piwa – hmm…piwo ma neutralny indeks glikemiczny,i powoduje łaknienie,więc to spożywanie dodatkowo,w trakcie,lub po(choć nadal pod wpływem) potraw(lub gorzej – przekąsek) powoduje tycie.Jednak jest tutaj dodatkowy haczyk – jedzenie,będąc pod wpływem alkoholu,przelicza się inaczej,niż spożywane na czczo,średnio razy dwa.

    Pozdrawiam,i życzę miłej edycji artykułu;)

  36. Dobra,strzeliłem babola z indeksem glikemicznym piwa,za co się publicznie kajam – piwo ma indeks równy 110:) Czyli ktoś tam,u góry,miał rację z bombą glikemiczną:D
    Mea culpa,idę na piwo za karę;)

    • Iwo, byłem w hurtowni niejednej i nigdy w życiu się nie sotkałem z różnymi klasami jednego piwa. Jeśli jesteś przekonany, ze taki proceder ma miejsce to bardzo proszę o namacalny dowód: np skan faktury z jednej hurtowni gdzie widnieje – beczka Żywca kat. A -X PLN, kat B – iles tam zł mniej. Skoro jest to proceder nagminny, wszyscy tak robią to nie ma problemu żeby to wychwycić.Obiecuję pokryć koszty zakupu dwóch różnych beczek by zobaczyć że są „róznej klasy” i mają odmienną cenę. Tylko proszę nigdzie mnie nie odsyłaj, pokaż że masz jaja i jesteś w stanie dowieźć swojej tezy.

      • „2.Co do mitu z innym smakiem piwa z puszki/butelki – nie bierzesz pod uwagę faktu,że każdy z nas jest inny.Dlaczego jest tak mało sommelierów,prawdziwych smakoszy(jako zawód),mistrzów kucharskich,perfumiarzy,czy kiperów?”

        No i właśnie Ci piwni sommelierzy nie potrafią się doszukać różnicy. W różnych miejscac dokonywano porównań i nigdy jesczcze nikomu nie udało się dowieźć prawdy. Zaskakujące jest w tym wszystkim to, że ludzie twierdzą żę czują metaliczny posmak w piwie z puszki, natomiast…o beczce nigdy nic nie wspominają. A keg to przepraszam z czego jest wykonany? A tak na barze widać tylko kran, więc placebo już nie działa.

  37. Pingback: Krajan (Bystre) Niefiltrowane | Małe Piwko Blog

  38. Hmm, nie spotkałam się dotąd z opinią, że ciemne piwa są dla bab 😉 Jestem kobietą i lubię ciemne piwa, kiedyś zdarzało mi się kupować Doga i Warkę Strong (hihi, z nimi wkraczałam w dorosłość). Gdy kupuję ciemne piwo, to raczej się mi wszyscy dziwią, dlaczego mi to smakuje. Pamiętam dobrze zaskoczoną minę barmana, gdy w karczmie w Ustroniu kupiłam kufel portera, który dodał tylko, że to mocne piwo 😉 Po prostu nie przepadam za jasnym 😉

    • W tym micie chodzi generalnie o to, że ciemne piwa są uważane za słodkie, przez co zdecydowanie bardziej preferowane przez kobiety. Nic bardziej mylnego. Jest przecież wiele ciemnych stylów, które ze słodyczą nie mają wiele wspólnego.

      • Tak, zgadzam się, że w wielu ciemnych piwach słodyczy można szukać na próżno 😉 Ogólnie uznaje się, że kobiety chętnie piją słodkie piwa smakowe. Być może próbują to nam wmówić producenci piw. Zapewne z tego względu wielu mężczyzn uważa, że gdyby pili piwo smakowe, to byłby obciach… bo to niemęskie… Być może dlatego zaczęto produkować takie piwa jak chociażby Desperados, by z piwami smakowymi trafić i do tego segmentu…

  39. mimo tego mają dość długi około czteromiesięczny okres przydatności do spożycia. Efekt ten osiągnięto dzięki mikrofiltracji zwanej też filtracją wyjaławiającą. Kończąc wątek braku pasteryzacji dodam od siebie, że nie ma ona znikomy wpływ na smak piwa. Wystarczy porównać niepasteryzowane piwo Miller (dystrybucja KP) z pasteryzowanym Ciechanem czy Noteckim, które wolelibyście wypić? Piwo można zrobić dobrze albo źle, brak pasteryzacji nie pomoże słabemu piwu.

  40. This posting, “Najpowszechniejsze i najdurniejsze polskie mity na temat piwa.
    | Małe Piwko Blog” was in fact perfect. I am making out
    a replicate to present to my pals. Thanks for your effort,Osvaldo

  41. Hmmm, tak czytam ,czytam i ciut się śmieję. nad czym tu dyskutować np. w kwestii tego czy Łomża to mały browar? A nie wystarczy zerknąć na etykietę?Nie pamiętam dokładnie,ale kilka miesięcy temu ubawiłem się setnie gdy przeczytałem coś w stylu „Wyprodukowano w Browarze „Łomża”,ul.xxxxx, Warszawa. 🙂
    No i słówko na temat browaru Kormoran. Ja gorąco polecam jego wyroby. Pszeniczny Koźlak albo czosnkowe to naprawdę coś fajnego.

  42. Powitać. Wpis ciągle aktualny. W ostatnim czasie miałem kilka dyskusji gdzie wszystkie te mity wystąpiły-u przeciętnego Kowalskiego ale i u ludzi teoretycznie wysoko wykształconych i obracających dużymi pieniędzmi. Dyskusja o żółci, smaku i jakości piwa w puszce, sposobie podawania w knajpie – zakończyła się minimalnym zwycięstwem zdrowego rozsądku-jeśli chodzi o żółć, smak, dodatki spirytusu. Odnośnie smaku piwa z kija (był to chyba żywiec) głównym winowajcom okazała się … szklanka-która była podawana po wysuszeniu do góry dnem-i nie była przepłukana przed podaniem. Nie była przepłukana-bo wtedy piwo lepiej się pieni, piana dłużej się utrzymuje, no i nikt nie oskarży barmana o dolewanie wody. Niestety zapach nie był najlepszy. Szybko to się zmieniło.
    Spirytus i żółć -jako dodatki które kosztują i wymagają akcyzy -przeszły bezboleśnie.
    Jako bonus -przekonałem do wypicia Portera Żywieckiego -ludzi którzy piwa nie lubią -i okazało się że jest świetny:)
    Jeśli chodzi o chrzczenie w kegach -jak to powiedział barman-żaden problem. Spokojnie się to daje robić -i pracował gdzie było to robione. Jednak jest nieopłacalne-bo są spore koszty a zyski niewielkie- nikt nie będzie lał piwa 50% z woda. Dużo prościej leje się …inne piwo. Odnośnie czyszczenia -no cóż -jak to w życiu-jeden myje ręce po każdej wizycie w WC a inny raz w tygodniu. Generalizować się nie da-ale zasada jest jedna Teoria i praktyka się rozmywają.
    Jak dla mnie sprawa smaku piwa z puszki-szybko znika jeśli pijemy je z kufla/szklanki.
    Głównym winowajcom jest sama puszka i denko do którego przykładamy usta. Sprawdzone organoleptycznie. Żywiec z podobną datą trwałości -butelka i puszka – pity z butelki a z puszki -2 inne piwa (oba schłodzone w lodówce). Przelane do pokala -nie do odróżnienia.
    Polizanie denka puszki -niby smak obojętny-ale jednak jakieś dziwne wrażenie na języku zostało.
    Co do mitu o wielkości browaru -zdecydowanie Łomża jest w świadomości jako duży browar-ale Perła-to mały browar prawie rzemieślniczy. Na pytanie dlaczego jest dostępny w całej Polsce-odpowiedzi nie było.

  43. Co do tych komenatrzy na temat dziwnych kombinacji kegów z wodą – nie wyobrażam sobie takiego czegoś. Może w jakiejś melinie na końcu Polski coś takiego ma miejsce, wyjątki są zawsze. Ale podając dla przykładu – Wrocław, gdzie ja i mnóstwo moich znajomych pracujemy z nalewaniem piwa w barach, knajpach, nie ma mowy o czymś takim. Dostajemy kega od producenta, łamiemy plastikową osłonę zaworu i odrywamy sreberko. Po czym piwo podłączane jest do „kija”. Tyle. Nic więcej. Po drodze nie ma mowy o jakichś „lewych” podłączeniach.

    Nie mówcie więc o zaściankowych polaczkowych kombinatorach tylko o normie.

    • Chciałbym nawiazać do wypowiedzi na temat produktów sprzed lat wg polskiej normy.
      Jestem z wykształcenia technologiem mięsa (inżynier 2000 rok zakończenia studiów), pracowałem kilka lat w masarni miałem mam to szczęście że mam receptury od wg polskich norm z masarni GS (dziadek także pracował w zakładach mięsnych) w żaden sposób nie da się porównać jakości czy składu chemicznego wędlin wg polskiej normy czy norm zakładowych z czasów PRL z aktualnie produkowanymi rzeczami.
      Jak na warszawskim Żeraniu były najnowsze w owym czasie linie technologiczne (ze stanów zjednoczonych) to tam nie było takiej chemii, karagenów, ortofosforanów, ..
      wydajność wędlin nie sięgała 100 % wsadu.

      dziś możemy zrobić wędliny z e śladowymi ilościami produktów pochodzenia zwierzęcego – nie mylić z mięsem.

      podobnie jest z piwem, ja pamiętam jak w liceum jeździliśmy na grzybowską do browaru na piwo, potem byłem w tym borwarze 5 lat później na wycieczce w trakcie studiów, kosztowaliśmy najświeższe piwo wprost z linii, jednak smakiem to trochę było z tyłu 🙂

  44. Pracuję czasem na barze w dyskotece i nic nie wyprowadza mnie z równowagi bardziej niż pytanie: „Cooo, dużo wody lejecie do piwa?”. Oczywiście pytanie pada w różnych odmianach – „I tak wiem, że dolewacie więc bądź szczery”, „możesz się przyznać i tak kupię” i wiele innych. Dziwnym trafem zawsze jest to jakiś Józek czy Franek z okolicznej wsi, trochę podpity, będący „znawcą”. Autor artykułu nie wie skąd taki mit, mi się wydaje, że ja wiem: Polacy całe życie są przeświadczeni o tym, że się ich oszukuje i wykorzystuje – a to rząd, a to prywaciarze. Dlatego jeśli kupują piwo za 5 złotych w lokalu, podczas gdy mogliby kupić je za połowę ceny w sklepie. Tak bardzo ściska to ich za serce i kieszeń, że po prostu muszą ponarzekać, dopatrując się oszustwa. Poza tym sami, gdyby mieli taki interes, prawdopodobnie chcieliby w taki sposób zarobić, więc dopisują swoje intencje innym. Nie wiedzą, że rozwadnianie piwa to dość skomplikowana sprawa – sam nie mam pomysłu w jaki sposób można by tego dokonać. Jeżeli chodzi o umieszczenie większej ilości wody w beczce to musiałby dokonać tego producent, jeżeli chcielibyśmy zrobić to jakąś domową metodą i by się nam to udało (w co wątpię), to zapewne piwo robiłoby duże problemy w nalewaku, pieniłoby się w sposób uniemożliwiający sprawną obsługę. Druga możliwość, to dodanie wody poprzez modyfikację nalewaka, doprowadzenie jej do kurka, albo kanału z chłodziarki. Największe problemy to zapewne większe pienienie piwa, dozowanie odpowiedniej ilości wody (pół na pół byłoby zbyt zauważalne) no i oczywiście sama przeróbka sprzętu to zadanie dla niezłej złotej rączki. Choć wg twórców legend taka inwestycja byłaby opłacalna.

  45. Pingback: Nie śpię bo czytam WP, czyli kalmary z odbytu, piwo ze spirytusu i byczej żółci. | Małe Piwko Blog

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *