[Jedno, do pięciu] Idzie sesja, Red Brett, I’m so horny, Old Foghorn

Coraz rzadziej zdarza się piwo, które jest w stanie wyciągnąć mnie z domu. Przy obecnym natłoku premier oraz fakcie, że podróż do dobrego pubu zajmuje mi około godziny w obie strony, zacząłem bardziej kalkulować, aby po pierwsze jeden wyjazd wiązał się ze spróbowaniem większej ilości nowych piw, a po drugie, aby nie okazało się, że nazajutrz muszę jechać jeszcze raz, bo podłączono coś nowego i ciekawego.

Druga sprawa jest taka, że odkąd przeniosłem kwestie degustacyjne niemal wyłącznie na kanał video, zabrałem sobie w pewnym sensie możliwość dzielenia się z Wami wrażeniami z degustacji piw pitych w lokalach. A to przecież tam właśnie mam okazję próbować większości najnowszych piw. Jako, że nie jestem zwolennikiem nagrywania degustacji w pubach, doszedłem do wniosku, że warto od czasu do czasu zamieścić relację tekstową z moich pogoni za dobrym piwem.

Stąd właśnie pomysł na cykl „Jedno, do pięciu”, w którym będę Wam przedstawiał moje wrażenia z wypadów do pubu na jedno piwo. Ewentualnie na pięć. Myślę, że przy tegorocznej częstotliwości premier, jest spora szansa, iż będzie to regularny, cotygodniowy cykl.

Powiedzenia „idziemy na jedno, do pięciu” używaliśmy z kolegami w akademiku od momentu, w którym zdaliśmy sobie sprawę, że wyjście na jedno piwo jest zadaniem niewykonalnym. Trzeba było nieco poszerzyć margines błędu.

Na początek cztery piwa, które upolowałem w Gdańsku tydzień temu. Prehistoria.

Idzie Sesja – Artezan

Na start chciałem coś lekkiego i przyjemnego. Session IPA wydało mi się idealnym wyborem. Zaledwie 11,5% ekstraktu, 4,8% alkoholu, przy obfitym nachmieleniu odmianami Mosaic, Simcoe i Galaxy, zapowiadało dobre rozpoczęcie imprezy.

idzie sesja

Piwo nalało się z niewysoką, puszystą pianą. Kolor piwa jasnopomarańczowy z dość mocnym zmętnieniem. Bardzo mocny aromat cytrusów i owoców tropikalnych, głównie za sprawą odmian Mosaic i Galaxy. W odczuciu piwo znacznie pełniejsze, niż wskazuje na to ekstrakt, rzeczywiście sesyjne, orzeźwiające. Goryczka wyraźna, dość mocna, bardzo grejpfrutowa. Długo pozostaje na języku.

Bardzo udane, świetne piwo – bomba cytrusowa. Chciałoby się rzec: idealne do popijania na co dzień, choć z oczywistych względów jest to niemożliwe.

Red Brett – Artezan

Jako fan brettów od Artezana (i nie tylko), na to piwo napaliłem się tego dnia najbardziej. Jak się okazało, niepotrzebnie. Zamiast dzikich aromatów wsi, otrzymałem truskawkowo-poziomkowo-śmietankowy zapach, kojarzący się z cukierkami Alpenliebe, takimi różowo-białymi rakotwórczymi piankami, które nie wiem jak się nazywają i gumą balonową Boomer. I wszystko byłoby fajnie, gdybym w piwie szukał wspomnień z dzieciństwa. Ale nie szukam…

red_brett

Dopiero po ogrzaniu, to, na czym mi tak zależało, zaczęło się nieśmiało pojawiać. Ale był to bardziej niuans, którego trzeba się doszukiwać, niźli cecha charakteryzująca profil piwa.

Zgadzał się kolor, był rzeczywiście czerwony.

Smak słodki, landrynkowy, trochę jak czerwona oranżada, na którą chodziło się po meczach klasowych w podstawówce.

Tak, to piwo zdecydowanie powinno się nazywać Red Boyhood.

Zastanawiają mnie całkiem pochlebne opinie na temat tego piwa. Nie wiem, czy to „efekt Artezana”, czy też z „moją” beczką było coś nie tak, w każdym razie Red Brett okazał się dużym rozczarowaniem.

I żeby była jasność – dzieciństwo miałem bardzo udane.

I’m so horny – PINTA

Pierwsze piwo serii „Pinta miesiąca”, lager z kawą. Jako, że najnowsza moda na dodawanie kawy do piwa bardzo mi się podoba, nie mogłem nie spróbować i tej wariacji.

im_so_horny

Kolor czarny, nieprzejrzysty, piana ładna, drobna, bujna.

Aromat kawy i ciemnych słodów. Czysty, lagerowy. Nie udało się jednak uniknąć często pojawiającego się w piwach z kawą aromatu czerwonej fasoli.

Smak słodki, kojarzący się z czarną kawą z cukrem. Trochę przypomina Coffelicious z Piwnego Podziemia, które zachwycało. To jednak nie zachwyca. Piwo ogólnie smaczne, ale nieco zbyt słodkie, przez co trochę męczące. Chociaż fakt, iż ma aż 18 BLG mnie zaskoczył, bo piło się je jak jakąś płytkoodfermentowaną czternastkę.

I was so horny, but didn’t get satisfied.

Old Foghorn – Anchor Brewery

Nadszedł czas na deser. Legendarne amerykańskie wino jęczmienne z beczki. Nie mogłem przejść obojętnie.

old_foghorn

Kolor rubinowo-czerwony, piana gęsta i zadziwiająco trwała jak na tak mocno alkoholowy styl.

W aromacie bakalie, suszone morele, brzoskwinie, przełamane nutą amerykańskiego chmielu. Sporo karmelu, miodu, rodzynek i trochę alkoholu. Piękna, bogata i  intensywna kompozycja.

Smak pełny, wyklejający, likierowy, a dzięki wyraźnej chmielowej, goryczkowej kontrze piwo jest zadziwiająco lekko przyswajalne i świetnie zbalansowane.

Piwo wieczoru. Rewelacja.

Na razie to by było na tyle. Kolejny wpis z serii „Jedno, do pięciu” zapewne już niebawem.

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *