[Jedno, do pięciu] Przymeczowy test polskich craftów

Jakiś czas temu zrezygnowałem z testowania każdej nowości, do której mam dostęp. Zrobiłem się znacznie bardziej wybredny, a przede wszystkim – ostrożny. Podchodzę do sprawy tak, że jeśli nie spróbuję jakiegoś piwa teraz, to w większości przypadków nadarzy się okazja innym razem. Już nie gonię za piwem. Teraz to jemu daję się trochę pogonić. I tak właśnie było podczas oglądania meczu Szkocja – Polska w gdyńskiej Poczekalni, gdy spróbowałem kilku piw, które już wcześniej maiłem okazję zakupić, jednak z tego zrezygnowałem.

Uprzedzam z góry, że będę pisał z głowy, bo ani nie robiłem notatek, ani też szczególnie nie zagłębiałem się w walory popijanych piw. Dlatego nie będą to bogate opisy, lecz pewne luźne spostrzeżenia, które przyszły mi do głowy w trakcie wieczoru.

Zanim zacznę, kilka słów o samym lokalu, który jest prowadzony według dość rzadkiej, ale bardzo ciekawej koncepcji. Chodzi o to, że Poczekalnia to sklep i pub w jednym. Na dole są lodówki i bar z dwoma nalewakami, a na górze TV i kilka miejsc siedzących. Kilka, bo lokal jest niesamowicie mały. Poprawność polityczna nakazywałaby użyć słowa „kameralny”, ale nie tym razem. On naprawdę jest cholernie mały. Kupując na dole piwo na wynos, płaci się za nie cenę sklepową. Kiedy jednak ma się ochotę spożyć je na miejscu, do ceny doliczana jest kwota 2zł. Minusem są tylko dwa piwa z beczek, ale mnogość butelek nieco tę stratę rekompensuje. Nie jestem fanem picia piw butelkowych w pubie, lecz jak się nie ma co się lubi…

Tego wieczoru miała zostać podpięta premierowa beczka Robust Afro – Robust Porteru z Browaru Brodacz, jednak gdy przyszedłem jeszcze jej nie było. Wybrałem więc Redena KaffirAPAaaa z butelki. Piwo miało wyrazisty aromat limonki, ale nie był to typowy cytrus, tylko aromat kojarzący się z zapachem tajskiej kuchni. W smaku piwo było przyjemne, lekkie i orzeźwiające. Nie zapamiętałem go dokładnie, ale piło się je dobrze. Dobre piwo na start wieczoru.

kafirapaaa

Nim dokończyłem Redena, na kran wskoczył Robust Afro. Nazwa moim zdaniem nieco myląca, gdyż piwo Afro było Dry Stoutem. Po przedrostku Robust spodziewałem się więc robust stoutu, czyli mocniejszej, bardziej pełnej i goryczkowej wersji dry stoutu – foreign extra. Jak się okazało Robust Afro to Robust Porter, będący kompletnie nowym piwem z nową recepturą. Nalało się praktycznie bez piany, aromat typowy dla porteru angielskiego – czekoladowy, lekko opiekany, trochę brzeczkowy. Jak na wersję robust brakowało mu nieco bardziej agresywnego charakteru. W smaku było trochę lepiej. Fajna czekoladowość, lekka paloność, wyrazista goryczka. Przyjemne piwo do picia podczas meczu, dlatego zniknęło dość szybko.

Na trzecie danie zamówiłem sobie piwo Milcoffeel z Redenu. Jako fan Milk Stoutów, pamiętając bardzo dobrego Milkołaka z tego browaru, nie wahałem się długo przed spróbowaniem wersji z dodatkiem kawy. Podobno w browarze palili kawę samodzielnie, próbując znaleźć złoty środek, między minimalną ilością tłuszczów, a minimalną kwaśnością. Myślę, że się udało, bo udział kawy był nienachalny, a jednocześnie wyraźnie wyczuwalny. Kolejne bardzo sesyjne piwo tego wieczoru.

milcofeel

Skoro już wszedłem w tryb piw ciemnych, postanowiłem przypomnieć sobie Nosferatu z Radugi. Nowa warka została uwarzona w innym browarze, wyszła z odświeżoną, świetną etykietą i nieco zmienioną recepturą. Aromat nie dostarczył wielu chmielowych uniesień, ale był bardzo przyjemny palono-chmielowy, tak jak lubię. W smaku znów bardzo sesyjnie, z ciemnymi akcentami, fajną goryczką. Jednocześnie piwo było gładkie i delikatne.

nosferatu

Gdzieś pomiędzy jednym łykiem a drugim zostałem poczęstowany Dżinem z Kraftwerku. Piwo pachniało karmelem i herbatą, w smaku też wyraźnie herbaciane. Trochę jak Panakeja. Niezłe, ale stwierdziłem, że słabsze niż przedstawicielka Olimpu. I tego się będę trzymał.

Na koniec już zupełnie z braku laku wjechał Key Largo – cynamonowy stout z Radugi. Piłem go dotąd dwa razy i bardzo mi smakował. Tym razem jednak był męczący, przesadnie zdominowany przez cynamon. Szkoda, bo to kiedyś dobre piwo było.

Muszę przyznać, że piwna strona wieczoru była nad wyraz udana. Prawie wszystkie piwa znikały ze szklanki zbyt szybko, ale też prawie wszystkie były typowymi barowymi piwami do popijania. Poszukiwanie w nich ochów i achów, raczej zakończyłoby się porażką, ale jako dodatek do spotkania ze znajomymi przy meczu sprawdziły się świetnie.

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *