Pojedynek Radlerów: Lech Shandy vs Warka Radler

Lato już nieuchronnie zmierza ku końcowi, zatem mój dzisiejszy wpis może wydać się nieco spóźniony, lecz nie mogę odmówić sobie przyjemności porównania dwóch cytrynowych nowości od największych piwnych konkurentów naszego rynku browarniczego. Mowa oczywiście o Lechu Shandy z Kompanii Piwowarskiej oraz Warce Radler od Grupy Żywiec.
Napoje te są polskimi przedstawicielami grupy tzw. radlerów – niskoalkoholowych napojów powstałych z połączenia jasnego piwa z lemoniadą.

Receptura drinka o nazwie „radler” została stworzona na początku XXw. w Niemczech. Jeśli wierzyć legendzie, przepis powstał praktycznie przez przypadek. Miało to miejsce w pewnej gospodzie w niewielkim bawarskim miasteczku Deisenhofen. Właściciel owej gospody Heinz Xaver Kugler chcąc rozreklamować swój biznes i zwiększyć obroty ufundował i wybudował w 1922 roku ścieżkę rowerową prowadzącą do swojego lokalu. Legenda głosi, że efekty promocji przeszły jego najśmielsze oczekiwania, gdyż pewnego dnia gospodę odwiedziło kilka tysięcy rowerzystów. Restaurator nie był przygotowany na tak dużą liczbę klientów, więc w obawie, że zabraknie mu piwa, zaczął serwować je z lemoniadą, przekonując gości, że to napój przygotowany specjalnie dla rowerzystów (stąd też wzięła się nazwa – radler to z niem. rowerzysta).

Napój, ze względu na niską zawartość alkoholu oraz właściwości orzeźwiające, szybko zyskał dużą popularność, szczególnie podczas letnich upałów.
Obecnie radlery cieszą się rosnącą popularnością nie tylko w państwach niemieckojęzycznych, lecz również w krajach Europy południowej (Bałkany, Północne Włochy). Ostatnimi czasy zawitały także do Europy środkowowschodniej (Polska, Czechy, Węgry, Słowacja).

Ze względu na co raz szerszą ekspansję napoju, w różnych krajach można spotkać go pod różnymi nazwami:
– shandy, shandygaff – Wielka Brytania, Irlandia
– panaché -Francja, Szwajcaria
– panasch – Szwajcaria niemieckojęzyczna
– clara – Hiszpania
– radler, alsterwasser, potsdamer, russ (na bazie piwa pszenicznego) – Niemcy

Obecnie radlery tworzy się nie tylko łącząc piwo z lemoniadą. W sklepach można spotkać radlery grapefruitowe, limonkowe, jabłkowe, czy nawet ziołowe lub o smaku coli. Na Wyspach Brytyjskich piwo serwuje się z cytrynową wodą sodową, piwem imbirowym lub cydrem. Najśmielszą chyba wariację na ten temat oferuje niewielki niemiecki browar Kircher z Drebkau – miejscowości położonej w tzw. „Zagłębiu ogórkowym”. Serwowany tam Gurken Radler (tak, tak – Radler ogórkowy :)) jest wątpliwą, ale z pewnością ciekawą „specjalnością zakładu”. (Zainteresowanych odsyłam na stronę browaru: http://www.gurkenradler.de/_module/gurkenradler.php ).
Jak widać fantazja twórców receptur piwnych drinków jeśli jest ograniczona, to jedynie przez wrażliwość i wytrzymałość kubków smakowych i żołądków konsumenckich.

Warto jeszcze nadmienić, iż należy odróżniać napoje typu radler od aromatyzowanych piw owocowych!
Radler jest to zmiksowane w proporcjach około 50:50 lub 40:60 piwo z napojem bezalkoholowym (najczęściej lemoniadą), natomiast piwo aromatyzowane jest to zwykłe piwo z dodatkiem soku lub aromatu. Różnica tkwi przede wszystkim w procentach, dlatego należy zachować ostrożność szczególnie wtedy, gdy po spożyciu zamierzamy kierować rowerem lub innym pojazdem. (wspominałem już o tym w artykule z 8 sierpnia, dotyczącym Perły Summer).

Tyle słowem wstępu. Najwyższy czas, aby wreszcie skosztować i porównać dwóch najpopularniejszych polskich przedstawicieli rodziny napojów dla rowerzystów.

Piwo #1:

Browar: Lech Browary Wielkopolskie (Kompania Piwowarska)
Piwo: Lech Shandy
Proporcje: 50% piwa, 50% lemoniady
Zawartość alkoholu: 2,6% obj.
Skład: piwo (prawdopodobnie Lech Premium), zaprawa lemoniadowa (woda, syrop cukrowy, kwas cytrynowy – regulator kwasowości, aromaty, sukraloza – substancja słodząca).

Piwo #2:

Browar: Żywiec (Grupa Żywiec)
Piwo: Warka Radler
Proporcje: 40% piwa, 60% lemoniady
Zawartość alkoholu: 2% obj.
Skład: woda, piwo jasne (Tatra?), fruktoza, sok cytrynowy z koncentratu (2,4%), sok pomarańczowy z koncentratu (1,8%), naturalny aromat, guma arabska (stabilizator), kwas cytrynowy (regulator kwasowości), kwas askorbinowy (przeciwutleniacz), ekstrakt trawy cytrynowej.
Pasteryzowane, Mętne.

Opakowanie:
Oba napoje dostepne są w wersji zarówno butelkowej jak i puszkowej, przy czym puszki Lecha Shandy mają nietypową pojemność ok. 0,4l i są sprzedawane wyłącznie w 4-pakach. Ja nabyłem butelkowe egzemplarze obu piw.
Na pierwszy rzut oka widać różnicę w zawartości alkoholu. Lech Shandy jest nieznacznie mocniejszy, gdyż zawiera większe proporcje piwa. Lech ma nieco zgrabniejszą butelkę z głośno lansowanymi w mediach wypustkami ułatwiającymi uchwyt (marketingowa bzdura jakich mało, chyba że komuś zwykła butelka wyślizguje się z ręki. Ja sobie jakoś nie przypominam, aby zdarzyło się to mnie albo komuś z mojego otoczenia…) Oba piwa mają dedykowane kapsle i ogólnie estetyczne opakowanie. Skład Lecha jest uboższy w dodatki smakowe, co działa na jego korzyść.

Wynik: 1-1

Kolor:
Tutaj mamy różnicę kolosalną. Lech ma kolor zbliżony do piwa, jest klarowny, jasnozłoty. Warka natomiast piwa zupełnie nie przypomina (jeśli już to Witbiera, ale to błędne skojarzenie). Ma kolor żółtej mętnej oranżady. Jest on zachęcający i sprawia wrażenie naturalnego, ale jest za mało piwny. Obstawiam remis, bo oba kolory są na swój sposób zachęcające 😉

Wynik: 1-1

Piana:
Tutaj mamy zdecydowany remis. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku piana zachowuje się tak samo. Przy nalewaniu jest wysoka, wybuchowa, głośno syczy i bardzo szybko znika bez śladu. (w Warce zostawiła cieniutką obrączkę, co daje jej minimalną przewagę).

Wynik 1-1

Zapach:
Lech ma bardziej intensywny zapach, mniej kwaskowy a bardziej piwny w stosunku do Warki. W obu przypadkach dominuje cytryna, z tym że w Lechu jest ona znacznie delikatniejsza i nie przykrywa całkowicie akcentów piwnych. W Warce kwasek cytrynowy dominuje zupełnie.

Wynik 1-0 dla Lecha

Smak:
Tutaj zaskoczenie, bo choć Warka miała w składzie więcej „podejrzanych” substancji, to Lech jest niemiłosiernie sztuczny w smaku. Piwa nie czuć prawie wcale, dominuje bardzo syntetyczna kwaskowość i okropny, mdlący posmak słodzika (sukraloza?) rodem z najtańszych marketowych napojów gazowanych lub napojów typu light. Ogólnie Lech jest niesamowicie sztuczny, słodki i mdły, przez co zupełnie nie orzeźwia i zostawia bardzo nieprzyjemny posmak w ustach.
Warka natomiast smakuje jak bardzo dobra lemoniada. Piwa co prawda w niej nie czuć zupełnie, ale smak jest znacznie bardziej naturalny, kwaskowy i mniej słodki niż w Lechu. Słodycz jest oczywiście obecna, ale zdecydowanie mniej nachalna i bardziej naturalna, owocowa.
Nie wiem czy dam radę dopić Lecha do końca, natomiast Warkę piję ze smakiem.

Wynik 3-0 dla Warki

Wysycenie:
Tutaj remis. Wysycenie wysokie, orzeźwiające, typowe dla napojów gazowanych. Takie powinno być.

Wynik 1-1

Razem: 7-5 dla Warki

Najistotniejszym punktem degustacji jest smak, a w tej kwestii Warka jest po prostu znacznie lepsza od Lecha.
Czy jest to jednak wystarczający powód, abym mógł ją z czystym sumieniem polecić? Niekoniecznie.

Choć jest to najlepszy polski radler dostępny w masowej sprzedaży, to niestety jego stosunek ceny do jakości wypada mizernie.
Za butelkę 0,5l musimy zapłacić ok 3zł, za puszkę jeszcze więcej. Pamiętajmy, że w butelce znajduje się tylko 40% piwa, a większość stanowi lemoniada, przez co piwo jest w tym napoju praktycznie niewyczuwalne. Za 3 złote spokojnie możemy kupić przynajmniej jeden litr dobrej lemoniady i gwarantuję, że różnicy w smaku nie będzie. Po co więc kupować pół litra lemoniady za 3zł, kiedy za tą samą kwotę otrzymamy cały litr? 🙂

A jeśli już koniecznie chcemy napić się lemoniady z procentami, to polecam zrobienie swojego własnego radlera. Z zakupionego wcześniej litra lemoniady można przyrządzić aż 4 radlery! Wystarczy dokupić dwa zwykłe jasne piwa. Teraz możemy samemu dopasować proporcje do własnych upodobań. Najlepiej mieszać pół na pół, ale można również stworzyć radlera mocniejszego w proporcjach 3:1 dla piwa, lub słabszego – 3:1 dla lemoniady.

Przyrządzenie własnego radlera jest bardzo proste. Należy do schłodzonego kufla lub pokala o pojemnosci 0,5l wlać zimną lemoniadę (najlepszy do tego będzie Schweppes Lemon) w podanych wyżej proporcjach, a następnie uzupełnić zimnym jasnym piwem (o zaw. alk. ok 5-6%) w taki sposób, aby samoistnie zmieszało się ono z lemoniadą. Można dorzucić kilka kostek lodu, podawać od razu.

Otrzymany napój jest znacznie smaczniejszy od sklepowego gotowca, a koszty jakie poniesiemy bedą co najmniej podobne, a najpewniej niższe.

Smacznego!

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

5 comments

  1. Mogę sie z Tobą Bartoszu Drogi zgodzić:) piłem oba „piwa” i warka byla smaczniejsza:P ale tak jak slusznie spostrzegles, lepiej juz kupic sobie chyba samą lemoniadę:P

    P.S. Zrób test Leżajska, bo mój tato mowi, że odkad ma go zywiec nie da sie go pic, a mi jakos smakuje:P z checia popatrze na wyniki:) Pozdrawiam:)

    Wiechu:)

    • Siema Wiechu, miło Cię tu widzieć:) Niestety pewnie Cię zasmucę, ale Twój tata ma absolutną rację – Leżajsk, jak każde niemal piwo produkowane na masową skalę, jest dosyć ciężkostrawny. Nie pamiętam niestety jak smakował przed anschlussem do Grupy Żywiec, ale z pewnością był znacznie lepszy. Odkąd piwo trafiło pod strzechy biedronek produkowane jest na zasadzie: byle taniej, byle więcej, byle szybciej…
      W miarę smaczny był jeszcze Leżajsk Pszeniczny warzony w…browarze w Cieszynie, ale z tego co wiem jest już chyba niedostępny (piwo miało zbyt wysoki stosunek jakości do ceny, więc stało się dla Biedry nieopłacalne i zostało wycofane, chociaż schodziło na pniu).

      Test Leżajska Pełnego zrobiłem jakiś czas temu w październiku 2011r., kiedy to w jakimś sklepie piwnym znalazłem wersję butelkową. To krótka i niezbyt przychylna recenzja, ale może Cię zadowoli ;):

      Skala ocen: 1-5

      Kolor: Złotawy, klarowny. [3.5]
      Piana: Absolutny brak. [1]
      Zapach: Słodowy, niewyraźny, nijaki, typowy koncerniak. [2]
      Smak: Słodowo-cierpki. z początku lekko zbożowa słodycz, która potem przechodzi w cierpką goryczkę. Piwo nijakie i nieprzyjemnie cierpkie. [3]
      Wysycenie: Średnie i ostre. Piany nie tworzy, ale pomaga w piciu. Szybko ucieka.[3]
      Opakowanie: Butelka, eta klasyczna, brak składu i info o ekstrakcie. Kapselek z herbem browaru. [3]
      Uwagi: Słabe, nijakie koncernowe piwo. Wypijalne i tanie – to dwie jego zalety. Nic więcej nie wymyślę. Przeciętniak.

      Moja ocena: [2.475]

  2. Pingback: Jeśli nie syrop, to co? – 10 najpopularniejszych łagodnych piwnych drinków. | Małe Piwko Blog

  3. Pingback: Jeśli nie syrop, to co? – 10 najpopularniejszych łagodnych piwnych drinków. | Małe Piwko Blog

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *