Stało się. Legenda powróciła. Jaki jest w tym sens, pisałem w poprzednim wpisie. Raczej tylko biznesowy. Sama marka prawie na pewno na reaktywacji straci. 10,5 będzie drugim piwem na blogu, które poddałem weryfikacji po latach. Pierwsza konfrontacja nie wypadła zbyt korzystnie dla odgrzewanego piwa, jak będzie tym razem? Obawiam się, że podobnie, ale postaram się zachować jak największy obiektywizm.
Piwo: 10,5
Browar: Lech (KP)
Ekstrakt: 10,5% wag.
Alkohol: 4,7% obj.
Skład: zawiera słód jęczmienny
Piwo jasne, pasteryzowane.
Kolor: Słomkowy, wpadający w złocisty. Piwo niemal idealnie klarowne.
Piana: Całkiem ładna. Drobnopęcherzykowa, puszysta i dosyć trwała. Opada do cienkiego kożuszka, tworzy drobne zacieki na szkle.
Zapach: Słodowo-kukurydziany. Ojrolagerowy.
Smak: Słodowy i słodki (WTF?). Może się nie znam, ale chyba dziesiątka odfermentowana do prawie 5% alko, nie powinna być słodka. Tutaj słodycz aż przytłacza, nie ma kompletnie żadnej goryczkowej kontry. Po kilku łykach odnoszę wrażenie jakbym pił jakiś niedofermentowany bezalkoholowy napój piwny, a nie lekkiego lagera.
Odczucie w ustach: Pełnia niska, treściwość również, choć to wynika z niskiego ekstraktu, a nie poziomu odfermentowania, gdyż piwo zdecydowanie nie jest wytrawne. Wysycenie całkiem w porządku, jest dość wysokie, ale nie pompuje brzucha jak inne koncernówki.
Opakowanie: Chyba każdy zna, każdy pamięta. Puszka odwzorowana niemal w 100%. Znakiem czasu jest dodanie emotikonki na końcu oryginalnego opisu. Wielu rozczaruje zapewne również zawleczka, która jest srebrna, a z tego co pamiętam oryginalnie była czarna.
Podsumowanie: Dziwne, bo mimo, iż nie wiązałem z tym piwem żadnych nadziei, to i tak przeżyłem małe rozczarowanie. Wydawało mi się, że kiedyś była w nim jakaś goryczka. Pewnie nie wynika to z faktu, że faktycznie tak było, tylko z tego, że byłem wtedy małym bajtlem i każde piwo było dla mnie cholernie gorzkie. To w pewnym sensie potwierdza moje słowa z poprzedniego wpisu. Wspomnienia, zupełnie niepotrzebnie, zostały brutalnie zweryfikowane. Piwo jest słodkim lagerem bez cienia goryczki, któremu znacznie bliżej do napoju słodowego, niźli desitki z prawdziwego zdarzenia. Ważną kwestią pozostaje jeszcze cena. 3,70zł za coś takiego, to chyba jakiś żart. Ale co ja będę się tu ślinił nadaremne. Założę się, że i tak każdy z Was to kupi przynajmniej jeden raz. I chyba własnie o to w tym biznesie chodzi, skoro na opakowaniu 4-paku od razu asekuracyjnie napisano, że jest to „re-edycja limitowana”. Widać, że w KP mają głowę na karku, gdyż dzięki temu unikną sytuacji, o której pisałem w poprzednim tekście. Gdy wszyscy już rzucą się na to piwo i stwierdzą, że to już jednak nie to samo, co kiedyś, hype przeminie razem z pierwszą, najpóźniej drugą partią, to 10,5 znowu zniknie z rynku. Tym razem pewnie już na zawsze (albo na kolejne 20 lat).
Pamiętam takie rowery z napisem 10,5. ani na rowerze sie nie przejechałem, ani wtedy sie piwa nie napiłem. Szkoda teraz ze na browarze sie przejade..
W moim garażu stoi taki rower!!! Dostałam go na 18-stkę od brata i do tej pory jest sprawny 🙂
A co do piwa…pamiętam,że lubiłam je właśnie za brak goryczki i lekkość „bytu” 🙂 jeśli spotkam na sklepowej półce – pewnie sobie zafunduję 🙂
Możesz spróbować, aczkolwiek to właśnie tej lekkości mi w nim zabrakło.
Drogi Autorze, gdzie udało Ci się dostać egzemplarz tego piwa? Z tego co mi wiadomo nie można go kupić w żadnej sieci handlowej, jedynie w małych lokalnych sklepach. Zdradzisz mi? 🙂
To piwo trafiło do niektórych sklepów piwnych. Musisz szukać. W dużych marketach raczej nie znajdziesz. Ja kupiłem w Gdańsku w Smaku.
Bartek – czy mógłbyś sprawdzić czy to piwo jest jeszcze u Ciebie a jeśli tak dać mi info na ohla@wp.pl – jestem z Poznania ale chętnie bym spróbował piwa. Niestety u siebie nie znalazłem. W Gdańsku miałbym kogoś kto by mi je kupił
Prawdopodobnie jest jeszcze w gdańskim Smaku. W Poznaniu też na pewno znajdziesz, wszak to przecież stamtąd to piwo pochodzi. 🙂
Panie Bartku nie będę tu pisał, że słowa z Pańskiego artykułu są nieprawdziwe, bo tak nie jest. Otóż kupiłem dzisiaj opisywane piwo i wyjątkowych doznań smakowych faktycznie nie doświadczyłem. Ale od początku. Urodziłem się na początku lat 90. więc niemożliwym było dla mnie poznanie smaku tego piwa. O jego (niegdysiejszym) istnieniu dowiedziałem się z zasobów internetu na jesieni zeszłego roku. Największego konkurenta 10,5 – EB kojarzę, gdyż był jeszcze produkowany na początku XXI wieku, a dotąd sięga moja pamięć. I na podstawie sieciowych wiadomości zarówno o EB tak i o 10,5 wyrobiłem sobie takie zdanie, że to zwykłe, koncernowe, piwopodobne napoje były. Wystarczy wziąć pod uwagę te wielkie akcje marketingowe jednej i drugiej marki. Czy coś co jest naprawdę dobre potrzebuje takich natarczywych reklam i całej tej gadżeciarskiej otoczki?! To po prostu sposób na wyrafinowane przymuszenie ludzi do skorzystania z danego produktu, a do czegoś co jest dobre nikogo przymuszać nie trzeba. Proste i oczywiste. Niemniej jednak mając na uwadze typ i „jakość” tych piw zapragnąłem bardzo napicia się ich. Dlaczego? Przez moje wyobrażenie o dekadzie w której przyszedłem na świat. Jaka by ona nie była naprawdę, po prostu mnie fascynuje w praktycznie każdym aspekcie. Naprawdę dużo bym zrobił, żeby się do tych czasów cofnąć i w nich żyć, tak mi się one podobają. Te piwa więc jawiły mi się jak taka esencja tych lat, zamknięta w butelki i puszki, jakkolwiek by to nie brzmiało. I dziś to wstąpiłem do pewnego niesieciowego sklepu spożywczego (w Będzinie – tu mieszkam) z zamiarem zakupienia zimnego, złocistego trunku z pianką celem wytchnienia od letniego gorąca. I jakiż przeżyłem szok, zdumienie i niedowierzanie, jak w lodówce z piwami zauważyłem kilka tych charakterystycznych, złoto-żółtych puszek znanych mi tylko ze zdjęć w sieci. Nie zastanawiając się chwili, wyjąłem jedną z nich po czym zrobiłem taką minę, że ekspedientka spojrzała na mnie jak na głupiego. Po zapłaceniu udałem się w stosowne miejsce i spokojnym rytmem tę puszkę opróżniłem. I cóż, w całym tym swoim szoku rewelacji się nie spodziewałem i rewelacji nie dostałem. Zwykły koncerniak, w ogóle nie mający startu do piw z małych i średnich browarów. Tyle dobrze, że nie miał odoru i posmaku spirytusu, czego bardzo w piwach nie lubię i to chyba jedyny plus tego piwa, pomijając ładną i niebanalną kolorystycznie puszkę, która mi się bardzo podoba. Zbliżając się do końca mojego wpisu, ja pijąc to piwo po prostu czułem się tak, jakbym przeniósł się we wiadome czasy. Na dalszy plan zeszły nijakie wrażenia smakowe. Pierwszy plan zapełniła pewna ważna dla mnie dekada i smak piwa przestał się liczyć.
Dalkentis, zgadzam się z Tobą w wielu kwestiach, allleeeeeee…
Smak rzeczywiście jest słodki, ale orzeźwia 😉
Ja urodziłem się na początku lat ’80 i smak „pierwszego” 10,5 trochę przez mgłę ale pamiętam. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to nowe jest słodsze lecz ciężko porównać smak pamiętany sprzed lat. Szczególnie, iż byłem wtedy bardzo młodym piwoszem…
Piwo wybitne nie jest, jest za to dość drogie, mimo to zakupiłem już do tej pory 5 czteropaków i częstuję nimi gości. Sam też już niemało wypiłem. Może to głupie ale chcę się go napić trochę na zapas, jak wielbłąd (zanim przestaną produkować).
Bez wątpienia w moim nastawieniu do tego piwa wielką rolę odgrywa sentyment, ale śmiało mogę powiedzieć: spróbujcie go , mimo ceny. Warto!
P.S. Też mam taki rower i czasem nim jeżdżę…
Acha, piwo w poznaniu można znaleźć np. w sklepie z piwami koło Lewiatana na rogu Hetmańska/Głogowska kosztuje tam aż 3,90 😉
Kupiłem dziś 4-pak w Żabce na Śląsku w niezłej cenie 11,99. Pamiętam, że to, co mi tak pasowało w tym piwie był brak mocno zarysowanej goryczki i jakby posmak, jak to nazwałem na swoje potrzeby, „krystalicznie górskiej wody”. Tak naprawdę chodziło pewnie o niską zawartość ekstraktu (czyli oczywiście 10,5) oraz „woltaż”, który i w oryginale był poniżej 5%. To dawało dość lekkie, orzeźwiające piwko, które znakomicie współgrało z młodzieńczą fantazją i entuzjazmem 😉 Po wypiciu 2óch puszek stwierdzam, że chyba faktycznie jest nieco słodszy, niż wtedy, a może tylko mi się wydaje, ale tak jak ktoś wyżej napisał – to nie było najważniejsze; ważniejsze było swoiste przeniesienie się w czasie o kilkanaście lat wstecz… Być może te 3zł za puszkę przeciętnego lagra jest warte tej podróży w czasie, ja w każdym razie nie żałuję….