Polakom zróbmy IPA, tam tego jeszcze nie znają.

Tak się złożyło, że moja ostatnia wizyta w Warszawie zbiegła się w czasie z premierą historycznego, bo pierwszego piwa Mikkellera, uwarzonego specjalnie na rynek polski. Oczywiście nie mogłem nie skorzystać z takiego zbiegu okoliczności i wybrałem się do Chmielarni przy Marszałkowskiej, jednego z dwóch lokali, w których rzeczona premiera się odbywała.

Oblewamy zdany egzamin.

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Bartosz Nowak (@malepiwko)

330ml do nieba, bo taką nazwę nosiło główne danie wieczoru (nawiązując do polskiego filmu z 1989 roku „300 mil do nieba”), to, a jakże, India Pale Ale. W niektórych źródłach reklamowane nawet jako Polish India Pale Ale, co zresztą wywołało niemałą konsternację, biorąc pod uwagę skład, w którym trudno było doszukać się jakiegokolwiek składnika związanego z Polską. Tak się już u nas przyjęło, że Polish IPA, to IPA na polskich odmianach chmielu. Dlaczego zatem nazwano tak piwo nachmielone trzema odmianami amerykańskimi: Mosaic, Liberty i Citra? Podczas rozważań nad tą zagadką powstała nawet teoria spiskowa, iż dlatego, że zostało uwarzone w Zodiaku.

Trzeba przyznać, że piwo nie miało łatwego zadania, gdyż w oczekiwaniu na podpięcie beczki spróbowałem znakomitego, a właściwie Zacnego Zalcmana – Göse z Piwoteki, niezłego Angielskiego IPA z Pracowni Piwa, bardzo dobrego Smoothie IPA z poziomką, rabarbarem, laktozą i wanilią z Omnipollo, oraz absolutnie genialnego i legendarnego już Pirate Bomb! z Prairie Artisan Ales, najlepszego piwa całego Beer Geek Madness 2. Dodatkowo, Piwolog zaserwował mi krótką, acz intensywną terapię za pomocą Black Tokio Horizon, które mnie absolutnie powaliło na glebę. Ale o tym przy innej okazji, bo butelka czeka i pewnie się niebawem doczeka, bo po tym, czego doświadczyłem, moja cierpliwość została wystawiona na poważną próbę.

Wracając jednak do głównego bohatera wieczoru, zdania były bardzo podzielone. Dla jednych rzeczywiście było to 330 ml do nieba, dla innych zaś 330 ml do… znacznie mniej przyjaznego miejsca. Ja mam do tego piwa stosunek ambiwalentny. Z jednej strony fakt, że Mikkeller uwarzył piwo specjalnie dla Polski jest wielkim wydarzeniem i sukcesem, z drugiej jednak nie mogłem uniknąć wrażenia, że zostało ono zrobione trochę na odwal się.

300_ml_do_nieba

Już sam wybór stylu jest pewnego rodzaju rozczarowaniem. Nie znam szczegółów współpracy, więc nie wiem, kto o tym decydował, jednak odnoszę wrażenie, że był to ktoś, kto nie do końca wie na jakim etapie jest polski rynek piwa craftowego. IPA w takim wydaniu, jakie zaserwował nam Mikkeller, to styl praktycznie już wyeksploatowany. Jeśli uwarzyłby go jakiś początkujący kontraktowiec, to jeszcze można by zrozumieć, ale Mikkeller? Jakieś trzy lata temu może zrobiłby na kimś wrażenie.

Co do samego piwa, również nie zachwyciło. I to nie jest tak, że nie da się już zrobić IPA innego, niż wszystkie. Przekonałem się o tym całkiem niedawno, pijąc znakomite Winter in Bangalore z Amagera. Problem w tym, że 330 ml do nieba, to IPA dokładnie takie, jak wszystkie inne, powszechne, przeciętne piwa w tym stylu. Na początku wita nas przyjemnym aromatem owoców tropikalnych, kojarzącym się z sokiem o smaku exotic, po chwili jednak wyłania się wyraźna landrynkowość, która poważnie zaburza odświeżające doznania. Podobnie jest w smaku. Słodko, landrynkowo, nieco męcząco. A przecież miało być sesyjne i pijalne. Nie zrozumcie mnie źle. To piwo nie jest jakieś bardzo złe. Jest po prostu kolejnym średniakiem, który nie prezentuje klasy, jakiej powinno się wymagać od browaru pokroju Mikkellera.

Żeby jednak nie było, że jestem takim znowu marudą, to abstrahując od samego piwa, muszę pochwalić ludzi, którzy robią naprawdę świetną robotę dla polskiej sceny craft za granicą, i dzięki którym Polska przestaje być białą plamą w oczach mieszkańców bardziej rozwiniętych piwnie krajów. Tego typu akcje to dowód, że nasz kraj zaczyna być słusznie postrzegany jako poważny rynek zbytu, a to już bardzo dużo. Do pełni szczęścia potrzeba jeszcze tylko trochę czasu, aby zyskał również miano rynku wymagającego i dojrzałego, który do zachwytu potrzebuje nieco więcej, niż polskiej etykiety z popularnym logo.

Na szczęście, sądząc po opiniach współdegustujących, powinno się to stać prędzej, niż później.

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *