Wczoraj wieczorem poczułem wyraźną potrzebę storpedowania swoich zmysłów chmielem. Jak powszechnie wiadomo najlepiej służą do tego piwa po brzegi naładowane odmianami amerykańskimi. Kiedy więc zajrzałem do lodówki i ujrzałem piwo o zachęcającej nazwie Torpedo® Extra IPA, pochodzące z ojczyzny amerykańskich chmieli, wybór szybko stał się oczywisty.
Torpedo® Extra IPA warzone jest od roku 2009 w jednym z największych i najstarszych „craft brewery” w USA. Browar został założony w 1979 roku przez Kena Grossmana, a jego siedzibą było miasteczko Chico w Północnej Karolinie. Cała historia browaru wraz z wieloma ciekawostkami jest bardzo fajnie opisana na jego stronie internetowej. Warto również przyjrzeć się kwestiom ekologicznym wdrożonym w funkcjonowanie browaru, a także zajrzeć na firmowego bloga.
Torpedo® Extra IPA to piwo o ekstrakcie początkowym 17,3° Plato, odfermentowane do 4,2° Plato i zawartości alkoholu 7,2% vol. Posiada „tylko” 65 jednostek IBU, co jak na torpedę jest ładunkiem dość wyważonym. Dla przykładu lżejsze Rowing Jack z AleBrowaru i Shark Kolaborantów mają odpowiednio 80 IBU przy 16° Plato i 98 IBU przy niespełna 12° Plato. Wiadomo już zatem, ze porażenia goryczą nie będzie.
Skład zasypu to słód jęczmienny Pale Ale oraz słód karmelowy. Na goryczkę użyto chmielu Magnum, natomiast na aromat i chmielenie na zimno poszły Magnum, Crystal i Citra.
Kolor: Bursztyn wpadający w miedź, leciutko opalizujący, ale dość mocno klarowny jak na piwo chmielone za zimno.
Piana: Ładna, wysoka, zbita, trwała i puszysta, tworzy ładną koronkę po każdym łyku, średnioziarnista. Pozostaje praktycznie do samego końca.
Zapach: Dominują chmiele, ale nie jest to jakieś powalające uderzenie. Są aromaty sosnowo-żywiczne, są cytrusy, mango oraz bardzo wyraźna nuta trawiasta, ale zdecydowanie brakuje intensywności. W tle przebija się karmelowa słodowość, która też swoje robi.
Smak: Pierwszy moment zdecydowanie słodowy, słodki, karmelowy, po chwili ta słodycz zmienia się na owocową, tropikalną, a następnie przechodzi w cytrusową goryczkę, która stopniowo nasila się stając się bardziej pestkowa, rozległa i zalegająca, ale bardzo przyjemna i wyważona. Nie jest to torpedowanie goryczą, ale stopniowe jej intensyfikowanie. Kolejny łyk wszystko przemywa i cały proces rozpoczyna się od nowa. Po kilku łykach język przyzwyczaja się już do gryczki i piwo staje się znacznie mniej pijalne bardziej słodowe i ciężkie.
Odczucie w ustach: Piwo jest ciężkie, treściwe, pełne, ale dobrze zbalansowane goryczką. Mocna słodycz szybko zostaje skontrowana oczyszczającą mocną, ale szlachetna chmielową goryczką. Wysycenie z początku wydaje się nieco zbyt wysokie, ale zaraz po chwili zmniejsza się i tylko lekko podszczypuje. Pod koniec zaczyna dominować słodycz i piwo robi się lekko kleiste w odczuciu.
Opakowanie: Buteleczka 0,33l w cenie ok. 15zł, etykieta ładna, choć z niewielką ilością informacji. Nazwa Torpedo jest jednak nieco na wyrost.
Podsumowanie: Zdecydowanie najsłabszym ogniwem tego piwa jest aromat. Jest mało intensywny i pozostawia sporo do życzenia. Zupełnie nie sprostał moim oczekiwaniom. Bardzo podobny zapach, szczególnie retronosowy, miało moje Polish IPA, chmielone na zimno Marynką i Lubelskim, i o ile przy tych chmielach był to powód do zachwytu, tak przy dwóch amerykańskich chmielach aromatycznych jest to spore rozczarowanie. Cała reszta ok, choć po nazwie szczerze spodziewałem się czegoś znacznie potężniejszego. To piwo mimo, że ogólnie smaczne i fajnie ułożone, na pewno nie zasługuje na miano torpedy, przez co wielu hop-headom może przynieść duże rozczarowanie. Ucieszy natomiast zwolenników idealnego balansu.
Zwolennicy idealnego balansu nie płacą 15zł za 0.33l, bo to wyjątkowo kiepski balans ceny do ilości i jakości. 😉
Zgadzam się zdecydowanie. 🙂
Odnoszę takie samo wrażenie co do tego piwa. Ono wypada naprawdę blado w porównaniu np. do Ruination IPA ze Stone czy Union Jack z Firestone Walker, Centennial z Founders czy Hop Devil z Victory. Tylko tyle, że jest ikoną i jest produkowane naprawdę masowo. Aha – Torpedo to nazwa zdaję się zaczerpnięta od nazwy ich własnego urządzenia „hop torpedo” do chmielenia na zimno. Pisze o nim w swojej najnowszej świetnej książce „For The Love of Hops:” — Stan Hyeronimys