Święta z małym piwkiem

Jak mówi stare oklepane powiedzenie: „Święta, święta i po świętach…”. Balon pompowany do granic przyzwoitości od początku listopada wreszcie pękł, tak jak nieomal mój brzuch po trzech dniach wyżerki. Supermarkety opustoszały, polscy „artyści” przestali mordować kolędy w naszych telewizorach i radioodbiornikach, a z żywych choinek w domach już opadły pierwsze igły. Prezenty rozdane, mięso, ciasta i sałatki powyżerane, świąteczne piwa wypite. Ja oczywiście skupię się tylko na tej ostatniej kwestii, bo już od paru lat nie wyobrażam sobie świąt bez dobrego piwa. A, że w tym roku okres zimowo świąteczny zaowocował w kilka specjalnych nowości, miałem czego posmakować.

SAM_1031

Piwne świętowanie rozpocząłem już dwa dni przed wigilią, belgijskim Lambikiem Mort Subite Kriek przywiezionym z Francji przez moją siostrę. Piwko rozlałem do szampanówek i wypiłem wspólnie z rodzicami. Byli nieco zaskoczeni, że piwo może tak smakować, chociaż wcześniej ostrzegałem, że to małopiwne piwo jest… Dla mnie był to solidny i smaczny Lambic wiśniowy, dość mocno kwaskowy i lekko słodki. Nie jestem znawcą, ani częstym koneserem tego stylu, ale poważnie rozważam zastąpienie nim nudnego i do bólu tradycyjnego sylwestrowego szampana.

Mort Subite Kriek

Na wigilijny wieczór przeznaczyłem dwie głośne świąteczne premiery rzemieślnicze, czyli Saint No More z AleBrowaru oraz Renifera od kolaborantów z Widawy. Oba te piwa miałem okazję pić w wersji beczkowej na ich premierze w Piwotece Narodowej i byłem bardzo ciekaw jak smakują w domu. Saint No More mnie nie zawiódł, zarówno wersja beczkowa, jak i butelkowa bardzo mi smakowały, i choć nie rzuciły mnie na kolana, to jednak wypiłem je z bardzo dużą przyjemnością. AleBrowar stworzył bardzo ciekawe świąteczne piwo, rezygnując z oklepanych i wszędobylskich przypraw korzennych na rzecz nut gorzkiej czekolady, wanilii i miodu. Smak SNM z butelki bardzo skojarzył mi się z dobrym piwem domowym. Oryginalnie i bardzo smacznie, choć chyba odrobinę za słodko. Piwkiem oczywiście podzieliłem się z rodzicami, którym również bardzo przypadło do gustu jako idealne piwo na święta.

Saint No More

Sporym rozczarowaniem był za to (po raz kolejny) Renifer. Przy okazji relacji z premiery pisałem, że Renifer wypadł słabo prawdopodobnie dlatego, że piłem go bezpośrednio po mocnym i ciężkim Dziadku Mrozie, jednak po degustacji w domu muszę stwierdzić, że to nie było tylko złudzenie. Renifer jest po prostu dość słabym i mało wyrazistym piwem z kiepską, krótkotrwałą pianą, zapachem Czarnej Fortuny i korzenno – palonym, dość wodnistym smakiem z wyraźnymi nutami kwaskowo – popiołowymi. Choć opakowanie i pomysł z lakiem na kapslu wypadły nieźle, piwo niestety nie było warte swej ceny 10zł za butelkę.

Renifer

Po wigilijnej wieczerzy i degustacji dwóch piw świątecznych wybrałem się z przyjaciółmi i znajomymi z rodzinnych stron na tradycyjne coroczne spotkanie pasterkowe, obowiązkowo zakrapiane sporą ilością piwa 😉 Niestety w knajpie nie było do wyboru nic poza ograniczoną ofertą KP. Postanowiłem więc wybrać najmniejsze zło i zamówiłem Tyskie Klasyczne, które jednak smakowało jak zmrożona woda gazowana i prawie w ogóle nie miało smaku piwa, nawet po lekkim ogrzaniu. W drugiej kolejce zamówiłem więc Żubra, który smakował niemal tak samo jałowo, ale jednak nie był aż tak wodnisty w smaku. Przy Żubrze pozostałem już do końca wieczoru (czyt. wczesnych godzin porannych), spotkanie zakończyłem chyba na sześciu osobnikach, a na drugi dzień czułem się bardzo dobrze. W tym miejscu muszę zwrócić uwagę i pochwalić obsługę siewierskiego pubu Millenium za profesjonalne serwowanie konkretnej marki piwa w odpowiednim, dedykowanym tej marce szkle. Nalewanie piwa do czego tylko popadnie jest wielką bolączką piwnej kultury i praktyką nagminnie stosowaną w bardzo wielu lokalach zarówno na wsiach, jak i w dużych miastach. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że w pubie w tak niewielkim mieście jak mój Siewierz, zwraca się uwagę na takie szczegóły, które nie są być może kluczowe dla samego smaku piwa, ale znacznie zwiększają doznania estetyczne i przyjemność biesiadowania.

Pierwszy dzień świąt zacząłem delikatnie, bo choć po długiej nocy czułem się nadspodziewanie dobrze, to jednak żołądek był nieco nadwrażliwy, a kubki smakowe przytkane żubrzą sierścią. Pierwsze piwo wypiłem dopiero pod wieczór, przed wyjściem na rodzinne spotkanie przy świątecznym stole. Aby definitywnie wytępić ze swych ust posmak Żubra, nasłałem na niego czeskiego Pelikana z wędrownego browaru Nomad – bardzo mocno chmielone czeskimi i amerykańskimi odmianami IPA o goryczce równej 100 IBU. Browar wędrowny, czyli również kontraktowy (tak jak Pinta i AleBrowar), ale warzący swoje piwa w różnych browarach, czasem nawet w różnych krajach (jak np. Mikkeler). Pelikan akurat powstał w Břevnovskim klasztornym browarze św. Wojciecha.
Samo piwo oczywiście od początku zaatakowało potężną goryczą, przez moment zbliżoną do naszego Sharka (98 IBU), jednak po chwili na przyzwyczajenie się dla kubków smakowych, dociera fajna słodowo – karmelowa kontra, która świetnie balansuje cały smak piwa. Tego własnie brakowało mi w Sharku, który smakował jak krople żołądkowe i był przez to praktycznie niepijalny. Aromat Pelikana zmierza zdecydowanie w stronę lasu, czyli żywicy, szyszek, igieł i odrobiny ziołowości. Gdzieś z tyłu czają się również aromaty cytrusowe. Kolor herbaty z cytryną, mocne zmętnienie (chmielenie na zimno) i mnóstwo farfocli. Piana niewysoka, ale bardzo gęsta i trwała. Świetne, bardzo gorzkie, ale przy tym bardzo pijalne piwo. Nasi widawscy Kolaboranci, przed warzeniem drugiej warki Sharka, powinni wypić po skrzynce Pelikana i wyciągnąć odpowiednie wnioski. (tak, tak, wiem, że zbalansowane piwa to nuuuda…:P).

Pelikan

Na wieczornym rodzinnym spotkaniu lała się oczywiście tradycyjna polska czysta, a że ja podchodziłem do tematu dość opornie, kuzyn, ku mojemu zaskoczeniu, zaproponował mi dwa piwa chorwackie. Były to pite już kiedyś przeze mnie Karlovaćko i Ožujsko w swych podstawowych jasnych wersjach puszkowych. Puszki były mocno zmrożone i obite, przez co (może w wyniku autosugestii) odniosłem wrażenie bardzo mocnej cierpkości i lekkiej metaliczności. Niestety nie był to ten sam smak, który znam z poprzednich lat, kiedy raczyłem się nimi podczas chorwackich upałów. Po raz kolejny potwierdził się znany fakt, jak mocno czynniki zewnętrzne oddziałują na spostrzeżenia z degustacji.

Po powrocie z imprezy postanowiłem przepłukać sobie gardło jeszcze Ciemnym Podwójnym Komesem, ale niestety okazało się, że to duży błąd, bo piwo mnie srogo zawiodło. Nie wiem, czy to z przesytu, przez te wszystkie rzeczy, które zjadłem i wypiłem wcześniej, czy po prostu piwo faktycznie było wadliwe, w każdym razie aromat i smak gotowanych warzyw mnie  rozłożył na łopatki. Nie cierpię tego w piwie, tym bardziej jest mi przykro, bo bardzo cieszyłem się na ten nowy wypust Fortuny. Mam jeszcze dwie butelki ciemnego Komesa, więc wkrótce zweryfikuję swoje odczucia ze świątecznego wieczoru.

Ostatni dzień świąt spędziłem już bardzo łagodnie, spróbowałem tylko jednego piwa, a był to Sachsenberg Svetle z browaru restauracyjnego w Czeskim Cieszynie. Piwo mimo, że było opakowane w butelkę PET z zamknięciem patentowym rodem z browaru Staropolskiego, to jednak okazało się bardzo fajnym, solidnym, pijalnym pilsem z niewielką pianą, ale za to pełnym smakiem i fajną goryczką.

Sachsenberg SvetleTo tyle, jeśli chodzi o moje piwne świąteczne wrażenia. A jak było u Was? Zdegustowaliście w święta coś ciekawego?

Bartosz Nowak View more

Jeśli spodobał Ci się mój tekst, podziel się nim ze znajomymi, poprzez jeden z kanałów powyżej.
Będzie to dla mnie świetna nagroda i motywacja do dalszej pracy.
Aby być na bieżąco z kolejnymi wpisami, daj mi suba! :)
Znajdziesz mnie m.in. na facebooku i twitterze:

11 comments

  1. Ja tylko jedno, razi mnie szkło z logotypem czegoś innego niż w rzeczywistości zawiera. Skoro zwracasz na to uwagę w knajpie to rób też w domu. Wiem że nie ma się szkła do każdego piwa, ale do zdjęcia można było szkło odwrócić. Logo Mastne ma się kiepsko do piwa Pelikan, Urquel też jakoś dziwnie wygląda przy butelce Sachsenberga. Niestety (jak dla mnie) często spotykana praktyka na blogach.

    • Mnie to nie razi, a jak sam słusznie spostrzegłeś nie da się mieć szkła do każdego piwa. Knajpy mają taką możliwość, bo wraz z piwem dostają konkretne szkło od producenta. Ja takiego nie dostaję do każdego piwa, więc nie widzę powodu dla którego miałbym specjalnie odwracać szkło logotypem do tyłu. Musisz to jakoś przeboleć, przykro mi.

  2. Przypadłość małych miasteczek… U siebie, na Mazurach, z konieczności wypiłem Lecha. Kiedyś to była była mniej uciążliwa konieczność, za to teraz smakuje jak rozgotowany karton. Na szczęście mnie i kumpla ratowała w innym lokalu opcja na Obłonie – pszeniczne, Aksamitnoje i Magnata, przeplatane czasem Melnikiem. A ze sklepu, to co było dostępne: Irish, Wiśnia W Piwie, Paulaner, Pszeniczniak.
    U mnie jeden Komes Ciemny leży, ale po pierwszej degustacji wydawał się całkiem w porządku. Kolejne piwo, któremu będę musiał przyjrzeć się bliżej przez Ciebie 😛

  3. Leffe blonde, Achel Bruin, Rochefort 8 i 10, a tak to własne płynęły. Wino musujące na Sylwestra dobrze się zastępuje witbier’em, kriek nie był za ciężki?

  4. Od dwóch lat idealne są oryginalne szampany z Odessy i Kijowa-mało osób wie, że wielkie nazwiska win szampańskich zakładały też fabryki w ówczesnej Rosji, bo było zapotrzebowanie na takie trunki (tak ja na mocne piwa angielskie) i te szampany można dostać na Ukrainie-polecam, a dodatkowo poszło jedno z Mołdawii, też ciekawe.
    Lambic dla mnie jest zbyt esencjonalno-tokajski i przez to mało orzeźwiający; zazdroszczę za to kosztowania Pelikana 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *