Czy warto się wybrać po piwo do Lidla?

Nowa piwna oferta Lidla wywołała w komentarzach piwnego środowiska całą paletę emocji. Od zachwytów i wyczekiwania, poprzez szok i niedowierzanie, aż do ostrej krytyki. O co więc chodzi? Czy warto sobie w ogóle zaprzątać tym głowę?

Miłośnik piwa, który w portfolio wypitych piw ma kilkanaście amerykańskich craftów, pół oferty Mikkellera i wszystkie pozycje PINTY, AleBrowaru i Pracowni Piwa, na pewno nie znajdzie w Lidlu nowych piwnych uniesień. Dziwi mnie więc masa komentarzy wyrażających wielką radość na wieść o nowych Argusach.

Swoją drogą to też ciekawe zjawisko – nakręcanie sobie nie wiadomo jakich nadziei na piwa z browaru Amber, czy też na najpopularniejsze brytyjskie ejle. Wiadomo, jedne i drugie są znacznie tańsze od swoich odpowiedników w innych sklepach, ale czy to wystarczający powód by wznosić peany na ich cześć?

W całej akcji należy rozróżnić dwie drogi. Pierwszą z nich jest tworzenie nowych marek, poprzez (prawdopodobnie) klonowanie piw z dużych browarów (wciąż z niewiadomych powodów  nazywanych regionalnymi), rozlewając je do butelek z etykietą Argusa. Drugą jest importowanie popularnych piw z innych krajów.

Co do pierwszej metody, budzi ona we mnie pewien dysonans. Niby te piwa można dzięki temu kupić taniej, niż pod oryginalną marką, ale jednak jest to w pewnym stopniu wprowadzanie w błąd nieświadomych klientów. Trochę nie rozumiem tej zabawy, bo przecież łatwiej chyba byłoby sprzedawać te piwa pod oryginalnymi nazwami. Ale nie wiem. Nie znam realiów.

Odnośnie piw importowanych, moim zdaniem należą się Lidlowi pochwały. Oczywiście nie są to jakieś tuzy piwowarstwa, ale zawsze tworzą miłą odskocznię, czy to w piwo z egzotycznego kraju (Brazylia, Tajlandia), czy też w rzadko spotykane w polskich marketach style (bitter, golden ale, IPA, stout). Przeciętnych, owszem, ale w cenach niezwykle przystępnych.

Jednak to nie tylko cena tych piw jest głównym plusem całej akcji. Jak wspomniałem na początku, świadomy piwosz nie ma czego w Lidlu szukać. Co do tego nie mam wątpliwości i nie łudzę się, że to się w najbliższym czasie zmieni. Oferta Lidla jest natomiast świetnym wstępniakiem dla osób, które kupując codziennie tego samego jasnego lagera, postanowią trochę poeksperymentować i spróbować czegoś nowego. 10 złotych za dziwne i nieznane piwo to sporo, ale 2,99zł? 3,99zł? Można zaryzykować.

Piwa, które trafiły do oferty brytyjskiej to typowe „wprowadzacze”. Niosą ze sobą inne, nowe doznania smakowe, ale nie porażają ani goryczą, ani przesadnym aromatem. Nie zniechęcą, a mogą zachęcić do dalszych poszukiwań. Są bardzo dobrymi piwami na początek przygody z nowymi stylami. Pod tym względem należy tej inicjatywie tylko przyklasnąć i śledzić dalsze poczynania sieci w kierunku poszerzania swojej oferty piwnej.

Tym samym Lidl po części wypełnia zadanie, które moim zdaniem powinno leżeć w gestii tzw. browarów regionalnych. Uważam, że zamiast ładować w rynek kolejne jasne lagery lub udawać rzemieślników warząc piwa nowofalowe, browary regionalne powinny edukować społeczeństwo i tworzyć porządne piwa w klasycznych stylach i przystępnych cenach, będąc swoistym pomostem pomiędzy koncernami, a craftem.

Ale to już opowieść na inną okazję.

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

6 comments

  1. Jeśli o piwa angielskie chodzi, to jest jeszcze jeden plus. Także dla tzw. świadomych piwoszy. Lato się rozpoczyna, częściej będziemy mieć ochotę na lekkie piwo po ciężkim, gorącym dniu. Sądzę, że te właśnie angielskie piwa po 3-4 zł to lepsze rozwiązanie dla kieszeni każdego z nas, niż piwo za 8-9 zł jak Oki Doki, Grodzisz z Pinty czy cokolwiek tej klasy. Nie zawsze chcemy poświęcić tak wiele uwagi danemu piwu, czasem chce się po prostu tego piwa napić i mieć większy wybór niż koncernowe lagery. W takich sytuacjach te piwa są wręcz idealnym kompromisem zarówno smakowym, jak i cenowym. Życzyłbym sobie i reszcie, żeby te piwa w takich cenach znalazły się na stałe w ofercie Lidla (w sklepach specjalistycznych widuję je po 9-10 zł…). Pomarzyć zawsze można ;).

  2. Jeśli chodzi o sprzedawanie znanych (markowych) produktów pod marką dyskontu nie jest to żadna nowość. Niemal każdy produkt (poczynając od serków, twarożków, poprzez keczupy, przyprawy, parówki, sery, herbaty, na proszkach do prania czy mydłach kończąc) jest produkowany i sprzedawany pod wieloma markami. Pasuje to producentowi bo może podpisać kontrakt na dostarczenie ogromnych ilości produktu bez użerania się z małymi hurtownikami i dystrybutorami (nawet za cenę niższego zysku na pojedynczej sztuce produktu), pasuje dyskontom, bo dostają często świetny jakościowo (no powiedzmy na standardy mainstreamowe) produkt, który mogą zaoferować klientowi taniej.

    Nikt jednak nie sprzeda pozycjonowanego cenowo (wg założeń producenta) produktu taniej (bo marka to w dzisiejszych czasach rzecz chyba najważniejsza w handlu mainstreamowym) i dlatego lepiej opakować to w jakiś „no name” produkt, kojarzący się wyłącznie z dyskontem.

    Takim to sposobem osoby oszczędzające kupują w dyskontach produkty z serii „wyprodukowano dla…” niewiedząc często, kto jest producentem danego wyrobu (bo mało ich to interesuje), a co bogatsi mogą dalej w Almach czy innych Piotrach i Pawłach kupować to samo z marką znaną wszystkim (bo ciągle widoczną w reklamach telewizyjnych), sądząc, że kupują produkt lepszy.

  3. jak dla mnie w segmencie piw angielskich mamy niedobór jeśli chodzi o wyroby w duchu mitycznego „craftu”, tak więc Bishops Finger za 3,99 przyjmuję nawet ze skunksem bo jest to przyzwoity ESB w mojej skromnej opinii. Angielskie Śniadanie trafia się rzadko ostatnimi czasy, a innych polskich ESB nie udało mi się jeszcze trafić.

    • O ile mi wiadomo w większości angielskich piw w przezroczystych butelkach nie ma mowy o skunksie, bo używany ekstrakt chmielowy jest specjalnie preparowany, żeby światło słoneczne na niego nie działało (ponoć prosta chemicznie sprawa – zasłyszane kiedyś na jakimś wykładzie Andrzeja Sadownika o chmielu).

      • Sam jakiś czas temu dostąpiłem zaszczytu picia skunksa w Bishops Finger kupionego w Carrefourze 🙂
        Chyba że ostatnio to zmodyfikowali, i rzeczywiście nie ma (aż kupie jakiś długo stojący na półce i zweryfikuje)
        Swoją drogą pytałem znajomego technologa szkła, i dowiedziałem się że dodatek Vanadu powoduje że szkło jest odporne na UV.

  4. Moim skromnym zdaniem inicjatywa Lidla, w szczególności dotycząca piw importowanych (mam na myśli przede wszystkim ostatnie angielskie „ejle”) jest jak najbardziej godna pochwały i mam nadzieję, że będzie kontynuowana. „Świadomy piwosz” może rzeczywiście nie znajdzie dla siebie w Lidlu nic ciekawego, ale – na Boga! – czy pijąc piwo, za każdym razem, przy każdej okazji i przy każdej butelce, należy doszukiwać się w nim aromatów śliwkowych, cytrusowych, chlebowych i Bóg wie jeszcze jakich innych? Ilu takich „świadomych piwoszy” jest w naszym społeczeństwie? Ilu fanów piwa „rozbiera je” na czynniki pierwsze przy każdym łyku? Picie piwa powinno sprawiać nam wszystkim radość, a mam wrażenie, że „duch craftu” i rewolucja piwna, która dokonuje się w Polsce trochę tej radości nam odbiera. Czy nie zaczyna być trochę tak, że jak piwo nie zostało uwarzone przez Pintę, AleBrowar i inne „craftowe” projekty (polskie czy zagraniczne), to z góry jest „be…” i nie warto go kupić?
    Ja sam uwielbiam piwo i trochę go już wypiłem, choć nie odważyłbym się nazwać siebie „świadomym piwoszem”:) Piwa z Lidla może nie są wybitne, ale chyba nikt wybitnego jakościowo produktu w dyskontach nie szuka – i nie ma znaczenia czy chodzi tu o piwo, serek, telewizor czy kosiarkę do trawy, bo od tego są sklepy specjalistyczne. Jak sam napisałeś, te piwa to doskonałe „wprowadzacze” dla tych, którzy smaków innych niż tyskożubrożywieckich nie znają i boją się kupić taką Pintę, Artezana czy inngo „anglika” za 8 -10 zł, bo raz – dużo kosztuje, a dwa – nie wiedzą, czy im zasmakuje. Genialnym przykładem jest mój Ojciec, który zachwyca się Żywcem Marcowym, a jak kupiłem mu alebrowarowego Smoky Joe, to połowę wylał – bo nie był na takie piwo przygotowany. Serce mnie zabolało, jak się o tym dowiedziałem, ale to pokazuje, jak wiele jeszcze edukacji piwnej w Polsce trzeba „wypić”:), żeby na takie doznania smakowe właściwie reagować. I tutaj takie inicjatywy, jak Lidla, mają szerokie pole do popisu: pokazać przysłowiowemu Kowalskiemu, ze są inne (niż lagery) bardzo smaczne i stosunkowo niedrogie piwa, o zupełnie innych walorach smakowych. To do Kowalskiego skierowana jest taka oferta, a nie do „świadomego piwosza”.
    A tak już na koniec, to wydaje mi się, że o wiele przyjemniej jest jednak wypić przy grill’u takiego „niewybitnego” anglika w bardzo przystępnej cenie, niż po raz kolejny tyskożubra, czyż nie?

    Pozdrawiam
    BogdanM.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *